"Chłopiec z lasu" Cezary Harasimowicz

"Chłopiec z lasu" Cezary Harasimowicz

Tytuł książki, o której chciałam wam dziś opowiedzieć to „Chłopiec z lasu”, ale jej główną bohaterką jest dziewczynka o imieniu Ala. Ale jest niezwykła. Lubi liczyć, nie lubi się przytulać i potrafi rozmawiać ze zwierzętami, a także przedmiotami. Ala jest córką leśniczego i mieszka na granicy lasu, który ją trochę przeraża, ale próbuje ten strach oswoić. Pewnego dnia znajduje but wśród drzew, potem drugi, a w końcu ich właściciela – przestraszonego chłopca. Jak mu pomóc? Ala ma postanowienie, że będzie dzielna i samodzielnie próbuje wymyślić jakieś rozwiązanie.

Jestem pod ogromnym wrażeniem powieści dla dzieci „Chłopiec z lasu” autorstwa Cezarego Harasimowicza, jak i ilustracji Marty Kurczewskiej, które ją zdobią. Wydawało mi się, że będzie to książka o wojnie, o rodzinie, która musi przed nią uciekać i ukrywa się w lesie. I faktycznie ten wątek reprezentuje tytułowy Chłopiec. Jednak to Ali i jej inności autor poświęca najwięcej miejsca. Nie nazywa tego, ale dorosły czytelnik może się domyślić, że ma do czynienia z bohaterką, która mierzy się z zaburzeniami ze spektrum autyzmu. Są tu wspomniane m.in. próby diagnozy. To, że Harasimowicz oddaje głos Ali, która z dziecięcą naiwnością opowiada o tym, jak postrzega świat nadaje książce niemal magiczny wymiar. Czytelnik nie widzi jej zaburzeń, a moce, jakie posiada. Ona nie jest dziwna, inna, a niezwykła, fascynująca. Może nawet niektórzy będą jej zazdrościć, że potrafi rozmawiać ze zwierzętami i przedmiotami, a nawet z uczuciami.

Ilustracje potęgują ten balansujący na granicy magii i delikatnej grozy klimat. Muszę przyznać, że to jedna z lepiej opracowanych graficznie książek jakie miałam okazuję oglądać. Zachwyca to, jak ilustracje współpracują z tekstem. Szczególnie zapadł mi w pamięci moment, kiedy Ala spotyka Chłopca. Odwracamy stroną i wpatrują się w nas jego przerażone oczy. Niezwykłe doznanie.

Długo zastanawiałam się, czy to książka dla moich dzieci. Czy jej tematyka jest odpowiednia? Czy ich nie wystraszy? Cezary Harasimowicz napisał wspaniały tekst, który fascynuje, a niepokój jaki zawiera ta historia jeszcze tę fascynację „podkręca”. Trudne tematy opisał ustami małej, wrażliwej narratorki. Narratorki, która w nieprzeciętny sposób postrzega świat. I właśnie ta perspektywa czyni tę powieść wyjątkową.

"Śladami twojej krwi" Katarzyna Wolwowicz

"Śladami twojej krwi" Katarzyna Wolwowicz

Jak dobrze znasz swoją drugą połówkę? Rupert Ogrodnik uważał, że jego druga żona Kalina, to bratnia dusza. Do czasu aż obudził się w szpitalu i usłyszał, że został napadnięty w domu, a jego żona została zamordowana. Do tego w toku śledztwa w tej sprawie wychodzi na jaw, że Kalina nie była osobą za jaką się podawał. Sytuacji Ruperta nie poprawia fakt, że w wyniku urazów jakich doznał, cierpi na amnezję. Dlaczego ktoś miał powód, aby zamordować tak empatyczną i ciepłą kobietę jaką – jak uważał jej mąż – była Kalina. Dlaczego Rupert odcina się od wydarzeń tamtego wieczora? Czy jego małżeństwo było tak idealne, jak sam to przedstawia?

Powieść „Śladami twojej krwi” Katarzyna Wolwowicz stylizuje na thriller psychologiczny. Jej centrum jest Rupert, dwukrotnie owdowiały mężczyzna. Wygląda na to, że bardzo przeżył śmierć swojej drugiej żony, a także przeżył szok dowiadując się, że go okłamała. Nie może pogodzić się ze stratą, a także z kłamstwem w jakim żył. Zaczyna prowadzić coś na kształt prywatnego śledztwa, aby poznać jej przeszłość i znaleźć mordercę. Nie może pogodzić się ze stratą, a także z kłamstwem w jakim żył.

Żałoba i dociekania Ruperta przerywane są fragmentami na temat Kaliny. Zaglądamy za drzwi patologicznego domu w jakim się wychowała, a także obserwujemy, jak próbuje poradzić sobie po wyrwaniu się z tego miejsca. W tym miejscu można postawić pytanie, czy traumatyczne dzieciństwo wzmacnia czy niszczy? Jest ono o tyle ważne, że Wolwowicz stawia na kontrasty, zestawia biedni i bogaty dom. Przeciwwagą dla Kaliny, która musiała o wszystko walczyć, jest Roksana, dorosła już córka Ruperta. Wychowała się ona w dobrobycie. Która z tych kobiet wyrosła na lepszego człowieka? Która jest/była bardziej szczęśliwa?

Cały czas zastanawiam się, czy perspektywa Ruperta jest najlepsza do opowiedzenia tej historii. Wolwowicz chce stworzyć skomplikowaną postać, która pragnąc miłości sama siebie oszukuje. Pokusiła się nawet o mała analizę psychologiczną jego osobowości i przyczyn takiego postrzegania kobiet, jednak nie wydaje mi się ona szczególnie głęboka i nie czyni wdowca – w moich oczach – ciekawą postacią.

Zerknijmy na inne wątki: Kaliny, Roksany, śledztwa w sprawie morderstwa i Marka (przyjaciela Ruperta). Każdy z nich to jakaś część tej historii, jednak Wolwowicz bardzo szybko je wyczerpuje. Może się wydawać, że to w porządku, skoro odegrały już swoją rolę, jednak miałam wrażenie, że są porzucane przez autorkę. Śledztwo było, policjanci osaczali wdowca i nagle przestali. Roksana przyjechała, namąciła i pojechała, podobnie Marek. Miałam poczucie, jakby autorka nagle porzucała te wątki, bo już nie były jej potrzebne.

„Śladami twoje krwi” to nie jest zła powieść, ale nie wyróżnia się szczególnie na tle innych książek tego typu, a także wśród powieści Katarzyny Wolwowicz. Przede wszystkim nie udał jej się wykreować napięcia, jakie dla mnie jest obowiązkowe w podobnych powieściach. Z ciekawością odkrywałam sekrety Kaliny, ale już warstwa psychologiczna, analiza bohaterów wdała mi się powierzchowna. Trochę jak przy wyeksploatowanych wątkach, pisarka chyba uznała, że to wystarczy, jednak ja odczuwam niedosyt.

[Egzemplarz recenzencki]

"Pan Błysk" J. R. R. Tolkien

"Pan Błysk" J. R. R. Tolkien

Panie Błysk, czy wart było tak szaleć? Ostrożnym trzeba być. Ludzie tylko czekają, żeby „ugrać” coś dla siebie. A auto to niebezpieczna maszyna. Łatwo o wypadek, Panie Błysk. Oczy trzeba mieć dookoła głowy, bo zza rogu może ktoś wyskoczyć, a różnego sortu łobuzy tylko czają się, aby zaczepiać kulturalnych obywateli. Tym oto wstępem zapraszam was na prezentację bajki autorstwa J. R. R. Tolkiena pt. „Pan Błysk”.

O czym jest ta książka? Pan Błysk to nieco ekscentryczny gentleman, który uwielbia wysokie cylindry, a w ogródku trzyma Żyrólika (nielegalnie zresztą). Pewnego dnia postanawia kupić samochód. Koniecznie żółty i z czerwonymi kołami. Nieostrożna jazda, jak i zwykły pech powodują ciąg dziwnych wypadków. Każda próba naprawy kończy się klapą, a straty idą w funty.

We wstępie do książki można przeczytać, że „Pan Błysk” jest porównywany do „Przygód Alicji w Krainie Czarów” (czy Dziwów zależnie od tłumaczenia). Jednak w moim odczuciu opowieść napisana przez Tolkiena jest bardziej absurdalna, aczkolwiek nie wykracza poza absurdy typowe dla bajek. Carroll umieścił akcję w niesamowitej krainie, gdzie wszystko jest możliwe i czytelnik akceptuje ten brak zasad. Natomiast tło „Pana Błyska” wygląda z angielska i podświadomie zakładamy pewną logikę. Jednak bajki bywają „no rules”, a Tolkien i jego nieokiełznana wyobraźnia na wiele sobie pozwalają. Samochód, w którym można upchnąć tyle pasażerów i towarów, ile w małym busie, niedźwiedzie-łobuzy (które oczywiście mówią ludzkim głosem), żarłoczna rodzina Tumańskich no i przedziwny Żyrólik – te elementy zdecydowanie zasługują na wyróżnienie. A przede wszystkim nieprzewidywalne skutki działań bohaterów jakże zachwycające i gwarantujące czytelnikom dobrą zabawę.


Bez wahania mogę napisać, że „Pan Błysk” to moja ulubiona bajka autorstwa Tolkiena. Tak, jest dedykowana dzieciom, ale ten szalony ciąg wydarzeń idealnie wstrzelił się w moje poczucie humoru. Tempo tej historii i jej energia są niesamowite. Pewnie samego bohatera mocno przytłoczyły, ale czytelnik powinien być zadowolony.

Chyba tak jest, Panie Błysk, że łatwo śmiać się z czyjegoś nieszczęścia i – przyznam Panu rację – jest to wyjątkowo niegrzeczne, ale co poradzić, kiedy te wydarzenia przedstawia tak wspaniały pisarz.

[Egzemplarz recenzencki]


"Plaża pod zeszytami" Thierry Coppée

"Plaża pod zeszytami" Thierry Coppée

Co to Toto będzie robił, gdy skończy szkołę? Kto zjadł czekoladowy mus? Kiedy Toto skończy 8 lat? Dlaczego jest wskazana, aby jeździł na rowerze? Ile ma kuzynów? Czy jego rodzice doczekają się dobrego świadectwa syna? Czy można dostać karę za coś czego się nie zrobił?

Toto, mistrz ciętej riposty, wraca w kolejnym (już trzecim) zeszycie pt. „Plaża pod zeszytami”. Toto może nie ma najlepszych ocen. Jest typem leniuszka i kombinatora, ale jak coś powie, to „kopara opada”. I właściwie nie ma co się oburzać, bo są to wyjątkowo błyskotliwe komentarze. Dlatego czytanie serii komiksów „Żarciki Toto” to zaskoczenie połączone z dobrą zabawą.


[Egzemplarz recenzencki]

"Niemożliwe życie" Matt Haig

"Niemożliwe życie" Matt Haig

Czy dostaliście kiedyś wiadomość o nieoczekiwanym spadku? Ja tak, ale egzotyczne imię i nazwisko rzekomego przodka „pachniało” przekrętem., niestety. Jednak Grace Winters, bohaterce powieści Matta Haiga pt. „Niemożliwe życie” po długim zastanowieniu udało się przypomnieć kim jest kobieta, która zostawiła jej dom na Ibizie. Kiedyś pomogła Christinie van der Berg, zaoferowała swoja obecność, a teraz dawna znajoma odwdzięcza się za ten przyjazny gest. Wróćmy jednak do Grace. Jechać czy nie jechać? Oto jest pytanie. Z jednej strony kobieta jest już na emeryturze, pochowała syna i męża, a także większość przyjaciół. Nic jej nie trzyma w miejscu, które zamieszkuje. Z drugiej strony, czy po siedemdziesiątce warto rzucać się w wir przygody? Czy ma ona jeszcze siły na tak wielką zmianę?

Powieść „Niemożliwe życie” ma w sobie wiele cech bajki dla dorosłych. I nawet nie chodzi mi o niesamowite wydarzenia, jakie są przyczynkiem do zawiązania tej historii. Haig zręcznie łączy elementy obyczajowe, przygodowe i fantastyczne. Te pierwsze oczywiście wiodą prym, jednak Grace odwiedza na wyspie niesamowite miejsca. Przeżywa też różne przygody, a numerem jeden jest odkrycie, jak Christinie zmarła i dlaczego właśnie jej zostawiła dom. Tę baśniowość świetnie równoważy profesja głównej bohaterki. Zanim przeszła na emeryturę nauczała matematyki. Grace szuka prawidłowości wśród niesamowitych rzeczy, których doświadcza. Można powiedzieć, że zakotwicza tę opowieść w realizmie i nie pozwala jej odlecieć. Ale może z czasem odpuści? Kto wie?

W tym wszystkim jest dużo refleksji i to tak umiejętnie zawartej, że nie przyćmiewa ona treści, a z niej wynika. Generalnie jest to książka o tym, że aby żyć trzeba zacząć żyć. Przeszłość należy przepracować i zostawić za sobą. Warto otworzyć się na nowe doświadczenia i szczyptę szaleństwa. Ile ja razy słyszałam od starszych osób: „W moim wieku już nie wypada.” Grace też się wzbrania, ale urok wyspy, a także niezwykłe wydarzenia ułatwiają jej przełamanie barier. Przy okazji miejsca akcji autor przemycił trochę ekologiczno-gospodarczych treści. Pojawia się konflikt turystyka, za która stoją pieniądze, kontra natura, która jest atutem wyspy, ale też jest „zadeptywana” przez tych, którzy zostawiają tu pieniądze.

Mądra i urokliwa powieść wzbogacona elementami przygody – tak mogę podsumować „Niemożliwe życia”. Cenię kiedy lektura skłania do refleksji, ale czytelnik nie jest nią „przygnieciony”. W trakcie czytania tej książki świetnie się bawiłam, a przy tym same z siebie zrodziły się w mojej głowie pewne przemyślenia. Pamiętajcie kochani, że wiek to tylko stan umysłu. Pozdrawiam was i zachęcam do przeczytania tej publikacji.

[Egzemplarz recenzencki]

"O kotku, który bał się wszystkiego" Eric-Emmanuel Schmitt

"O kotku, który bał się wszystkiego" Eric-Emmanuel Schmitt

Bardzo lubię książki Erica-Emmanuela Schmitta, ale wielkim zaskoczeniem było dla mnie, że autor ma też na swoim koncie teksty dla dzieci. Spod jego pióra wyszła seria „Sowie opowieści”, a moja córka dostała jako prezent z przedszkola jedną z książek, która się do niej zalicza. Mowa o bajce „O kotku, który bał się wszystkiego”. Jej główny bohater ma na imię Fortunio. Nie uważa on siebie za odważnego kota. W przeciwieństwie do swojego brata, boi się skoczyć z wysoka, czy wdrapać się na słup elektryczny. Ten brak odwagi bardzo mu doskwiera, dlatego babcia wysyła go do mądrej Sowy Minerwy, z nadzieją, że ta będzie miała jakąś radę dla Fortunia. Czy sowa filozofka znajdzie sposób, żeby wyjaśnić kotom czym jest odwaga, gdzie się kryje i jak się objawia?

Schmitt pisze mądre, skłaniające do refleksji powieści dla dorosłych, także bajka, którą napisał, jest bardzo wartościowa. Jej głównym tematem jest odwaga, a autor pragnie zaakcentować, iż nie ma ona nic wspólnego z brawurą.

Przyjrzyjmy się przez chwilę metodom Sowy Minerwy. Najpierw tłumaczy ona kotkowi wszystko w pięknych słowach, a ten coś z tego zrozumiał, ale chyba nie do końca, albo te słowa go nie przekonały. I czasami tak jest w życiu. My dzieciom coś tłumaczmy, a nasze gadanie idzie na marne. Skoro słowa nie mają mocy przekonywania, to może czyny. Ale jak udowodnić komuś, że jest odważny, skro ten boi się zrobić większość rzeczy. To może mała prowokacja? Właściwie nie taka mała, bo będziemy świadkami dramatycznych wydarzeń, w których Fortunia nikt nie wyręczy. Albo pokona on swoje lęki, albo wydarzy się tragedia.

Klasa, klasa i jeszcze raz klasa. Fantastycznie, że autor prezentuje morał bajki i przez słowa, i przez czyny. To wzmacnia przekaz. Jestem pewna, że książka doda siły wielu czytelnikom. Pokaże im, że nie zawsze trzeba wejść na najwyższe drzewo, aby zaimponować grupie. Bo odważnym należy być mądrze i wtedy, kiedy jest to naprawdę konieczne.

"Przecież zaraz wrócę" Magdalena Lilla

"Przecież zaraz wrócę" Magdalena Lilla

Powieści obyczajowe dają nam szansę, aby wejść w czyjeś życie, spojrzeć na świat oczami innej osoby. Bohaterów takich książek „bierzemy” z ich radościami i problemami, a także relacjami. W publikacji autorstwa Magdaleny Lilli pt. „Przecież zaraz wrócę” staniemy u boku Julii. Dziennikarki, matki, a przede wszystkim kobiety ambitnej i silnej. Życie nie poskąpiło jej wyzwań, szczęścia, ale też bólu. Ten ostatni może być wyjątkowo przytłaczający. Na szczęście Julia trafiła na ludzi, którzy okazali się solidnym wsparciem.

Gdybyście zapytali mnie o motyw przewodni powieści „Przecież zaraz wrócę”, powiedziałbym, że jest to strata. Jednak dość długo się on klaruje, bo autorka dokładnie przedstawia nam główną bohaterkę. Wskazuje na jej korzenie, mocne strony, a także prezentuje najbardziej burzliwe wydarzenia z jej życia. Magdalena Lilla ma bardzo przyjemny styl pisania, więc czyta się to wybornie (z pewnym wyjątkiem, o którym jeszcze napiszę). Co prawda na początku nieco umyka nam istota powieści, jednak w przypadku literatury obyczajowej, tak szerokie opisanie postaci jest usprawiedliwione i wielu czytelników – w tym ja – to lubi.

Autorka aspiruje do napisania powieści wielowątkowej i to ja trochę gubi. W mojej ocenie niepotrzebnie rozwija wątki związane z postaciami drugoplanowymi np. otwarcie prywatnego gabinetu przez przyjaciółkę Julii, albo wszechobecne ciekawostki i przemyślenia na tematy niezwiązane z główną osią fabuły. Statystyki dotyczące chorób psychicznych i samobójstw, rozprawa nad znaczeniem snu dla zdrowia, dyskusja na temat ról w małżeństwie i inne bardzo długie fragmenty nie wnoszące nic do tej książki. Szanuję, że autorka do pewnych informacji się dokopała, ale czy wszystkim trzeba się dzielić. Czy trzeba przedstawiać biografię Hipokratesa? A może wystarczy wspomnieć, że dziadek zainspirował wnuczkę opowiadając o tej postaci?

Zamiast tego wolałabym więcej problemów, codziennych wyzwań Julii. Pomimo trudnej sytuacji jej życie wydaje się uporządkowane. Z jednej strony ma małe dziecko, więc jej ciężko wszystko pogodzić, ale na stronach tej książki widzimy rezolutnego chłopczyka, który po wstaniu cichutko układa klocki w swoim pokoju. Widzimy kobietę, która spokojnie robi zakupy, a nie spoconą matkę targającą rozwrzeszczane, zmęczone po przedszkolu dziecko. Tej prozy życia mi w „Przecież zaraz wrócę” może nie zabrakło, ale na pewno było za mało. A przecie Magdalena Lilla kreuje bohaterkę, która właśnie z nią się zmaga. Natomiast autorka oferuje czytelnikom wiele wspierających słów. Jest o sile do stawiania czoła przeciwnością, jest o solidarności i o mocy dobrych relacji.

[Egzemplarz recenzencki]

"Córki tęczy" Hanna Cygler

"Córki tęczy" Hanna Cygler

W powieści „Córki tęczy” Hanna Cygler skrzyżowała losy dwóch kobiet z kompletnie innych światów. Zuzanna to businesswomen. Prowadzi fabrykę okien w Gdańsku i jest silną, niezależną rozwódką. Przykre doświadczenia z mężem odebrały jej chęć do związków, ale samotność coraz bardziej jej doskwiera. Joy natomiast mieszka w Pretorii (RPA). Po śmierci matki opiekuje się młodszymi siostrami i za wszelką cenę próbuje związać koniec z końcem. Joy to silna i ambitna osoba z zasadami. Wychowana przez matkę dziennikarkę i aktywistkę przejęła od niej pragnienie wiedzy, ale też mocno odczuwa niesprawiedliwości, jakie są codziennością w zamieszkującym przez nią kraju. Autorka tak pokierowała losami tych bohaterek, że jedna drugiej pomogła, a wydarzenia ze stron „Córek tęczy” okazały się zalążkiem wielkiej przyjaźni.

„Piękna i poruszająca historia o kobiecej solidarności i potrzebie niesienia sobie pomocy, niezależnie od koloru skóry”1 możemy przeczytać w opisie książki na okładce. Główne bohaterki to kobiety. Dodałabym silne, ale też pogodzone z losem, chociaż łapiące okazję, aby ten los poprawić. Joy chyba nieco przyćmiewa Zuzannę swoją egzotyką, jednak oba wątki mają wiele do zaoferowania.

Akcja tej książki jest spokojna choć nie pozbawiona dreszczyku emocji, a także solidnego przygotowania (szczególnie w opisach afrykańskich realiów). Cygler opisuje swoje bohaterki i metodycznie prowadzi do punktu kulminacyjnego. Został on umiejscowiony w RPA. W końcówce atmosfera gęstnieje, robi się niebezpiecznie, a – chyba nie przesadzę, jak napiszę, że – powieść „skręca” w kierunku thrillera.

Mnie ta książka spodobała się, dzięki pięknie opisanym kobietom. W literaturze obyczajowej szukam ludzkich historii i to mi Hanna Cygler dała. Bohaterki, które mogłam dobrze poznać. Kobiety, które zaimponowały mi swoją siłą i ambicjami, ale też podzieliły się ze mną troskami. Kobiety, które zobaczyły człowieka w człowieku. Kiedy było trzeba wyciągnęły pomocną dłoń i pomogły najlepiej jak umiały.

Polska autorka, która śmiało wychodzi poza znajome podwórko. Nie jest to coś niespotykanego, ale jednak mniejszość pisarek decyduje się umiejscowić akcję swojej powieści za granicą, na nieznanym terenie. Natomiast właśnie to wyróżnia „Córki tęczy”. Coś co wcześniej nazwałam egzotyką, ale podczas czytania książki staje się nam wyjątkowo bliskie.

1 Hanna Cygler, "Córki tęczy", wyd. Luna, Warszawa 2022, okładka.

"Królik, królewna i marmolada" Leopold Chauveau

"Królik, królewna i marmolada" Leopold Chauveau

„(…) opowiedz mi bajkę o marmoladzie”1 zażyczył sobie Henio pałaszując wielką kanapkę. Jest to wyzwanie. Mamy bajki o zwierzętach, o rycerzach, ale o marmoladzie? Czy marmolada może być bohaterem literackim? W bajkach wszystko jest możliwe i nawet marmolada może odegrać ważną rolę. Jak z marmoladowym wyzwaniem poradził sobie Leopold Chauveau? Efekt możemy zobaczyć w opowieści pt. „Królik, królewna i marmolada”.

Zacznę od tego, że Królik nie jest królikiem. Jest to imię chłopca. (Bardzo ciekawie o genezie tego słowa pisze Maria Raczkiewicz-Śledziewska, tłumaczka książki. Warto przeczytać posłowie, bo dzięki niemu jeszcze bardziej docenimy Cheauveau jako pisarza.) Chłopca, który zamiast rosnąć malał, ale z wiekiem rosłą u niego żądza przygód. Pewnego dnia podkradł ojcu chodaka i wsiadł do niego niczym do łódki. Prąd porwał go w wielki świat zostawiają za plecami tatę wykrzykującego gniewnie: „Gdzie mój chodak?! Kto mi go gwizdnął?!”2. Jednak Królik nie oglądał się za siebie. A przed sobą widzi... kaczkę. Zwierzę to nie jest może obietnicą wielkiej przygody, jednak gdyby nie ona... Starczy już tego zdradzania fabuły. Dodam tylko, że w tej bajce będzie i księżniczka, olbrzym i wyjątkowo nieogarnięty admirał. Będzie też magiczna marmolada, a kto ją zje, ten...

Bajki Leopolda Chauveau to przede wszystkim świetna zabawa. Po pierwsze bajkowa konwencja pozwala na zerwanie z wieloma regułami. Tu chłopiec może rozmawiać z kaczką, a zwykłe jedzenie może zmieniać świat. Autor skrzętnie to wykorzystuje tworząc lekko absurdalną, ale jakże uroczą i wciągającą – przez ciekawe zwroty akcji – opowieść. To jest taka historia, której się kompletnie poddajemy i jesteśmy gotowi na wszystko, a to wszystko sprawia nam wielka radość.

Mam takie wspomnienia z dzieciństwa, kiedy leżałam już w łóżku, a dziadek pytał mnie, o czym chciałabym bajkę. Proponowałam przeróżne tematy, a on w kilka sekund wymyślał zajmującą opowieść. Dokładnie takie są bajki Chauveau, nie wygładzone i ociekające brokatem, a żywe, spontaniczne. Nieco absurdalne, co dla mnie jest plusem, bo ten bajkowy absurd ukształtował moje literackie upodobania i niejako tym dla mnie są książki. Przekraczaniem granic, spuszczaniem wyobraźni ze smyczy. A także radością. Dlatego, zakochana w tej bajce po same uszy, serdecznie polecam wam „Królika, królewnę i marmoladę”.

1 Leopold Chauveau, „Królik, królewna i marmolada”, przeł. Maria Raczkiewicz-Śledziewska, wyd. Noir sur blanc, Warszawa 2024, s. 9.

2 Tamże, s. 14.

[Egzemplarz recenzencki]

"Dziecko w świecie trudnych emocji" Weronika Jackowska

"Dziecko w świecie trudnych emocji" Weronika Jackowska

Złość, strach, smutek w mowie potocznej określane są jako te złe emocje. Aczkolwiek lepiej określać je trudnymi, jak chociażby Weronika Jackowska w tytule swojej książki „Dziecko w świecie trudnych emocji”. Jest to poradnik dla rodziców, bo ci wspólnie z pociechami je przeżywają. Chcą chronić dzieci przed nimi. Czy to dobra strategia? Jak pomóc dziecku w trudnych chwilach? Jak nie umniejszyć temu co czuje? Jak je wzmocnić i nauczyć radzić sobie z emocjami? Między innymi na te pytania odpowiada psycholożka, psychoterapeutka i autorka książki, Weronika Jackowska.

Bez zbędnej zwłoki napiszę, że znalazłam w tym poradniku wszystko, czego oczekiwałam. Merytoryczną treść (co?, jak? dlaczego?) z odniesieniem do badań, ale przedstawioną w przystępnej formie. Konkretne rady, odpowiedzi, techniki, a także materiały do pacy z dzieckiem pomagające ukoić emocje, a także porozmawiać o nich w formie zabawy. A do tego ogrom empatii. Jackowska nie ocenia nas jako rodziców. Ma dla nas dużo zrozumienia i przypomina, jak ważne jest dbać o samych siebie. Oczywiście mówi o tym, jak nasze słowa czy zachowanie może być odbierane przez dziecko, ale nie brzmi to jak groźba w stylu: „Uważaj bo zniszczysz delikatną psychikę dziecka”. To jest raczej takie: „Stop. Zatrzymaj się i przemyśl, jak twoje zachowanie może zostać odebrane.”

Bardzo lubię polecać wam dobre poradniki. Książki, które coś wnoszą. I nie chodzi mi o wielkie metamorfozy, ale o wspomniany już „Stop”. Chodzi o zastanowienie się nad stosowanymi metodami. Mogłabym dodać w bezpiecznej przyjaznej przestrzeni, bo Jackowska takową tworzy na stronach tego poradnika. Chodzi o wiedzę, która pomaga nam działać świadomie. Bo wiedza – dobrze przekazana – jest jak światełko w ciemności. Pozwala na trzymać się właściwej drogi i dotrzeć do obranego celu. A na pewno takim jest wychowanie mądrego i silnego psychicznie człowieka.

[Egzemplarz recenzencki]

"Piekło" Katarzyna Wolwowicz

"Piekło" Katarzyna Wolwowicz

Siódmy tom cyklu z komisarz Olgą Balicką pt. „Piekło” zaskoczył mnie. Myślałam, że punktem wyjścia dla fabuły będą wydarzenia kończące poprzednią część czyli „Części zamienne”. Jednak Katarzyna Wolwowicz sprawnie rozwiązała problemy głównej bohaterki i szybko zagoniła ja do pracy. Natomiast luźno nawiązuje do problemów pani komisarz, bo sprawa, którą przyjdzie jej prowadzić na stronach „Piekła” dotyczy dzieci. Chora dziewczynka, która najprawdopodobniej została otruta, cierpiący na raka chłopiec, epidemia grypy jelitowej a także zamordowany – najprawdopodobniej przez mafię – dziennikarz: w tej sprawie niewiele do siebie pasuje, ale jeleniogórscy śledczy dołożą wszelkich starań, aby ułożyć te puzzle.

„Piekło” to taki kryminał, którego akcja długo się zawiązuje. Wynika to z tego, że autorka rzuca kilka wątków, które z czasem zaczynają się zazębiać. Na początku czytelnik musi się z nimi zapoznać, a potem może – wraz z bohaterami książki – zacząć je badać. Jest to całkiem wdzięczna i angażująca konstrukcja fabuły. Do tego Wolwowicz – podobnie jak w poprzednich częściach – pozwala czytelnikom uczestniczyć w zebraniach grupy śledczej, dzięki czemu ten ma wgląd w pracę wszystkich policjantów i może wysłuchać ich pomysłów i wniosków.

Niektóre momenty tej powieści są wyjątkowo poruszające. Autorka zastanawia się, ile rodzic jest w stanie zrobić, aby pomóc swojemu dziecku. Czy są jakiekolwiek granice? Czy można usprawiedliwić zachowanie zdesperowanego opiekuna? A także czy warto? Czy warto zaprzedać duszę? Można powiedzieć, że sprawa, jaka jest prowadzona w tej powieści obnaża ludzką obojętność i chciwość. Bezwzględni ludzie, którzy bez wahania wykorzystają najmniejszy słaby punkt, a także kompletnie nie przejmują się (globalnymi) skutkami swoich działań. Spryt czy bezmyślność? Takie pytanie chodzi mi po głowie.

Już kolejny raz przekonuję się, że Katarzyna Wolwowicz pisze zgrabne kryminały. W siódmym tomie cyklu z Olgą Balicką przedstawia nam – nie przesadzę, jak napiszę – spektakularną sprawę. Taka niepozorna Jelenia Góra, a takie machloje tam się odbywają. Oczywiście piszę to z przymrużeniem oka. Natomiast już bez żartowania mogę dodać, że „Piekło” to powieść, która bardzo fajnie się rozpędza. Poszczególne wątki zostały dobrze przemyślane, aby „zajść” rozwiązanie sprawy z kilku stron. Mnie się to bardzo podoba.

[Egzemplarz recenzencki]

Ćwiczenie koncentracji z koralikową prasowanką "Kraina lodu"

Ćwiczenie koncentracji z koralikową prasowanką "Kraina lodu"

Mam tę moc”1 śpiewała Elza, bohaterki animacji „Kraina lodu”. Kiedy przeglądam zestawy kreatywne dla dzieci, aż chce mi się krzyknąć: „Wy też macie moc, aby robić piękne rzeczy.” Kto nas zna, wie, że uwielbiamy testować tego typu produkty. Ostatni M. dostała w prezencie tzw. koralikowe prasowanki. Dla niej nie do końca nowa rzecz, bo miała okazję stworzyć coś z podobnych koralików u koleżanek, ale ja patrzyłam z ciekawością, jak to działa i co nam z tego wyjdzie.

W zestawie poza koralikami i pudelkiem do ich przechowywania (chwała producentowi za to pudełko) znajdziemy instrukcje, jak zrobić bohaterów z bajki „Kraina lodu”. To są dosłownie cztery karteczki, ale jakże zachęcają do działania. Z tą wyobraźnią u dzieci jest różnie. Nie każdy jest w stanie w parę minut przekształcić stos koralików w postać. Dzięki podpowiedziom można wykonać coś naprawdę spektakularnego, szczególnie jeżeli pociecha lubi tę bajkę.

Co jeszcze znajdziemy w opakowaniu. Podkładkę z wypustkami, na której układa się pożądany kształt. Generalnie układanie wymaga nieco cierpliwości, bo łatwo zniszczyć swoją pracę nieostrożnym ruchem, więc zabawa ta jest fantastycznym ćwiczeniem na skupienie.

Aby utrwalić pracę, należy ją przeprasować. W zestawie znajdziemy papier do podłożenia pod żelazko. To jest oczywiście zadanie dla rodzica. Przyznam, że pierwszej figurce nieco stopiłam uczy, ale praktyka czyni mistrza. Kolejne wyglądał lepiej.

Moja córka bardzo lubi układać wzory z tych koralików. Chętnie korzysta zarówno z podpowiedzi, jak i projektuje własne wzory. Mnie szczególnie cieszy, że ćwiczy przy tym koncentrację. Można powiedzieć, że nagroda, jest efektowne dzieło.

1 „Mam tę moc”, sł. Robert Lopez, Kristen Anderson-Lopez , 2013, wyk. Katarzyna Łaska

"Traktorek i małe kłamstwo" Natalia Quintart

"Traktorek i małe kłamstwo" Natalia Quintart

Jednym z częstych problemów, który przewija się przez internetowe fora dla rodziców są dziecięce kłamstwa. Wkurzamy się, kiedy pociecha nas okłamuje. Prawimy kazania o konieczności mówienia prawdy. Mamy dużo racji bo szczerość jest ważna. Dzięki niej można uzyskać potrzebną pomoc. Jednak zastanówmy się nad metodą rozmawiania o niej. Chciałabym pokazać wam książkę pt. „Traktorek i małe kłamstwo”. Mądrą historię, która jest świetnym przykładem, dlaczego nie trzeba wstydzić się mówić prawdy oraz dlaczego warto słuchać dobrych rad.

Pies, przyjaciel Traktorka, złamał łapę, ale ma pracę do wykonania. Musi przepędzić owce na drugie pole, aby te miały soczystą trawę do skubania. Traktorek oferuje pomoc. Niestety owce przed nim uciekają i nie udaje mu się wykonać zadania. Szuka pomocy u innych mieszkańców podwórka, ale ci odsyłają go do psa, który jest ekspertem od pilnowania owiec. Traktorkowi ciężko przyznać się do porażki, ale chyba nie ma innego wyjścia.

Ależ ja lubię takie bajki. Proste i opracowane w atrakcyjny dla dziecka sposób. Tu – z racji tego, iż bohaterem jest maszyna – pewnie bardziej zainteresowani będą chłopcy, ale wierzę, że i dziewczynki spojrzą na nią przychylnie. Urzekło mnie to, że dziecko może szybko wychwycić, co Traktorek zrobił niewłaściwie. Najpierw nie posłuchał wskazówek przyjaciela, potem nie chciał się przyznać, przez co owce nie miały czego jeść. Takie bajki łatwo odnieść do życia codziennego: Coś się nie udało, ale zamiast się zamartwiać może warto poprosić (rodzica, babcię, opiekunkę, panią w przedszkolu itd.) o pomoc, a wspólnie uda się naprawić szkodę.

Natalia Quintart, autorka książki, zaakcentowała też, że kłamstwo to niekoniecznie wyrafinowanie działanie. Traktorek wstydził się powiedzieć, że zawiódł. Podobne emocje mogą targać dzieckiem. Może obawiać się kary, krytyki ze strony opiekuna, albo ciężko mu pogodzić się z porażką. Warto, nie tylko wymagać od dziecka szczerości, ale dbać od bezpieczną przestrzeń do jej wyrażania. Przestrzeń pełną wsparcia, a nie oceniania.

Seria o Traktorku polecana jest już dla dzieci w wieku przedszkolnym. To atrakcyjny sposób, aby rozmawiać z maluchami rzeczach ważnych. Jasny przekaz, kolorowe ilustracje, niebanalni bohaterowie – mojemu synkowi i mnie to się bardzo podoba. Junior chętnie wysłuchał bajki i – co ważne – ją zrozumiał. Myślę, że w trudnych momentach bardziej obrazowe będzie odwołanie do tego opowiadania niż prawnie kazań: „Dziś byłeś jak Traktorek? Popełniłeś błąd, ale poprosiłeś o pomoc. Bardzo mądrze się zachowałeś.”

Książka "Traktorek i małe kłamstwo" dostępna jest m.in. na stronie wydawnictwa.

[Egzemplarz recenzencki]

Copyright © Asia Czytasia , Blogger