"Noc" Bernard Minier

Czy ja w recenzji powieści „Nie gaś światła" narzekałam, że Bernard Minier zapomniał o Julianie Hirtmannie, psychopatycznym mordercy, który nie daje spać spokojnie komisarzowi Martinowi Servazowi i jego współpracownikom. Mogę powiedzieć, że moje jęczenie „zostało wysłuchane”, bo bohater ten powraca w czwartym tomie cyklu pt. „Noc”. W jaki sposób uprzykrzy on życie policjantom z Tuluzy? A może w końcu Servaz i spółka pozbędą się przyczyny bezsennych nocy i obsesyjnych myśli?

Na początku powieści zwątpiłam, czy czytam książkę francuskiego autora. Minier wprowadza postać Kristen Nigaard, norweskiej policjantki, a akcja ma miejsce na platformie wiertniczej na Morzu Północnym. Servaza – i innych dobrze znanych czytelnikom tego cyklu bohaterów – na horyzoncie nie widać. W końcu doczekałam się i przekonałam, że czytam to, co planowałam czytać. Servaz wraca na służbę i bierze udział w dramatycznym zatrzymaniu (notabene gwałciciela), a i panna Higaard przemieszcza się do Francji wypytując się o komendanta. Pokazuje mu zdjęcia znalezione u ściganego na platformie człowieka (prawdopodobnie Hirtmanna), na których Servaz rozpoznaje siebie. W pliku jest też zdjęcie chłopca, podpisane „Gustav”. Kim jest to dziecko? Czy Hirtmann ciągle obserwuje „dawnego znajomego”? Co planuje? Jaką rolę ma odegrać w jego planie Norweżka?

Po przeczytaniu czwartego tomu z komisarzem Servazem stwierdzam, że zdobył on popularność głownie dzięki antagoniście, czyli Hirtmannowi. Mamy tu wyzutego ze wszelkich uczuć, piekielnie inteligentnego psychopatę, a do tego, tenże nudzi się. Nie bez znaczenia są również nawiązania do BDSM. Te dwa elementy skutecznie tworzą mroczną, niebezpieczną otoczkę, która wytwarza wspaniałe napięcie. I nie zaprzeczę, że książki te czyta się z zainteresowaniem, pomimo że akcja „Nocy” standardowo (jak to u Miniera) znacznie zwalnia w środkowej fazie, a finał jest dość rozwlekły. Natomiast pisarz ten ma u mnie ograniczony kredyt zaufania, co oznacza, że sięgając po jego powieści zamieniam się w czytelnika-upierdliwca. Mogę wybaczyć, że intryga zawarta w „Nocy” jest przekombinowana. Niech będzie, jeżeli to przekłada się na zacną lekturę. Jednak zauważyłam, że autor lubi „rzucać słowa na wiatr”, aby wywołać kreślone wrażenie. Chociażby otwierająca powieść scena, kiedy Kristen spotyka w pociągu nachalną kobietę wywołuje wrażenie zagrożenia i wielkiego planu wobec policjantki. Później pisarz ledwie do niej nawiązuje. Jeżeli już jesteśmy przy Norweżce to wydaje się ona wyjątkowo niespójną (niczym kiepska aktorka) i właściwie niepotrzebną postacią. A Martin – rzekomo – bardzo zmienił się po wyjściu ze śpiączki, jednak tylko w ustach współpracowników, a nie w czynach. Ostatnia rzecz, to pewne frazy, które mają „podkręcić” końcówki rozdziałów. Drogi autorze, skoro piszesz, że ktoś pożałuje swoich słów, to niech ich pożałuje.

Jak widzicie, mam bardzo skompilowaną relacje z Minierem. Nie mogę zaprzeczyć, ze cykl z Servazem wciągnął mnie. Równolegle okropnie mnie wkurza i mam perwersyjną przyjemność w wyszukiwaniu w nim niedoróbek. Ewidentnie wyzwala we mnie mroczne (czytelnicze) instynkty.

8 komentarzy:

  1. Skoro cykl budzi tak silne emocje, to na pewno na długo zostanie w Twojej pamięci.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gracias por la reseña

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze się zastanowię nad lekturą tej książki, pozdrawiam Asiu .

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapiszę tytuł, chętnie przeczytam:)
    Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja lubię Miniera, ale jeszcze nie wszystkie jego książki przeczytałam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Znam autora, ale nie jestem wielką fanką, czytałam Jego dwie książki i cały czas mam mieszane uczucia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo lubię ten cykl.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Asia Czytasia , Blogger