"Ktoś tak blisko" Wojciech Wolnicki
„Tulpa – równoległa osobowość, którą wyróżnia samoświadomość oraz niezależność od osoby, która wykreowała ją w swoim umyśle. Bywa określana jako »wymyślony przyjaciel«, jednak w miarę rozwoju zaczyna podejmować własne decyzje oraz wysnuwać samodzielne wnioski.”1
„Tulpa” to również tytuł cyklu kryminalnego, którego autorem jest Wojciech Wolnicki, tworzący do tej pory pod pseudonimem W. & W. Gregory. Spotkamy w nim bardzo ciekawego detektywa, który jest owym alter ego. Robert Kortz, bo o nim mowa, to szykowny, bystry gentleman. Nie ma ciała, ale chętnie komentuje świat, który go otacza. Będzie on musiał wesprzeć swojego twórcę, wokół którego zaczynają ginąć ludzie. Ten twórca nazywa się Jacek Tylek i aspiruje na pisarza. Co prawda jeszcze nikt nie zainteresował się jego powieściami, ale on się nie zraża i tworzy kolejne konspekty i teksty. Jacek miał brata, Mariusza, który – w przeciwieństwie do niego – odniósł sukces jako autor kryminałów. To właśnie zabójstwo – dodać muszę, że spektakularne – Mariusza jest początkiem tej makabrycznej serii. Kolejne morderstwa sprawiają, że jego znajomi zaczynają się bać o swoje życie. Co ciekawe są one odzwierciedleniami scen z książek, a nie wszystkie z nich zostały wydane.
Oczy czytelnika kierują się w stronę Jacka. No, facet nie wzbudza zaufania. Otacza go jakaś „niechlujna” energia, co zapewne ma równoważyć Robert Kortz. Co więcej Jacek co jakiś czas „odpływa”. Do tego stopnia, że nie pamięta, co się wokół niego dzieje i nie ma wspomnień z czasu kiedy dokonano morderstw. A wiemy, że ma on nieokiełzaną wyobraźnię, a w jego książkach pojawiają się też wymyślne zabójstwa. Sam bohater twierdzi, że jest niewinny. Że nie miał motywów i nie byłby w stanie zabić. Jego alter ego motywuje go do prywatnego śledztwa.
W kryminale „Ktoś tak blisko” spodobały mi się dwa elementy: klimat i narracja. Wojciech Wolnicki opowiada tę historię z kilku płaszczyzn, pokazuje różne punkty widzenia, a najciekawszym narratorem jest ten, który tak naprawdę nie istnieje, czyli Robert Kortz. Niby komentuje wydarzenia „zza kulis”, ale bierze też w nich czynny udział. Na pochwałę zasługuje to, że autor sprawnie rozróżnił, kiedy głos ma Jacek Tylek, a kiedy jego tulpa.
Zwróćcie uwagę na czarno-czerwoną okładkę książki. Idealnie pasuje ona do jej atmosfery. Mrocznej, barowej, osnutej papierosowym dymem. Jednak powieści nie można odmówić dobrego tempa i zwrotów akcji. Wolnickiemu wyszło coś niepowtarzalnego, coś nie do podrobienia. Odmalował przyziemne sprawy, ludzkich bohaterów pełnych wad w ciekawych, filmowych kolorach. A niekonwencjonalne zbrodnie, wyjęte wprost z powieści kryminalnych jeszcze dodają fabule smaczku.
Co mi się nie podoba to nazwisko bohaterów. Dla przypomnienia: Mariusz i Jacek Tylek. Ja jestem matką małych dzieci, które non stop śmieją się z pierdów, kupek i pupek. Moja głowa jest od tego przegrzana i mimowolnie przemieniała L na Ł, co odbierało całej historii powagi.
Przeglądam to co napisałam o książce „Ktoś tak blisko” i chyba nie mam nic więcej do dodania. Wojciech Wolnicki miał świetny pomysł z wprowadzeniem aktywnego alter ego. Takie elementy nadają historii niepewności i robią przyjemny mętlik w głowie czytelnika. Do tego kryminał jego autorstwa jest wyjątkowo klimatyczny, a dzięki temu nie do zapomnienia.
1 Wojciech Wolnicki, "Ktoś tak blisko", wyd. Opener, Stanica 2024, okładka.
[Egzemplarz recenzencki]
Z takim pomysłem na bohatera książka musiała być klimatyczna. Bardzo oryginalnie.
OdpowiedzUsuńBrzmi całość ciekawie. Też irytują mnie głupie nazwiska i wtedy zastanawiam się, dlaczego autor/autorka użyli właśnie takich a nie innych.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa propozycja, dzięki za recenzję ;)
OdpowiedzUsuńGracias por la receta. Te mando un beso.
OdpowiedzUsuńNie znam autora, ale już zapisuję
OdpowiedzUsuńPozdrawiam przygotowaniami do wyjazdu
Z chęcią bym przeczytała jak będę miała okazję!
OdpowiedzUsuń