"Dziadka nie ma" Michał Turowski

Pisanie jest formą ekspresji. Dzięki niemu możemy uwolnić emocje, jakie w nas drzemią, wylać na papier żale i radości. Taki sposób wybrał Michał Turowski. Napisał on książkę pt. „Dziadka nie ma”, która – jak mniemam – była dla niego formą przepracowania żałoby. Formą uporania się ze stratą, nie tylko dziadka, ale pewnego obszaru życia, jaki się z nim wiązał. Czy takie książki są potrzebne, ciekawe z punktu widzenia czytelnika? Spróbuję zastanowić się nad tym, analizując wspomnianą powieść.

Autor książki wydaje się bardzo wrażliwą osobą. Miedzy innymi dlatego, że potrafi operować słowem, ma szerokie przemyślenia na wiele tematów, ale też wspomina o walce z depresją. Sam o sobie myśli, jako o słabym, mało wartym człowieku. W opozycji stawia dziadka: „Dziadek imponował mi od zawsze, był wzorem do naśladowania. Przeżył wojnę, wypędzenie, roboty przymusowe, rozwód, przydarzyło mu się wiele rzeczy, które mocno nakręciłyby spiralę pracy terapeutów, gdyby to mnie spotkały. A on był człowiekiem niesamowicie silnym.”1. Można by w tym momencie pomyśleć, ze będzie to wzruszająca historia o relacji dziadek-wnuczek. Nie do końca. Michał Turowski w pewnym momencie pisze: „Zasłoniłem się dziadkiem, żeby nie musieć skupiać się na sobie.”2 Jednak w moim odczuciu, ta książka od początku była właśnie o nim. Ja nie widziałam w niej uczucia pomiędzy seniorem rodu, a wnukiem, za to widziałam wspomnienia pewnego chłopaka wzbogacone o garść dojrzałych przemyśleń. To nie tytułowy dziadek jest tu bohaterem, a sam autor i to jak czuje i widzi pewne rzeczy.

Największym problemem tej powieści jest to, że Turowski sprzedaje nam raczej refleksje niż ciekawą historię. Czasami się z nim zgadzam, czasami mam wrażenie, że przesadza. To nie jest istotne, bo to jego odczucia, chociaż... Ale o tym za chwilę. Natomiast z literackiego (i poniekąd marketingowego) punktu widzenia, dla czytelnika ważna jest opowieść. A tu przychodzi jakiś nieznany facet i chce być wysłuchany. Owszem, ma coś do powiedzenia, ale mnie najpierw musi przekonać, że to coś ciekawego, że jego historia jest warta wysłuchania, że on (albo jego dziadek) jest interesującym człowiekiem. A historia Turowskich się rwie. Autor coś tam sobie przypomniał i przelał na papier wszelkie wrażenia związane z tym wydarzeniem, nie zawsze chyba wiedząc do czego zmierza, albo siejąc zamęt swoimi skojarzeniami. Po części mówi o stracie, wyrzutach sumienia, zmianach jakie ona niesie. Stawia pytanie: „(…) czy to wszystko, co wydaje mi się ważne, nie jest ważne w ogóle?”3

Co się rzuca w oczy to, że ta „spowiedź” jest pełna goryczy. Turowski jest wyjątkowo krytyczny wobec świata i samego siebie. Nie szczędzi mocnych słów i sądów, a momentami są one zbyć słabo uargumentowane, aby wyjść poza ramy koleżeńskiej pogawędki. Nie wiem, na przykład, dlaczego tak strasznie pastwi się nad piosenką „How you remind me”, a poświęca temu spory fragment. Z tekstu dowiedziałam się też, że jestem pretensjonalna i przeintelektualizowana. I jakoś nie pociesza mnie fakt, ze autor sam się za takiego uważa. W tym miejscu poniekąd wracamy do punktu wyjścia. Czy ja mam ochotę słuchać refleksji rozgoryczonego nieznajomego, nawet kiedy ma on coś do powiedzenia? Tak jeżeli będą ubrane one w zgrabną historię, ale Turowski za bardzo ucieka w stronę własnych myśli. A mógłby bardziej skupić się na dziadku albo rozwinąć wątek DDA. To mogłyby być mocne filary tej opowieści, jednak autor tworzy tę konstrukcje tak jak czuje, ale czy jest to atrakcyjne dla czytelników? Ci wydadzą wyrok.

Ktoś może mi zarzucić, że pomimo tego, co napisałam przeczytałam tę powieść. Owszem. I dodam, że czytało mi się ją całkiem dobrze, chociaż jest pełna długich akapitów. Jak gdzieś mimochodem wspomniałam Turowski sprawnie operuje językiem, zaskakuje skojarzeniami i przenikliwością. Tego mu nikt nie może odebrać. Mi po prostu brakuje w tym, co napisał angażującej historii. To jest po prostu obcy człowiek, który w ładnej formie podzielił się swoimi odczuciami. Było okej, ale nie wzruszyło mnie to, w żaden sposób nie przybliżyło do autora. Mogę to doświadczenie porównać do pogawędki w autobusie. Współjadący umilają sobie czas podróży rozmową, ale pożegnaniu, więcej o sobie nie myślą.

1 Michał Turowski, „Dziadka nie ma”, wyd. Instant Classic, Kraków 2021, loc. 1101-1103.

2 Tamże, loc. 2275.

3 Tamże, loc. 1229-1230.

5 komentarzy:

  1. Nie planuję czytać tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gracias por la reseña. Que pena que no te gusto. Lo dejo pasar. Te mando un beso.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę że to ciężki kaliber i mogłabym się znudzić kalibrem tych przemyśleń.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze nie wiem czy zdecyduję się na tę książkę. Zobaczymy. ;)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Asia Czytasia , Blogger