"Islandia. Tam, gdzie elfy mówią dobranoc" Paulina Tondos

Przeglądam sobie Instagram i jedna z bookstagramerek zagaduje swoich obserwatorów, co czytają w upały. Mimochodem spoglądam, co mam pod ręką, a tam... O ironia losu, u nas temperatura 34 stopnie Celsjusza, gorące powietrze stoi w miejscu, a ja czytam książkę o mroźnej Islandii, gdzie średnia temperatura w lipcu to ok 12 stopni Celsjusza. A jakie emocje towarzyszyły czytaniu tej publikacji? Obojętne, chłodne, czy gorące?

Przede wszystkim Paulina Tondos podeszła do tematu bardzo kompleksowo. Książkę podzielono na takie działy jak: geografia historia, wierzenia, życie codzienne; w ich ramach znajdziemy pomniejsze podrozdziały, a w nich ogrom wiedzy. Paulinie Tondos udało się opisać każdy aspekt Islandii. Od geologii, pogody, flory i fauny przez historię, wierzenia, ale też sposób życia i mentalność jej mieszkańców. Po przeczytaniu publikacji „Islandia. Tam, gdzie elfy mówią dobranoc” ta leżąca na „końcu świata” wyspa wydaje się dużo bliższa.

Właściwe nie powinnam mieć tej książce nic do zarzucenia. Może Paulinie Tondos przytrafiła się jakaś niefortunnie sformułowana myśl, ale to drobiazg przy materiale, który nam prezentuje. Jednak są takie książki, po których nic nie jest takie samo i – o ironio – inny autor „ze stajni” wydawnictwa Bezdroża sprawiła, że moje oczekiwania wobec książek podróżniczych wzrosły. O ironio (poraz drugi) był to Martin Martinger z przewodnikiem „Dzikie Bieszczady”. Tu muszę zamieścić sprostowanie, że książka „Islandia...” przewodnikiem nie jest. Wracam do tematu. Chodzi mi pewną subtelną energię w narracji, sprawiającą, że tekst żyje. Martin Martinger napisał krótkie opisy ciekawych punktów w Bieszczadach, a ja czytałam je z wypiekami na twarzy. Paulina Tondos przekazuje mi mnóstwo informacji o Islandii, a ja bardzo jej dziękuję, że je opracowała, ale przy tym nie czuję większych emocji. Pomimo, że autorka wplata własne doświadczenia, robi to tak nieśmiało, że nie czuję, że i dlaczego kocha to miejsce. Jest „sucho” przez co przeczytałam z ciekawością – nie zaprzeczę – ale bez efektu „wow”. No może fragment o „wulkanowej turystyce” mną wzburzył.

Dodać muszę, że książka jest bogato ilustrowana. Wszystko fajnie, czytelnicy tego typu publikacji wręcz oczekują zdjęć. Jest tylko jedno małe „ale”. Kojarzycie tzw. „podprowadzające” np. zawodników sportów walki. Ładnie wyglądają, ale za bardzo nikt nie wie po co tam są. I tak jest z tymi ilustracjami. Piękne widoki, ale kompletnie nie powiązane z treścią. Zdobią książkę, owszem, ale nie wiem, dlaczego czytając od budownictwie na Islandii – nagle – trafiam na zdjęcie zaśnieżonego lasu i (chyba, bo ilustracja nie jest podpisana) zorzy.

To, że coś nie jest idealne nie znaczy, że jest złe. Książka „Islandia. Tam, gdzie elfy mówią dobranoc” jest bardzo dobra. Stylowi pisania Pauliny Tondos trochę brakuje energii, śmiałości, ale do zadania, którego się podjęła podeszła bardzo skrupulatnie. Chciała polskim czytelnikom zaprezentować Islandię i to zrobiła. Powiem to jeszcze raz, ta publikacja to ogrom wiedzy o wyspie lodu i ognia.

[Egzemplarz recenzencki]

7 komentarzy:

  1. Chętnie bliżej poznałabym Islandię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że mogłabym dać szansę tej książce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Może kiedyś... Islandia budzi u mnie ciekawość. Ładny tytuł.:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Samej Islandii jestem bardzo ciekawa, ale ta książka moim priorytetem czytelniczym nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś dla mnie. Ciekawią mnie tego typu kraje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę, że gdybym była zainteresowana Islandią to bym się skusiła, ale jednak wolę cieplejsze rejony ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Chciałabym się dowiedzieć więcej na temat Islandii. Ta kraina ma w sobie coś magicznego. 💕

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Asia Czytasia , Blogger