"Nie bój się życia" Katarzyna Miller
Pozmawiamy dziś o strachu, ale nie takim „fizjologicznym”. Nie o tym, że wrzeszczysz na widok pająka, albo paraliżuje cię wyjście na taras widokowy. Porozmawiamy o strachu, który niejako kreujemy sami – wychowaniem, stereotypami, obyczajami. O strachu, który nie pozwala nam wyjść przed szereg, zbuntować się i przeżyć naszego życia tak jak pragniemy. O strachu, którego często nie wiemy, że nosimy głęboko w sobie. A pretekstem do tej dyskusji jest książka psycholożki Katarzyny Miller „Nie bój się życia”.
Ja tę publikację określiłam jako „garść dobrych słów”. Jest to zbiór felietonów, które mają pozytywny, wzmacniający wydźwięk. Katarzyna Miller zachęca nas do buntu, zerwania kajdanów wychowania i określenia tego kim chcemy być. Udowadnia też, że powszechnie uznane za negatywne zjawiska np. starzenie się, śmierć, choroba mogą wnieść do naszego życia coś dobrego. Pisze o tym, że mamy prawo być egoistyczni, ale też możemy być bezsilni. Zapewnia nas, że to nie wstyd się cieszyć, być szczęśliwym i spełnionym. I pewnie wyciągniemy z zebranych w książce tekstów jeszcze kilka tematów, ale pozwólcie, że już nie będę drążyć. Najważniejsze, że wyziera z niej ogrom tolerancji dla świata, dla ludzi oraz zachęta do walki z tym co nas osłabia.
Mój ulubiony felieton to „Nie bój się zwracać uwagę”. Jest takie przekonanie „nie interesuj się”, które sankcjonuje społeczną znieczulicę. Dochodzi do tego pewne zjawisko psychologiczne. Wybaczcie, ale wyleciało mi z głowy, jak się nazywa. Chodzi o to, że „ja” nie zareaguję, bo jest jeszcze kilka osób, które widzą i one też mogą to zrobić. Te dwie rzeczy (oraz pewnie strach przed krytyka, albo agresją) sprawiają, że może i się zainteresujemy, ale pozostawimy to co się dzieje bez komentarza. Katarzyna Miller przytacza historie, kiedy „interesowanie się” niesie dobro, zmienia czyjeś życie. Podkreśla przy tym, że ważny jest też sposób, forma komunikatu. I na ten temat właśnie chętnie poczytałabym więcej. Jak mówić, żeby ludzie się nie obrażali.
Lubię felietony Katarzyny Miller za szczerość, bezpretensjonalność, ale też za ogrom „słońca”, jaki z nich bije. Ona potrafi mówić/pisać tak, że się nie obrażam. Potrafi zwracać uwagę dyplomatycznie acz dosadnie. Jej teksty dają energię. I to dostajemy w książce „Nie bój się życia” - ciepłą, słoneczną energię, która pomaga wyjść z kokonu.
[Egzemplarz recenzencki]
Lubie książki, które można odnieść do siebie i do swojego życia.
OdpowiedzUsuńTak, ona jest świetna. Kupię książkę i dla siebie i na prezent.
OdpowiedzUsuńCzytałem tę książkę, nawet kupiłem, a po pewnym czasie powędrowała do Publicznej.Cudowna jest Mam jeszcze audiobooka :-) .
OdpowiedzUsuńChętnie sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuńJuż sama okładka wpada w oko ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że ta książka mogłaby mi się spodobać :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo zachęcająco piszesz o tej książce.
OdpowiedzUsuńMoże bym dała tej książce szanse. Coś bym w niej dla siebie znalazła pewnie :)
OdpowiedzUsuńChętnie bym ją przeczytała. Może nauczyłabym się z niej jak mówić, żeby ludzie się nie obrażali. Bo mimo, że się staram i nie oceniam, to często rozmówcy obrażają się na mnie za to, że myślę i mówię inaczej.
OdpowiedzUsuń