"Kroniki Skolopendry" Barbara Fitowska
Ostatnie lata trochę nas (społeczeństwo) „przeorały”. Pandemia, wojna, inflacja – wyglądają, jak kolejne przystanki drogi na dno. Rzeczywistość pokazała, że trochę nam jeszcze brakuje. Ile? Czas pokaże. Natomiast Barbara Fitowska zaprasza nas do Polski, która jest w „czarnej dupie”. Bród, smród, ubóstwo, bajzel – taką wizję przyszłości znajdziemy w powieści „Kroniki Skolopendry”.
Wydawca obiecuje nam czarny humor, groteskę, absurd i ja się tego nie boję. Wręcz przeciwnie. Z radością „podnoszę rękawicę”. I bach. Dostaję w mordę. Barbara Fitowska tak mocno skupiła się na zabawie zabiegami literackimi oraz na wymyślaniu kolejnych sposobów na rozprawę z polskością, że zapomniała o najważniejszym, aby wprowadzić czytelnika i zaintrygować go wykreowanym przez siebie światem. Już od pierwszych stron wskakujemy w totalne szaleństwo. Uczestniczymy w jakimś pochodzie, demonstracji, a właściwie z niego „spierdalamy”1. Za nami „(…) zbliża się nawałnica. Od przodu endecja, od tyłu ekolodzy, Polacy katolicy od lewej, od prawej lewica. Wszystko za Tocosia.”2 Ludzie się o coś kłócą (Tocoś?) dołączają do tego bajzlu kolejni „gracze” „(…) Towarzystwo Znęcania się nad Zwierzętami. Z tyłu nieśmiało Koło Gospodyń Miejskich. Też chciało ugryźć coś dla siebie.”3 A ja wytrzeszczam gały i mamroczę zagraniczne WTF!. Myślę sobie: „Asia oddychaj. To jest początek. Zaraz się wszystko uspokoi i się wyjaśni.”. A gdzie tam! Bohaterowie skutecznie „spierdolili” do domu, do miasteczka o nazwie Wyczyjnuszka (a może po prostu do domu bo zamieszki były w owej miejscowości – nie jestem pewna), ale nikt nie odpoczywa. Scena za sceną, dialog za dialogiem – Barbara Fitowska strzela do czytelnika z literackiego kałasznikowa.
„Kroniki Skolopendry” mają kilka fajnych momentów, kiedy „klepnęłam się w kolano” i z uśmiechem stwierdziłam: „Ale pisarko wymyśliłaś. Dobre to”. Pytanie tylko, czy czytamy dla „momentów” czy dla „historii”. Dla mnie jest ważna ta druga. Dlatego tak kocham sarkazm Vonneguta wpleciony w biografie nieistniejących ludzi. W powieści Barbary Fitowskiej groteskowy komentarz na temat Polski i wydarzeń ostatnich lat przeważa nad „historią”. Dla mnie jest to zbyt osobiste, abym mogła to zrozumieć. W taki sposób można „bajać” z przyjaciółmi, z którymi dzieli się poczucie humoru. Bardzo trudno porwać tym obcego człowieka.
Wspomnę jeszcze słówko o języku. Wulgarny i dosadny to nie jest to samo. Polska Barbary Fitowskiej jest jaka jest. Nurkujemy tu do bagna głębokiej patologii. Co to znaczy? Ilość przekleństw, pierdnięć, glutów i innych dziwnych faktur oraz wydzielin jest olbrzymia. Ja nie mam nic przeciwko trupizmowi. Ma on swój urok i zastosowanie, ale... Lubicie kiedy „polska patolka” rozgaduje się – przykładowo – w autobusie? Długo nie da się tego słuchać, prawda?
Znajdą się orędownicy tej książki. Chociażby Jakub Winiarski – mistrz autorki, człowiek, który uczył ją pisać – w posłowiu rozpływa się nad tym, jakie genialne są „Kroniki Skolopendry”, dość odważnie i próżnie sugerując, że jak ktoś nie zrozumiał tej powieści to idiota4. I tu mnie ma. Po latach czytania i bezczelnej zabawy w recenzenta-amatora trafiłam na książkę, która obnażyła braki w mojej inteligencji. Ojoj. Co mi pozostało? Wracam do czytania tego co lubię. Do mrocznej prozy Kariki z domieszką ironii Vonneguta, doprawionej satyrą Mrożka. Ale stop. Jak to było? „Debiut Fitowskiej mocno siedzi w tej stawiającej na humor tradycji (…)”5 - to à propo Sławomira Mrożka. Rozumu wystarczyło mi na Mrożka, a zabrakło na Fitowską.
1 Barbara Fitowska, „Kroniki Skolopendry”, wyd. Novae Res, Gdynia 2023, s. 7
2 Tamże.
3 Tamże, s. 8.
4 Jakub Winiarski, Posłowie [w:] tamże, s. 245-246.
5 Tamże, s. 243.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Kusisz, by po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńMam komu zaproponować lekturę tej książki.
OdpowiedzUsuńInteresująca, bo ciekawie ją opisałaś. Nie przepadam za naturalistycznymi obrazami, nie kręcą mnie miejskie patologiczne podwórka, ani wulgarny język "patoli". Ale przez Twoją opinie na temat tej książki, chętnie bym po nią sięgnęła, tak żeby się przekonać na własnej skórze. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńRaczej się nie zdecyduję na tę książkę, nie lubię epatowania wulgaryzmami :)
OdpowiedzUsuńRecenzja mi się podoba, ale podejrzewam, że książka raczej by mnie nie zachwyciła. Czuję tu jakieś "poplątanie z pomieszaniem". Plus dla autorki, że mierzy się ze współczesnymi problemami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Oj ciekawie się zapowiada . Poszukam jej. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRecenzję przeczytałam z ciekawością i utwierdziłam się w przekonaniu, że książka nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńCzarny humor i groteska brzmi naprawdę intrygująco. Przekonałaś mnie tą recenzją. Zamawiam :)
OdpowiedzUsuńTrzeba lubić owady by tak nazywać swą książkę ;)
OdpowiedzUsuńMogla być z tego fajna książka skoro ma swoje momenty. Tendencja mogłaby się w końcu odwrócić na tą lepszą.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Sounds like an intriguing read.
OdpowiedzUsuńZastanowię się jak na nią gdzieś natrafię :)
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytałabym tą książkę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Oj to nie jest mój klimat książki. Niespecjalnie mam ochotę na coś takiego
OdpowiedzUsuńDla mnie też chyba nie za bardzo lektura pani Fitowskiej. Za to recenzja bardzo dobra Joanno, naprawdę. Ktoś musi o tym pisać, bo taki świat jednak istnieje.
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu Asiu.
Kasinyswiat