"Bazyliszek" Graham Masterton
Nathan Underhill – jeden z głównych bohaterów powieści „Bazyliszek” – jest kryptozoologiem. Pracuje nad wskrzeszeniem gryfa. Liczy na to, że jego odkrycie pomoże w leczeniu chorób, wobec których medycyna jest bezradna.
Grace jest żoną Nathana, a pracuje jako lekarka. Jedna z jej podopiecznych, mieszkająca w domu starców, twierdzi, że nocami słyszy dziwne szuranie i przerażające krzyki na korytarzu. Prosi lekarkę o pomoc, ale ta zbywa jej obawy bujną wyobraźnią. Jednak wydarzenia, które nastąpią pobudzą wyobraźnię sceptycznej pani doktor.
W małżeństwie Grace i Nathan'a to ten drugi bardziej wierzy w mityczne istoty, ale oboje będą musieli zmierzyć się z jednym z nich – legendarnym bazyliszkiem. Skąd wziął się on... na świecie? Projekt Nathana skończył się klapą, ale najwyraźniej komuś udało się powołać do życia mityczną istotę. Jakim sposobem? Przy pomocy wiedzy czy magii?
Bazyliszek to przerażający gad. Często przedstawiany, jako wielki jaszczur lub waż, który zabija samym spojrzeniem. Mastertonowskie monstrum wygląda inaczej, jednak jego „supermoc” została zachowana. Czy jest straszny? Nie bardzo. Może sama istota i wizja jej spotkania przeraża, jednak w kontekście całej powieści wypada średnio.
Zacznijmy od plusów książki, bo i tych się dopatrzyłam. Fabuła dość sprawnie brnie do przodu, chociaż autor nie ustrzegł się zbędnych „wypychaczy” typu opis tego co bohaterowie jedzą na kolację. Koncepcja stwarzania mitycznych stworzeń również jest interesująca. Przyznaję, że absurdalna, ale w tym szaleństwie jest coś pociągającego. Pojawia się pytanie, czy to nie za daleko idące igranie z naturą. Czy jesteśmy w stanie zapanować nad potężnymi istotami, których właściwie nie znamy – bo legend i wierzeń nie uznaję za źródło wiedzy.
Niestety powieść, pomimo przyzwoitego tempa – wynudziła mnie. Postacie są tak papierowe, tak schematyczne, że z wyprzedzeniem wiedziałam co powiedzą i zrobią. Grahamowi Mastertonowi nie udało się też „wyciągnąć” tej historii „ze szponów absurdu”. Im dłużej ją czytałam wydawała mi się coraz bardziej głupia, nierzeczywista. Jak to mówi moja mama: bajeczka. Dlatego „Bazyliszek” nie przestraszył mnie, a strach powinien być domeną horroru.
Graham Masterton próbował wskrzesić bazyliszka na gruncie literatury. Efekt nie jest powalający, ale też nie odstręczający. Nie jest to horror wysokiej klasy, jednak da się go czytać. Autor powinien poprawić postacie i popracować nad klimatem książki, bo sama historia ma potencjał. Potrzeba tylko trochę więcej grozy w grozie.
[Egzemplarz recenzencki]
Rzetelna recenzja Joasiu. Dawno nic Mastertona nie czytałem, pozdrowienia :-) .
OdpowiedzUsuńJakoś nie mam ochoty, zacznę znajomość z pisarzem od innych tytułów.
OdpowiedzUsuńO dziękuję ci za tą receny
OdpowiedzUsuńDziękuję za namiar na ciekawą książke. Grahama Mastertona czytam od wielu już lat jednak nie miałam nigdy okazji przeczytać właśnie tej pozycji.
OdpowiedzUsuńSzczególnie, że wybieram sie na wakacje i mam trochę czasu.
Chetnie poczytam o rekomendacjach najlepszych kryminałów, jakie polecasz.
No to autor książki chyba się nie wysilił zbytnio i zastosował schematy z innych książek ;)
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie sięgam po twórczość tego autora, więc nie będę miała okazji rozczarować się tą książką.
OdpowiedzUsuńA ja mimo wszystko chciałabym poznać całą twórczość autora.
OdpowiedzUsuńCzęsto sięgam po książki G. Mastertona, tę również pewnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńMasterton to klasyka - ale rynek amerykański wymaga ciągłych nowości - więc takim pisarzom jak Żelazny czy king zdarza się sporo słabych utworów wydawanych jedynie po to by utrzymać się na rynku
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka rozczarowuje, tym bardziej, że autor raczej znany i lubiany :)
OdpowiedzUsuńAwesome article
OdpowiedzUsuńThanks