"Jutro pokochamy Rzym" Magdalena Kołosowska
Z niecierpliwością czekałam na zwieńczenie trylogii „Pod wspólnym niebem” czyli powieść „Jutro pokochamy Rzym”. Nie dlatego, że to już koniec, bo z dobrymi cyklami przykro się żegnać. Po prostu bardzo chciałam poznać lepiej Irminę – jedną z trzech przyjaciółek, które są bohaterkami książek Magdaleny Kołosowskiej. W poprzednich częściach była nieco z boku, chociaż autorka pozwoliła nam delikatnie zajrzeć do jej czterech ścian. Wiemy już, że jest po rozwodzie, że ma dwójkę dorosłych dzieci oraz partnera, który cyklicznie oświadcza jej się. Czy w końcu powie „tak”?
Ponieważ to ostatni tom trylogii postaram się ją jakoś podsumować, zamiast skupiać się na fabule książki. Zresztą tę można opisać, krótko: perypetie Irminy plus zamkniecie wątków Zosi i Danusi.
Literatura tzw. kobieca ma to do siebie, że lubi wątki damsko-męskie. Takie też dominują w książkach spod znaku „Pod wspólnym niebem”. Jednak Magdalenie Kołosowskiej udało się je zrównoważyć innymi wydarzeniami z życia bohaterek. Czytelnik nie ma wrażenia, że wszystko kręci się wokół facetów. Owszem, miłość jest ważna, ale w życiu są też inne ważne kwestie. Jeżeli chodzi o „Jutro pokochamy Rzym” są to przede wszystkim szeroko pojęte sprawy rodzinne, które nie pozostają bez wpływu na pracę Imki. Przewija się też wątek covidowy. Podziwiam pisarzy, którzy o codzienności potrafią pisać w niezwykły sposób. Te problemy, emocje itd., które dotykają Irminę są znane wielu z nas, a czytając ekscytujemy się nimi. Czekamy jaki będą miały finał.
Wspaniała jest również relacja między trzema bohaterkami – przypomnę: to przyjaciółki. Jest to przyjaźń, pełna pozytywnej energii. Kobietki mogą na siebie bezwzględnie liczyć. Ma je kto pocieszyć w trudnych chwilach. Ma je kto podnieść, kiedy się potkną. Czujemy, że jest to szczera relacja i nadaje to ciepła i lekkości każdej z powieści będących częściami trylogii. Magdalena Kołosowska zaplanowała radosne, ale też trudne chwile dla swoich postaci. Tymi pierwszymi cieszymy się potrójnie, a te drugie nie wywołują u nas poczucia beznadziejności. Dążę do tego, że są to takie powieści, które nie przytłaczają czytelnika. Nawet kiedy udzielają nam się zmartwienia bohaterek, a szczególnie wtedy, kiedy utożsamiany się z jakimś problemem, wyczuwamy, że „jakoś to będzie”.
Magdalena Kołosowska obiecuje – albo nęci – iż „Jutro pokochamy Rzym”. Ja już dziś pokochałam tę powieść i jej dwie poprzedniczki. Delikatna Zosia, dziarska Danusia, a wreszcie niby stąpająca twardo po ziemi, ale pogubiona Irmina. Trzy świetne babki i trzy świetne książki.
Rzadko czytam literaturę typowo kobiecą, ale czasem coś mnie najdzie :) Zapamiętam tę trylogię na ":w razie czego" :D
OdpowiedzUsuńTytuł sobie zapisuję, tak na marginesie marzy mi się Rzym. Serdecznie pozdrawiam :-) .
OdpowiedzUsuńPo tego typu literaturę sięgałam jakieś 10 lat temu. Teraz jednak zmieniły mi się gusta i najchętniej czytam fantastykę, klasykę i literaturę piękną. Dlatego też raczej odpuszczę sobie czytanie tej serii.
OdpowiedzUsuńBędę pamiętała o tej serii na przyszłość.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś sięgnę po tę trylogię. Rzym kocham, choć byłam tam tylko raz. :)
OdpowiedzUsuńMam chęć na ten cykl.
OdpowiedzUsuńMam na cykl oko.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie znam cyklu, ale bardzo mnie zaintrygowałaś.
OdpowiedzUsuńCzytałam pierwszą część, więc będę chciała nadrobić zaległości.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam ale chętnie sięgnę po całą trylogię :)
OdpowiedzUsuńSeria w sam raz na lato :)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś sięgnę po ten cykl :)
OdpowiedzUsuńJest problem z dodawaniem komentarzy - a chciałem napisać, że marzy mi się Rzym nie latem, a jesienią lub zimą :-) . Pozdrawiam Joasiu :-) .
OdpowiedzUsuń