"Żywe morze snów na jawie" Richard Flanagan
Szacunek, godność, człowieczeństwo. Nieodzowne przymioty ludzkie, czy słowa symbole służące do budowania pięknych frazesów. Tak nagle pojawiamy się na świecie i tak nagle z niego znikamy. A może nie? Może jest to proces. Okrutny, bolesny, zabierający nam wszystko co mamy. Naszło mnie na różne przemyślenia, ponieważ właśnie skończyłam czytać powieść „Żywe morze snów na jawie”. Jest to właściwie powieść o rodzinie, a jednak zataczająca szerokie kręgi i zahaczająca m.in. o moralność.
Anna, Tommy i Terzo stoją nad łóżkiem podupadającej na zdrowiu matki. Kobieta choruje już jakiś czas, a jej stan raz się pogarsza, raz poprawia. Przychodzi dzień, kiedy jest naprawdę źle, a dzieci zostają postawione przed dylematem, co będzie lepsze – życie czy śmierć. Jak postąpić, żeby matce było jak najlepiej, ale i im samym. „Chcąc zapewnić Francie dalszą egzystencję w taki sposób, żeby i oni mogli żyć po dawnemu (…)”1
Ta powieść faluje, niczym umysł bohaterki będącej jedną nogą w niebie, jak morze snów na jawie. W niektórych miejscach jest przeraźliwie realistyczna, wręcz naturalistyczna, w innych magiczna, fantastyczna. W jednym akapicie czujemy zapach szpitala, a w następnym zastanawiamy się, dlaczego jednej z bohaterek znikają palce. Fabuła może wydawać się nieco chaotyczna. Autor opisuje dylematy, wybory jakich muszą dokonać bohaterowie, po chwili postanawia przybliżyć ich życie, charaktery, wartości albo opowiedzieć o innych członkach tej rodziny (niczym w klasycznej sadze). W jednym momencie podejmuje kwestie eko (w tle pożary trawiące Australię), w innych relacji międzyludzkich. I chyba w tym przejawia się majstersztyk tej powieści, w tym pozornym chaosie, w łączeniu przeciwieństw. Richard Flanagan opisuje co chce i kiedy chce, a z tego powstaje doskonała kompozycja. Klarowna w odbiorze, ale pozostawiająca czytelnikowi przestrzeń do własnej interpretacji.
Odniosłam wrażenie, że zaznaczyłam sobie niewiele cytatów, jak na tak głęboka książkę. I to świadczy o kunszcie autora. Kiedy prostymi słowami, nie siląc się na tworzenie złotych myśli tworzy coś niezapomnianego. „Żywe morze snów na jawie” trafia na moją listę książek wyjątkowych. Przyznam się wam, że mam duży dystans do autorów nagradzanych. Wśród takich tytułów często zdarzają się publikacje, których nie rozumiem. Tym razem znalazłam mistrza, który trafia zarówno do krytyków, jak i do czytelniczego „plebsu” .
1 Richard Flanagan, „Żywe morze snów na jawie”, przeł. Maciej Świerkocki, wyd. Literackie, Kraków 2022, s. 46.
Niestety nie są to moje klimaty, także raczej nie przeczytam tej książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Raczej też nie dla mnie, przynajmniej nie na ten moment. Jednak fabuła recenzji mnie wciągnęła . Pozdrawiam Joasiu :-) .
OdpowiedzUsuńA ja chętnie dowiem się, jakiego wyboru dokonały dzieci bohaterki.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o książce, ale wydaje się zdecydowanie warta uwagi. :)
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja, spróbuję poszukać tej książki w Bibliotece. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPropozycja wydaje się byc ciekawa wiec na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie zrecenzowałaś tę książkę. Niemniej póki co nie ciągnie mnie po prostu do powieści o takiej tematyce. Niemniej nie wykluczam, że w przyszłości zapytam o ten tytuł w lokalnej bibliotece.
OdpowiedzUsuńChyba to nie dla mnie, ja faluje na nieco innych wodach i obawiam się, że tutaj szybko bym utonęła;) Ważne, że dla Ciebie jest to dobra książka.
OdpowiedzUsuńPisarz umiejący przekazać ważne treście w niezwykły sposób.
OdpowiedzUsuńAle mam szczęście :) Moment wcześniej Agnieszka mnie zanęciła ciekawą propozycją lektury, a teraz Ty :D Zapisuję w pamięci.
OdpowiedzUsuńDobra, teraz już ostatecznie mnie przekonałaś do tej książki :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
https://subjektiv-buch.blogspot.com/
Chcę przeczytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się lekturą lekko dołującą, ale w wolnym czasie pewnie się na nią skuszę.
OdpowiedzUsuńDam szansę tej książce, bardzo mnie zaintrygowała.
OdpowiedzUsuń