"Dwór na Martwym Polu" Joanna Pypłacz
Są takie miejsca, których sama nazwa wzbudza niepokój. Joanna Pypłacz zabierze nas do jednego z nich. W Uroczyskach znajduje się jałowa ziemia, zwana Martwym Polem, a przy niej wznosi się, co prawda zamieszkany, ale zniszczony i ponury dwór. Poznamy jego tajemnice.
Główną bohaterką powieści jest Irena Kornacka, która otrzymuje zaproszenie od starej ciotki do jej domu. Długo waha się czy pojechać bo oczekuję na wiadomości o mężu schwytanym w łapance*, oraz odczuwa niepokój przed odwiedzeniem starego dworu. Nie może sobie przypomnieć co, ale jest pewna, że kiedyś wydarzyło się w nim coś strasznego. Niechcący stare wspomnienia przywołuje spotkany na miejscu znajomy – Rafał Szczęsny – co przyspiesza bieg przerażających wypadków.
„Dwór na Martwym Polu” to świetna historia, ale – moim zdaniem – trochę niefortunnie opowiedziana. Bardzo lubię książki o miejscach czy rodzinach, które skrywają jakąś mroczną tajemnicę i chciałam poznać sekret starego dworu. Drogę do jego odkrycia przebyłam dość sprawnie, bo jest to książka niewymagająca, ale zabrakło mi porządnej dawki grozy, którą zabił m.in. przydługi wstęp.
Irena i Rafał to dwie postacie, które muszą dotrzeć do Uroczysk. Kiedyś tam mieszkały, ale ich dorosłe życie toczy się gdzie indziej. Joanna Pypłacz zadbała o to, abyśmy dobrze ich poznali – czym się zajmują, co ich trapi itp. To jest cudowne, kiedy autor widzi swoje postacie w szerszej perspektywie niż wymaga tego fabuła powieści, tylko z punktu widzenia owej fabuły nie zawsze potrzebne. I tak jest tutaj. Na zmienię przyglądamy się dwójce bohaterów zajętych codziennymi sprawami, którzy w pewnym momencie decydują się wyjechać do miejsca swojego dzieciństwa, a kiedy tam docierają, to co o nich wiemy spada na drugi plan, bo porywa ich wir niecodziennych wydarzeń.
Akcja zaczyna coraz bardziej gęstnieć. Irena czuje się w dworze coraz gorzej, jednak coś ją trzyma na miejscu i zachęca do eksploracji domostwa, co powoduje powrót wspomnień i budzi zjawę. Znowu pojawiają się tu zagrywki, które niestety tłumią grozę sytuacji np. zbyt częste budowanie napięcia na fundamencie niepokoju, albo bardzo fragmentaryczne przypominanie sobie przez Irenę wydarzeń z młodości, czyli znowu bazowanie na jednym sposobie wyrazu. W końcu Joanna Pypłacz serwuje nam bardzo widowiskowy finał. Teoretycznie czytelnik powięzienie być zadowolony, aczkolwiek ja, pomimo że czytałam wieczorem, czułam zero strachu. Trzaśniecie podłogi czy wiatr za oknem nie powodowały myśli, że zaraz coś wyskoczy z ciemnej kuchni. A po sięgam po literaturę grozy, żeby mnie wystraszyła.
„Dwór na Martwym Polu” ciężko mi sklasyfikować. Fabuła zawiera cechy horroru, ale emocje, które mi towarzyszyły podczas czytania, są bliższe powieści kobiecej z tajemnicą w tle. Być może jest to powieść dla osób, które maja ochotę na coś strasznego, ale zbyt się boją? Joanna Pypłacz opowiada ciekawą historię i robi to ładnym, nieco poetyckim językiem. W sumie przeczytałam ja z zainteresowaniem, a problem mam tylko taki, że mnie nie przeraża.
* Akcja książki ma miejsce w 1941 roku. Autorka stara się oddać tło historyczne i wprowadza postacie Niemców prześladujących Polaków, jednak nie są to elementy istotne dla fabuły, a i wojna nie przebija się na stronach tej powieści.
Nie mówię nie - wiele dobrego o tej książce czytałem i słyszałem. Pozdrawiam Joasiu :)
OdpowiedzUsuńChyba tym razem odpuszczę, bo skoro horror nie przeraża i dodatkowo pojawia się w nim nuta poetyzmu, to nie może się udać. :)
OdpowiedzUsuńCzas pokaże czy się z nią zapoznam.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Też lubię czytać o miejscach i rodzinach skrywających jakąś tajemnicę. Szkoda, że ta historia tak trochę niefortunnie wypadła. Aczkolwiek taki mało straszny horror byłby chyba dobry dla mnie. Zwykle po takie typowe horrory nie sięgam, bo jestem zbyt strachliwa i nie chcę ryzykować zawałem. ;)
OdpowiedzUsuńZ ciekawością sprawdzę tę książkę :)
OdpowiedzUsuńSkoro zabrakło strachu, to ja podziękuję.
OdpowiedzUsuńAkurat za Jej twórczością nie przepadam. Czytałam dwie i żadna mnie do siebie nie przekonała.
OdpowiedzUsuńLubię takie książki. Może i ta przypadnie mi do gustu.
OdpowiedzUsuńChyba nie jest to książka dla mnie.
OdpowiedzUsuńCiekawy wpis, pozdrawiam :)
https://artidotum.blogspot.com/
Jeszcze się zastanowię czy po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńJa zazwyczaj bardzo się boję, ale o dziwo, straszne książki mogę czytać. Za to straszne filmy oglądam z głową w poduszce. ;)
OdpowiedzUsuńNie znałam tej książki... ale kto wie, może kiedyś się skuszę. Pozdrawiam serdecznie 😊!!!
OdpowiedzUsuńFabuła i opis brzmią trochę jak słaby dreszczowiec, a ja, jak czytam horror, to musi on wywoływać przerażenie :D
OdpowiedzUsuńMimo że nie ma tu przerażającej grozy, to i tak bym chętnie przeczytała tę książkę. :)
OdpowiedzUsuńja lubię powieści z klimatem ale za dużo tego typu książek już czytałam więc nie wiem czy ten średni raczej egzemplarz czytnę
OdpowiedzUsuńJuż gdzieś słyszałam/czytałam o tej książce. Na tę chwilę myślę, że nie jest dla mnie.
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie ta recenzja bardzo!
OdpowiedzUsuńBrzmi nawet-nawet, lubię klimatyczne historie.
OdpowiedzUsuńJa też lubię takie dwory... szkoda, że do samej opowieści trochę można się przyczepić...
OdpowiedzUsuńnie mówię nie, ale nie będzie to książka po którą sięgnę niezwłocznie :P
OdpowiedzUsuńZobaczyłam tytuł i już mnie zaciekawiło. Po przeczytaniu wpisu mam ochotę zabrać się do czytania tej książki.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że czegoś tu brakuje, ja jednak chciałabym dać szansę tej książce. Sprawdzę czy mi spodoba. ;)
OdpowiedzUsuńVery interested article! Have a great evening! 😘😘😘
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa tej książki :)
OdpowiedzUsuń