Siła Marzeń, czyli jak zdobyłam Everest - Miłka Raulin
Miłka Raulin, drobna kobietka, która miała ogromne marzenie. Postanowiła sobie, że zdobędzie Koronę Ziemi, czyli najwyższe górskie szczyty poszczególnych kontynentów. Dużo siły i samozaparcia pozwoliło jej na realizację tego projektu. Mount Everest był jej ostatnim celem, ukoronowaniem Korony Ziemi.
Fabuły nie trzeba specjalnie opisywać. Podtytuł czyli jak zdobyłam Everest mówi wszystko.
Jest to reportaż z wyprawy i znajdziemy w nim to co powinno się w takowym znaleźć - przygotowania do wyprawy i wyzwania z nimi związane, gromadzenie informacji, zbieranie funduszy, zakupy, trening, badania wreszcie wylot do Katmandu i zdobywanie coraz wyższych partii góry i - co z tym się wiąże - sukcesy i trudności oraz walka ze swoimi słabościami. Jako bonus możemy potraktować wywiad Krzysztofem Sabiszem i jego relację ze zdobywania Everestu.
Ja jestem typem kanapowca, który najspokojniejszy jest z książką i kubkiem kawy i nie do końca rozumiem pociąg do adrenaliny, ale postanowiłam wspiąć się z Miłką Raulin na Everest (oczywiście siedząc wygodnie w fotelu).
Było to niesamowite przeżycie zarówno ze względu na górę jak i na towarzyszkę. Siła marzeń to wciągający reportaż. Napisany został na luzie, z ogromną energią i radością, ale autorka nie zapomniała o opowiedzeniu o potędze natury, o potędze góry i szacunku do niej. Miłka Raulin opowiada w nim jakim wyzwaniem było zdobycie Everestu od strony logistycznej i technicznej (wybór agencji, która zajmie się organizacją wyprawy, skompletowanie ekwipunku, trudności czyhające w terenie itp.), ale też przełamuje swoje słabości i walczy ze stereotypami. Swoim osiągnięciem pokazała, że kobiety to silna płeć. Kobieta nie musi z pokorą siedzieć w domu i niańczyć dzieci i męża. Ma prawo do marzeń i ma prawo wcielać je w życie. A rodzina? Rodzina nie jest przeszkodą w ich realizacji. Rodzina wspiera, pomaga, cieszy się sukcesami wszystkich jej członków. A tak bardziej przyziemie, jak musiały obsiąść dzieciaki w szkole syna autorki, kiedy opowiadał jak mama zabrała go do Nepalu.
Kilka słów o wyglądzie książki [wyd. Bezdroża, 2020]
Publikację wzbogaca bardzo dużo zdjęć i to jest wspaniałe. Uwielbiam tak wydane reportaże. Czytam o czymś i od razu mogę na to popatrzeć, poczuć klimat tego miejsca. Poza tym jest kolorowo, wesoło. Ze zdjęć patrzy na nas uśmiechnięta, ładna kobieta i jej radość udziela nam się podwójnie.
Książka ma trochę ponad 300 stron (307), ale grubsze, śliskie kartki sprawiają, że czuć ją w ręce. Kiedy wyjęłam ja z koperty, miałam wrażenie że jest nabita. To też zaliczam na plus wydania. Łatwo przeistoczyć krótką publikacje w broszurkę, ale tu wszystko jest po prostu porządne. Czytelnik, który postanowi kupić tę książkę od razu widzi za co płaci.
Przyczepię się do dwóch rzeczy. Na prawdę duperelki, ale czasami najmniejszy drobiazg najbardziej wkurza.
Po pierwsze emotikony. SMS, komunikatory, ja rozumiem, że tak się teraz pisze, jednak w tekście literackim ich ilość powinna zostać ograniczona do minimum (jeżeli już koniecznie trzeba podkreślić np. jakiś żart). Było ich za dużo. Moim zdaniem redaktor powinien je wszystkie wygumkować.
Po drugie, dziwna kompozycja strony. We wcięciach w tekście znajdziemy wiele wyróżnionych fragmentów. Są to tak naprawdę cytaty z tekstu głównego. Nic złego, tylko ja się pytam po co dawać na jednej stronie dwa razy ten sam tekst. Czy miały to być wyjątkowe fragmenty? W takim razie też przesadzono z ich ilością. Taka falująca kompozycja była dziwna dla oka.
Podsumowanie
Miłka Raulin to kobieta, która przekazuje pozytywną energię. To co i jak mówi motywuje do działania. Nie ważne co robisz, biegasz, haftujesz, malujesz, rób to i czerp z tego radość.
Zarwałam nockę, żeby przeczytać o jej wyczynie w Himalajach i... teraz trochę mi jej brak. Dobrze, że książka stoi na półce. Zawsze mogę po nią sięgnąć i pozytywnie się naładować.
Mnie tematyka zbytnio nie interesuje wiec odpuszczę. Tym bardziej, ze mam tyle ksiazek na liście do przeczytania :D
OdpowiedzUsuńPozytywny przekaz autorki jest bardzo na plus, ale mimo wszystko, nie jest to tytuł dla mnie. 😊
OdpowiedzUsuńCiekawa historia☺
OdpowiedzUsuńJa też wolę wędrować z książką w ręku. Tacy ludzie są niezmiennie dla mnie inspirujący.
OdpowiedzUsuńTeż lubię wędrować z książką w ręku. Recenzja mnie zauroczyła, nie wykluczam , że dam szansę tej książce. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńLubię takie motywujące książki :)
OdpowiedzUsuńTo tematyka zdecydowanie dla mnie. Widać, że warto po nią siegnąc:)
OdpowiedzUsuńJa też jestem takim typem kanapowca, ale temat himalaistów mnie fascynuje, być może przez to że ja nigdy bym się na coś takiego nie zdecydowała. Książka by mnie zainteresowała, to na pewno :)
OdpowiedzUsuńLubię książki o tej tematyce, więc z chęcią zapoznam się z tym tytułem.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Literatura górska jest mi bardzo bliska. Ostatnio ją zaniedbałam, więc dobrze, że mi o niej przypimniałaś
OdpowiedzUsuńLubię motyw gór w powieściach, grach i filmach. Niemniej niewykluczone, że dam też szansę literaturze faktu o takiej tematyce. :)
OdpowiedzUsuńKocham góry i fascynują mnie książki o górskiej tematyce. Szczególnie te poświęcone górom wysokim, bo sama nigdy się w nie nie wybiorę ze względu na ograniczenia kondycyjne i zdrowotne. Z przyjemnością jednak czytam o wyprawach innych. Tę książkę również mam w planach, ale nie wiem kiedy się do niej dorwę.
OdpowiedzUsuńBardzo dawno nie czytałam żadnego reportażu, ten wydaje się bardzo ciekawy, fajnie, że jest wzbogacony w zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńCoś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się skuszę na taką literaturę, bo na razie sama po prostu lubię łazikować.
OdpowiedzUsuńLubię łazikować, ale po prostu dla samych widoków, przyjemności z kontaktu z naturą i wysiłku. Nie ciągnie mnie jednak do takich wypraw i szczytów noszących ze sobą ogromny zastrzyk adrenaliny :) Góry to dla mnie kwintesencja relaksu, nigdy nie chciałabym żeby były czymś więcej :)
Bardzo ciekawa publikacja :)
OdpowiedzUsuńExaiting life!!!
OdpowiedzUsuńZdaję sobie sprawę, że taka wyprawa to mega adrenalina, ale też jakoś nie wyobrażam sobie, by samej mieć tyle determinacji w sobie aby zdobyć te górskie szczyty. Takie książki jednak pokazują, że da się zrobić wiele, dzięki determinacji i odrobinie szczęścia.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Prawdę mówiąc jestem przeciwna takim wyprawom. Natura to siła z którą lepiej nie igrać.
OdpowiedzUsuńCoś dla mojej znajomej ❤
OdpowiedzUsuńTaka pozytywna energia bardzo się przydaje :)
OdpowiedzUsuńKocham góry, wprawdzie znacznie niższych lotów, ale ciekawi mnie taka tematyka :)
OdpowiedzUsuńZnam i szanuję takie kobiety, najfajniejsze w nich jest to że po wyprawie na której stają równo z mężczyznami a niekiedy nawet mocniej, wracają do domów, ubierają ciepłe sweterki, grube skarpetki i na powrót przeistaczają się w miękkie, delikatne istoty. Kto taką poznał ten farciarz nad farciarze - ja poznałem!
OdpowiedzUsuńLubię czytać takie książki :)
OdpowiedzUsuń