Tajemnica starego kurhanu - Jacek Mariusz Wicher
Beztroskie łażenie po lesie, którego się w ogóle nie zna, to nie jest za mądry pomysł, nie uważasz chłopcze? 1
Gdzie mają kryć się złe moce jak nie w lesie? Cisza, spokój i przytłaczająca potęga przyrody. Idealne miejsce, żeby zwabić ofiarę i realizować swoje cele. Również idealne miejsce do odpoczynku i regeneracji. Potyczka między dobrem i złem wymaga dużo energii i poświęcenia.
Fabuła
Rodzina Strongwind przeprowadza się do nowego domu, a dokładniej leśniczówki. Podekscytowani synowie ignorują ostrzeżenia rodziców i sami zapuszczają się odkrywać pobliski las. Szybko tracą orientację w terenie. Pomaga im przypadkowo napotkana kobieta. Wydaje się trochę dziwna. Zbiera zioła i wie odrobinę za dużo, ale mali Strogwindowie nie widzą innego sposobu ratunku. Kiedy Sally, bo tak ma na imię owa pani, odprowadza chłopców do domu mijają niewielki pagórek. Młodszy z braci, Maks, doznaje w jego obecności ataku. Tak naprawdę jest to kurhan, a w nim pochowana okrutna władczyni Olla, która w zamierzchłych czasach była postrachem tych ziem. Czego chce od małego Maksa? Dlaczego przybycie do miasteczka nowej rodziny obudziło tkwiące pod ziemią moce?
Tajemnica starego kurhanu to połączenie fantasy i horroru.
Można powiedzieć, że są to dwie opowieści. Główna to ta, która ma miejsce współcześnie, czyli wydarzenia wokół Maksa Strongwinda, a dopełniają ją wydarzenia z przeszłości. Dość szybko, zostaje nam opowiedziana historia okrutnej władczyni Olli, a utrzymana jest ona, w dobrze znanej czytelnikom fantasy, konwencji przygód rycerskich. Ogólnie mówiąc, jedna przywódczyni plądruje okoliczne ziemie, a pozostałe księstwa próbują się bronić. Tworzą się sojusze, mobilizuje się ludzi, kupuje najemników, przygotowuje taktykę walki, gromadzi zapasy itd., itp.
Wróćmy jednak, do meritum, czyli przygód małego Maksa. Autor próbował stworzyć coś na kształt horroru. Las, moc obudzona w starym kurhanie i niebezpieczeństwo, które zaczyna osaczać państwa Strongwind. Uczestniczymy w wydarzeniach, które mają doprowadzić do konfrontacji dobra ze złem.
Moja opinia
Miała być lawina, a spadło zaledwie kilka kamyczków. Nie powiem, Jacek Mariusz Wicher zaczął z przytupem. Wprowadzenie do historii jest bardzo interesujące. Byłam zaintrygowana, co w sobie ma ten konkretny mały chłopczyk, że jego obecność oddziałuje na moce uśpione setki lat temu.
Potem przyszedł czas na opowieść w klimacie fantasy. Jest ona napisana dość sprawnie. Nawiązanie do dawnych czasów to popularny zabieg i ja bardzo go lubię, chociaż nie często się spotykam, że autor serwuję jeden długi (a nawet bardzo długi fragment), w którym opowiada całą historię (szczerze to nie mogę sobie przypomnieć, żadnej książki, w której tak została rozegrana fabuła), zazwyczaj przeszłość i teraźniejszość się przeplatają.
Wracamy do czasów obecnych. Atmosfera w miasteczku gęstnieje, zbliżamy się do finału, a mi zgrzyta podczas czytania. Autor poświęcił dużo energii na otwarcie niepotrzebnych wątków, czy wymyślenie, kolejnych wydarzeń, które nie dają odpowiedzi, nie posuwają akcji do przodu. Nie mogę powiedzieć, że nie jest dynamicznie. Dzieje się dużo, tylko co z tego skoro to ciągle kręci się wokół tego samego. A to ktoś sprzedał stary chleb mamie Strongwind, a to ktoś pobił jednego z chłopców, a to sąsiadka nie odpowiedziała na pozdrowienie. Tak, nie lubią ich w tym miasteczku, ale wymyślanie kolejnych sposób dręczenia bohaterów nie było ani straszne, ani ciekawe.
Mam wrażenie, że Jacek Mariusz Wicher pisał to co mu aktualnie przyszło do głowy.
O, może wojak przeszedłby się ulicą i pogadał z jakąś kobitką. Będę z tym walczyć i będę to wytykać. Skoro ta kobieta nie ma wpływu na wydarzenia, nie interesuje mnie ona. Jeżeli już przyszła, to dajmy jej jakieś zadanie. Autor w ogóle ma, jak to określić (?), przemilczający stosunek do wielu spraw. Mam tu namyśli właśnie scenki, które poszły w zapomnienie,ale też przemilczenie, niektórych kwestii np. brak określenia regionu wydarzeń. Ktoś może powiedzieć, że konkretne miejsce nie jest potrzebne, bo i tak wydarzenia są fikcyjne. Prawda, ale czasami aż się prosi, żeby zakotwiczyć fabułę w jakimś regionie świata i tu mi tego zabrakło. Inny przykład, zarysowane we wstępie problemy, trzeba jakoś rozwiązać. Nie wchodząc już w szczegóły, napiszę tylko, że zwalenie odpowiedzialności na jakieś tam zło, to nie rozwiązanie. Ja, jako czytelnik, chcę wiedzieć co to za zło, skąd się wzięło i po co mąci. A scena finałowa (facepalm)! Serio, na to czekałam prawie 400 stron, to była ta dramatyczna konfrontacja? Ona mogła uratować cała książkę, ale była za krótka i nie zaspokoiła mojej ciekawości.
Podsumowanie
Moim zdaniem, powieść, która napisał Jacek Mariusz Wicher, nie powinna zostać wydana w takim kształcie. Pomysł jest dobry, książka interesująco się zaczyna i bije z niej wielka miłość do psów (miłośnicy tych zwierząt na pewno to zauważą). Jest dynamicznie, przygoda goni przygodę, ale zabrakło mi planu. Autor chciał coś przekazać, ale ukryło się to między kolejnymi scenkami i tam już zostało. Język też mnie nie zachwycił. Jest poprawny, ale słowa napisane przez autora nie dały rady wykrzesać nawet iskierki grozy, a kiedy rodzina z dwójka dzieci jest nagabywana, a ja nie czuję ani grama niepokoju, to coś jest nie tak.
1 Jacek Mariusz Wicher, Tajemnica starego kurhanu, wyd. AlterNatywne, Poznań 2020, s. 9.
Dobra recenzja. Jednak nie dla mnie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJoasiu, nie traktuj tego jako spamu, ale zapraszam na Księgę Nocy. Co jakiś czas nowy odcinek :)
OdpowiedzUsuńMusialabym zacząć od początku. Mam dużo do nadrobienia 😉
UsuńRozumiem i pozdrawiam Joasiu :)
UsuńRaczej się nie skuszę na ta książkę .
OdpowiedzUsuńKurczę z tego co piszesz to książka jest niedopracowana, a szkoda, bo faktycznie mogła być ciekawa.
OdpowiedzUsuńTym razem zupełnie nie moje klimaty ;)
OdpowiedzUsuńNIe brzmi zachęcacjąco
OdpowiedzUsuńSkoro bije z niej miłość do miłość do psów, to może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńPiękna okładka, fabuła intrygująca, ale coś czuje, że nie chce marnować czasu na książkę z pewnymi zgrzytami :( To by mnie trochę irytowało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://weruczyta.blogspot.com/
Raczej się nie skuszę, choć uwielbiam psy.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
To nie moje klimaty. 😊
OdpowiedzUsuńTym razem zdecydowanie nie moje klimaty, ale bardzo Ci dziękuję za recenzję :-)
OdpowiedzUsuńOkładka mnie urzekła - ładna i tajemnicza. A co do treści, może kiedyś dam szansę tej książce, ale w dalszej przyszłości, bo teraz inne tytuły już czekają. :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tyle tam niedomkniętych wątków. A może będzie drugi tom i wszystko się rozwiąże?
OdpowiedzUsuńRaczej nie. Autor zakończył tą historię dlatego też taka ocena.
UsuńSzkoda, że nie wyszło. Mój pierwszy rzut oka na okładkę: wow!
OdpowiedzUsuńAle treść widzę bardzo średnia.
Może kolejna książka autora będzie dopracowana :)
OdpowiedzUsuńNie poczułam się zainteresowana tą książką :)
OdpowiedzUsuńprzez cały czas Twojej recenzji zastanawiałam się czy książka jest kierowana do dorosłego czytelnika czy do nastolatka. Okładka nie rozstrzyga moich wątpliwości, jak widać treść książki również :| niby fabuła mnie ciekawi, ale po Twojej opinii nie jestem do niej przekonana. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńRaczej do dorosłego czytelnika
Usuńśrednio do mnie przemawia taka książka. Taki raczej przeciętny typ rzekłabym:)
OdpowiedzUsuńPisanie książek przypomina dobry biznes plan - musi być przemyślana od początku do końca. Czasem czytam o pisarzach, którzy zaczynając pisać nie wiedzą dokąd zaprowadzi ich historia. To niebezpieczne, bo może się skończyć właśnie tak jak w tej książce...a szkoda, bo historia zapowiadała się ciekawie...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Idealnie to ujęłaś.
UsuńCzytelnik nie da się zbyć lakonicznym wytłumaczeniem, także trzeba przemyśleć co i jak chce sie powiedzieć
Szkoda, że jednak nie czuć niepokoju, bo zapowiadało się bardzo fajnie.
OdpowiedzUsuńGdy zaczęłam czytać Twoją recenzję pomyślałam, że O! to może być fajne - chociaż jak ja widzę LAS to się zaraz rzucam na to :D szkoda, że ostatecznie tak wypadła... dość słabo...
OdpowiedzUsuńKlikając w tę recenzję miałam nadzieję natrafić na fajną książkę. Szkoda, że jednak okazało się inaczej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Oh so nice and interesting book
OdpowiedzUsuńI am a huge fan of fantasy and horror
xx
To wydawnictwo najwyraźniej nie ma dobrych redaktorów, aż szkoda zmarnowanego potencjału.
OdpowiedzUsuńNaprawdę autorka recenzji nie widzi tutaj żadnego planu? A może trzeba przemyśleć trochę głębiej? Ojciec wysyła syna na śmierć, by zbawić ludzi, ten syn, któy w dodatku nazywa się Emanuel, zmartwychstaje po trzech dniach - naprawdę nie przypomina to autorce niczego? Tak, tak, autor książki opowiada nam na swój własny sposób najpięknięszą historie świata, dziwne, żę nikt tego nie dostrzegł...
OdpowiedzUsuńW tym momencie, kiedy zostało pokazane to palcem, tak przypomina coś. Możemy się teraz licytować, czy czytelnik był za głupi, czy autor za mądry ;)
UsuńA tak szczerze, czy doniosła symbolika wystarczy, żeby książka była dobra? Usiadłam i zastanowiłam się, czy moja ocena byłaby inna, gdybym ją dostrzegła. Doszłam do wniosku, że nie. Dalej nie rozumiem dlaczego akurat Maks był wyjątkowy, dalej nie podoba mi sie scena finałowa i dalej nie czuję grozy. Myślę, że skoro Olla ma być uosobieniem samego "żródła zła" to dawka grozy byłaby wskazana.
Sama historia rycerska jest dobra i gdyby to o nią chodziło byłoby ok, niezależnie od symboliki, ale to miało być tło. Pierwszy plan to Strongwindowie i Maks i na tym planie coś cągle mi zgrzyta.
Faktycznie szkoda, bo czuć potencjał tej książki. Kurde, w takich sytuacjach zawsze się zastanawiam nad rolą ludzi z wydawnictwa - czy nie było w ich interesie zwrócić autorowi uwagę, że mogłoby być lepiej?
OdpowiedzUsuń