Stracone pokolenia, czyli co robią studenci za Twoje pieniądze - Jan Nowicki
Kiedy zobaczyłam książkę Stracone
pokolenia, czyli co robią studenci za Twoje pieniądze, wiedziałam,
że ta książka mnie wkurzy. Pozostało pytanie jak
bardzo. Dziś na nie odpowiem.
O czym?
Jan
Nowicki wspomina czas na politechnice. Nie jest to pilny student,
który ślęczy w bibliotece nad książkami. Czerpie ze studenckiego
życia ile się da. Koledzy, imprezy – a egzaminy? Jakoś to
będzie. Można napisać ściągę, można wysłać sms'a z pytaniami
do kumpla, można kupić projekt na zaliczenie, można przekupić
profesora, a ostatecznie wybłagać tróję.
Możliwości prześlizgnięcia się między semestrami jest wiele.
Cel publikacji
Moim głównym celem jest zmiana sposobu myślenia o studiach i studiowaniu, zarówno przez rodziców, którzy od małego wpajają swoim dzieciom w dobrej wierze, że KONIECZNIE trzeba iść na studia, bo bez tego nie ma szans na dobrą pracę, karierę i w rezultacie na udane życie, jak i przez samych studentów.1
To co mówi autor,
jakiś sens ma. Rynek pracy boleśnie przesiewa kolejne roczniki
magistrów. Pozwolicie, że nie będę rozpisywać się na temat
tego, co ja sama sądzę o instytucji studiów, bo wyszedłby z z
tego niezły felietonik. Skupię się na samej książce Stracone
pokolenia i na tym jak jest napisana.
Aby
osiągnąć swój cel Jan Nowicki postanowił zaszokować. Widzimy
chłopaka, dla którego studiowanie jest przedłużeniem dzieciństwa.
Utrzymywany przez rodziców świetnie się bawi. Na naukę poświęca
konieczne minimum, a nawet jeszcze mniej. W studiowaniu kieruje się
zasadą miej wyjebane, a będzie ci dane. Dzięki cwaniactwu i
szczęści zalicza kolejne semestry. Jan Nowicki pokazuje też różne
oblicza doktorów i profesorów. Od naiwnych, przez mających
wszystko gdzieś, po dręczących studentów psychopatów. Opisana
uczelnia nie jest oazą zdobywania wiedzy, a dżunglą.
Pytanie, czy autorowi udało się mnie zaszokować.
Nie, i to nie dlatego, że
widziałam, czy słyszałam o podobnych praktykach. Podczas moich
studiów, aż takich ekscesów nie było. W tej całej publikacji
zabrakło warsztatu i... subtelności. Pewnie się zdziwicie. Żeby
zaszokować nie można być subtelnym, trzeba rzucić bombę. Pisząc
o zjawiskach społecznych trzeba jednak uważać, żeby nie obrazić
czytelnika. Nigdy nie wiadomo z kim ma się do czynienia. Na początku
książki czytam:
Dlaczego jedyne na co je stać [uczelnie], to wypuszczanie co roku tabunów niedouczonych półdebili bez żadnej konkretnej wiedzy i o żenująco niskim poziomie kultury?2
Oooo
Panie Autorze, może i nie zapamiętałam tego wszystkiego, co mi
wbijano do głowy na studiach, ale mój poziom kultury ma się
dobrze, a już od, nawet połowicznego, debila, żaden dziad nie
będzie mnie wyzywał (i jeszcze za te wyzwiska mam zapłacić 29,99
zł). Jak widzicie znajomość z Janem Nowickim zaczęła się
niezbyt przyjemnie.
Wróćmy do warsztatu.
Widzę
dwa sposoby na ugryzienie tego tematu. Albo postawienie tez,
zrobienie analizy i poszukanie przyczyn problemów, albo opisanie
wspomnień w formie powieści. Książce Stracone pokolenia
bliższa jest druga formuła. Czytało się ją nawet dobrze i
szybko, ale to wszystko przedstawione jest bardzo prosto. Autor
opisuje kolejne semestry i patologie, które im towarzyszą.
Wiemy, że to o czym pisze nie jest ok, ale brak tu dobrze zawiązanej
akcji, brak dramatyzmu, brak czegoś co przykuje uwagę czytelnika,
co sprawi, że krzyknie o nie!
Podsumowanie
Stracone pokolenia
to książka bardzo podobna do studiowania autora, czyli po
łebkach i od niechcenia. To
jest za mało, żeby dać ludziom do myślenia i żeby coś zmienić.
Jan Nowicki ma coś do powiedzenia, ale musi jeszcze popracować nad
sposobem przekazu. Nie jestem pewna, czy książka jest właściwym
narzędziem do polemiki nad aktualnymi zjawiskami, które cały czas
ewoluują. Być może lepsze byłoby jakieś forum czy felietony. Coś
co ma krótszy, ale dynamiczniejszy żywot. Przydałby się też
możliwość dyskusji i wymiany doświadczeń. Może warto dać głos
tym, których studia do czegoś zainspirowały, albo otworzyły
furtkę do kariery.
1 Jan
Nowicki, Stracone pokolenia, czyli co robią studenci za Twoje
pieniądze, wyd. Novae Res, Gdynia 2020, s. 227.
2 Tamże,
s. 11.
"Książkę otrzymałem/otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl"
Ja już dawno po studiach. 😊
OdpowiedzUsuńMogłaby mnie zainteresować ta książka ;)
OdpowiedzUsuńCoś ta okładka mi mówi - przypomina....
OdpowiedzUsuńGreat post, Thanks for sharing, x
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa i jednocześnie bardzo oryginalna tematyka!
OdpowiedzUsuńInteresting book
OdpowiedzUsuńWhat about following each other?
The World Of A Vet
Bloglovin
Instagram
Szkoda, bo temat ciekawy, a niestety książka nie :(
OdpowiedzUsuńZarówno na pierwszych jak i potem drugich studiach spotykałam ludzi, którzy faktycznie chcieli się przez studia prześlizgnąć. Niestety, to były ciężkie kierunki, więc raczej taki typ odpadał po pierwszym, góra drugim roku. Co tu dużo mówić, nieźle zszokowałaś mnie tym cytatem z początku książki. Brak szacunku do czytelnika to coś, co ogromnie mnie irytuje. I chociażby dlatego ta książka u mnie jest skreślona...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Szkoda że książka nie wypadła lepiej. Wprawdzie autor miał sporo racji w swojej Nadole studentów, jednak mógł to zrobić w delikatniejszy sposób. Sama widziałam na swoim kierunku, że były osoby które w ogóle się nie nadawały do studiowania i zdawały na zasadzie 'byle jak byle by było' nic z tego nie rozumiejąc.
OdpowiedzUsuńJa też dawno po studiach :)
OdpowiedzUsuńMoże i temat ciekawy na dyskusję, by porównać spostrzeżenia, ale książkę tego typu niekoniecznie mam ochotę czytać. Zwłaszcza po Twojej recenzji 😉
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
subjektiv-buch.blogspot.com
Jakoś nie mam ochoty na tego typu książkę.
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się długo czy wziąć tę książkę do recenzji. Odpuściłam, bo tak jak Ty obstawiałam, że mnie wkurzy. Twoja recenzja utwierdziła mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłam...
OdpowiedzUsuńZ jednej strony dobrze. Przyda się w koncu prawda o studiach. Po moich większość za granicą roboty szuka. W zawodzie mało kto. Bo nie ma etatów. Szkoda, że jednak samo wykonanie pozostawia wiele do życzenia...
OdpowiedzUsuńSam temat wydaje się ciekawy i skłaniający do refleksji. Szkoda, że książka w ogólnych rozrachunku wypadła tak słabo.
OdpowiedzUsuńRaczej bym po nią nie sięgnęła.
OdpowiedzUsuńJednak nie dla mnie ta książka, ale dzięki za recenzję, bo teraz wiem, że wolę omijać ów tytuł.
OdpowiedzUsuńNo nie, po takim cytacie nawet na tę książkę nie spojrzę. Osobiście mogłabym napisać książkę o tym co dzieje się na uczelniach i PANowskich instytutach, zarówno pozytywnie jak i negatywnie, ale nie w taki sposób. Uogólnianie i obrażanie to nie jest sposób na dyskusję, zwłaszcza, że na mnie takie "szokowanie" w ogóle nie działa. Może siedzę w tym zbyt długo, może to kwestia tego, że kończę doktorat i widziałam/słyszałam już niejedno. Swoją drogą, osobiście nie uważam, że studia to strata czasu, po prostu zbyt często zakładamy, że wystarczy skończyć studia i praca czeka. Myślę, że znacznie rozsądniej jest założyć, że studia to nasz rozwój, ale trzeba w niego inwestować, coś z nim robić, a nie tylko być. Nie mniej, dyskusja o niezbędności studiów przypomina mi tę o liceach, czyli każdy znajdzie coś dla siebie, ale trzeba wiedzieć czego się chce. Ja nie zrezygnowałabym ze swoich studiów, ale gdybym dzisiaj ponownie wybierała szkołę to być może wzięłabym pod uwagę technikum. ;)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem do kogo ta książka rzeczywiście jest skierowana, bo takim tekstem poczułaby się obrażona większość osób, które skończyły studia.
Każde uogólnienie jest szkodliwe, a z tego co widać, jest ich sporo.
OdpowiedzUsuń