Kobieta w masce - Dorian Zawadzki [Fragment]
10 marca miała premierę nowa książka Doriana Zawadzkiego pt. Kobieta w masce. Wygląda na to, że autor zaserwował nam ciekawy thriller z elementami postapo. Lektura książki jeszcze przede mną, ale dzięki uprzejmości wydawnictwa Replika KLIK udostępniam dla was fragment tej powieści. Dajcie znać w komentarzach co sądzicie. Miłego czytania :)
OPIS
Jak
odkryć prawdę, kiedy wszyscy kłamią?
Nieodległa
przyszłość. Świat zmaga się ze skutkami globalnego ocieplenia.
Na terenie eksperymentalnego garnizonu w Fort Salem zostają
znalezione zwęglone zwłoki młodej kobiety. Ofiarą jest słynna w
armii snajperka, niedawno przydzielona do Bazy Korpusu Sił
Powietrznych.
Makabryczną
zbrodnię próbuje rozwikłać Leah Marsh z Wojskowego Wydziału
Śledczego. Jednak jej dochodzenie napotyka na zmowę milczenia, z
jaką nigdy w swojej karierze nie miała do czynienia. Co okaże się
silniejsze: chęć znalezienia i ukarania sprawcy czy lojalność
wobec sióstr broni i obawa przed osłabieniem autorytetu armii?
Wciągający
thriller psychologiczny osadzony w realiach świata po katastrofie
klimatycznej!
ROZDZIAŁ
1
Rok
40 Nowej Ery (2125 według kalendarza gregoriańskiego),
4
sierpnia – sobota
Baza
Lotnicza Sił Powietrznych Armii Zjednoczonych Narodów
Północnego Atlantyku i Pacyfiku w Salem (Oregon, d. USA)
Północnego Atlantyku i Pacyfiku w Salem (Oregon, d. USA)
Godz.
05:56
Niesione
wiatrem znad morza masy wilgotnego powietrza ciągnęły w głąb
lądu, zatrzymując się na naturalnej zaporze Gór Kaskadowych.
Promienie wschodzącego słońca wspinały się po granitowym
grzbiecie aż po skuty lodem wierzchołek stratowulkanu Góry Hood.
A spływające potoki szumiały w dolinie porośniętej
drzewami szpilkowymi i paprociami.
Baza
Lotnicza Trzeciego Żeńskiego Korpusu Sił Powietrznych leżała
w samym sercu lasu, na wyrwanym naturze, spadzistym,
wykarczowanym gruncie otoczonym stalową siatką znajdującą się
całodobowo pod napięciem o mocy stu tysięcy woltów. Na
rozstawionych co trzysta metrów wieżyczkach trzy razy na dobę
zmieniały się wartowniczki. Każda z nich po upływie
szesnastu godzin obejmowała kolejną zmianę na sąsiednim
posterunku zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Na zachód od
garnizonu, w dole, migotały odległe światła miasta Salem.
Czarna otchłań roztaczająca się poza jego granicami to był
Pacyfik.
Droga
wiodąca na tyłach budynku została wylana betonem i oznaczona
żółtym pasem bezpieczeństwa w odległości dwóch metrów od
ogrodzenia. Budynek koszar oznaczony numerem cztery, podobnie jak
jego sześciu bliźniaczych braci, oprócz parteru posiadał piętro,
na które prowadziły zewnętrzne drewniane schody. W zeszłym
miesiącu pracownice administracji przeprowadziły w nich
anonimową ankietę, pytając wszystkie szeregowe, podoficer
i oficer: jak oceniają integrację połączoną z zachowaniem
dyscypliny? Wyniki okazały się niepokojąco rozbieżne:
siedemnaście procent odpowiedziało, że dobrze, pięćdziesiąt
cztery procent wolało się nie wypowiadać, a trzydzieści
siedem wyraziło niezadowolenie. Oznaczało to, że „fala”
w garnizonie przybrała niebezpieczne rozmiary.
Porucznik
Leah Marsh była kobietą średniego wzrostu, ale, idąc posuwistym
krokiem z pochyloną głową, sprawiała wrażenie niskiej
i zmęczonej. W styczniu skończyła czterdzieści trzy
lata, z czego siedemnaście lat odsłużyła w Drugim
Korpusie Piechoty Morskiej w Baltimore, a od ośmiu
pracowała w Wojskowym Biurze Śledczym w Vancouver. Miała
opinię utalentowanej i nieustępliwej służbistki, którą
potwierdzały trzy rozwody.
Towarzysząca
jej porucznik Emma Fornier pochodziła jakby z innego świata,
była energiczna, o dwie dekady młodsza od Marsh, szła
wyprostowana. Musiała skracać krok, żeby dostosować się do tempa
śledczej.
– Kto
zjawił się pierwszy na miejscu zdarzenia? – spytała Marsh.
– Sierżant
Sorensen – odparła Fornier.
– Kiedy
to było?
– Mniej
więcej za kwadrans druga nad ranem.
– Co
tu robiła?
– Wykonywała
rutynowy patrol.
Marsh
podniosła głowę.
– Patrol?
– Tak,
pierwszy o dwudziestej trzeciej zero zero, drugi o pierwszej,
a trzeci o trzeciej. Jesienią i zimą dochodzi
jeszcze czwarty o piątej nad ranem. Trasa patrolu obejmuje
wyłącznie koszary zdecentralizowane, w środku i na
zewnątrz. Zwykle trwa to trzy kwadranse. – Fornier mówiła
z mocnym francuskim akcentem, zastępując literę „r” przez
„h”. Brzmiało to zabawnie albo irytująco w zależności od
tego, kto słuchał.
Marsh
w zamyśleniu kiwnęła głową.
– Ktoś
to sprawdza?
– Nie,
jest grafik. Patrole wykonują wyłącznie podoficer. Nigdy nie było
powodów, aby podejrzewać, że je opuszczają albo skracają.
– Godziny
tych patroli są stałe?
Fornier
zawahała się, zanim udzieliła odpowiedzi.
– Tak,
pani porucznik.
Zbliżyły
się do drzwi na tyłach budynku, przed którymi wartę trzymała
wyprostowana jak struna szeregowa. Zimne krople zacinającego deszczu
przemoczyły jej zielony mundur do suchej nitki, dalej z uporem
rozbijając się o nieruchomą twarz. Marsh przypomniała sobie
wizytę sprzed lat w muzeum figur woskowych madame Tussaud
w Londynie, dokąd poleciała na miesiąc miodowy ze swoim
pierwszym mężem – Szkotem.
– A zatem
mogę założyć, że wszyscy w garnizonie znają te godziny
oraz trasę patrolu i gdyby któraś z żołnierek chciała
po zarządzeniu ciszy nocnej przedostać się z budynku „A”
do budynku „B”, zapewne potrafiłaby wybrać odpowiedni moment,
żeby nie zostać zauważona.
Fornier
zwolniła szeregową, która bez chwili zwłoki odmaszerowała,
znikając za rogiem budynku, i chociaż było to pytanie
retoryczne, poczuła się w obowiązku odpowiedzieć:
– Myślę,
że tak, pani porucznik.
Marsh
zadawała kolejne pytania:
– To
dlaczego nie stosuje się tutaj godzin rotacyjnych?
Fornier
uniosła ramiona, jakby dopiero teraz zauważyła, że pada deszcz.
– Nie
potrafię odpowiedzieć na to pytanie… ta decyzja leży w gestii
administracji garnizonu.
– A kto
jest szefem administracji?
– Pułkownik
Quintana.
Marsh
stanęła przodem do otwartych na oścież drzwi. W pomieszczeniu
panowała ciemność, ale nie dlatego, że pierwsze promienie
wschodzącego słońca jeszcze tutaj nie dotarły. Odniosła
nieprzyjemne wrażenie, że wypełniający wnętrze mrok zamiast
topnieć z każdą chwilą jeszcze gęstniał.
Czekała
nieruchomo, nasłuchiwała. Starała się wchłonąć i zapamiętać
wszystko, co czuła. Pierwsze wrażenie. Dla śledczego najważniejsze
są te myśli, które pojawiły się na miejscu zdarzenia właśnie
jako pierwsze. Zmysły są wciąż wyostrzone, zbierają informacje,
po czym przygasają zmęczone natłokiem faktów i teorii.
Przykucnęła,
zamknęła oczy. Próbowała poczuć, co to miejsce ma jej o sobie
do powiedzenia: wilgoć, spalenizna, środki chemiczne, guma
i nienazwany słodkawy odór unoszący się niczym niewidzialna,
lepka mgła, zawsze tam, gdzie wybuchały pożary i były ofiary
śmiertelne.
Fornier
chrząknęła.
– Mogę
coś dodać…?
– Śmiało.
– Te
nocne patrole mają wyłącznie zadanie prewencyjne. Jeśli zachodzi
uzasadnione podejrzenie złamania regulaminu, wtedy w pokojach
dokonywane są niezapowiedziane rewizje.
– A jak
często zachodzi taka potrzeba?
Młoda
porucznik uniosła kącik ust.
– Po
każdym święcie, kiedy szeregowe wracają z przepustek. Zawsze
któraś próbuje przemycić kontrabandę.
Marsh
wyprostowała się, odsunęła z twarzy gęste kasztanowe włosy.
Włożyła na mokre dłonie białe lateksowe rękawiczki, foliowe
ochraniacze na buty i wyciągnęła z kieszeni płaszcza
latarkę taktyczną z paralizatorem.
– Proszę
powiedzieć mi coś o tym pomieszczeniu.
Fornier
wyjrzała śledczej przez ramię.
– Mieści
się tam pralnia. W każdy piątek o siedemnastej zero zero
żołnierki wystawiają na korytarz ponumerowane worki z odzieżą
służbową, prześcieradłami i poszewkami na pościel. Dyżurne
szeregowe zbierają wszystko do wózka i przywożą tutaj.
Snop
światła padł na stos worków ułożonych na środku pomieszczenia.
Marsh przesunęła nim wzdłuż stojącego pod ścianą szeregu
ogromnych pralkosuszarek, a potem skierowała strumień
w odległy czarny kąt.
– I urządzają
wielkie pranie?
– Tak,
trwa to cały weekend.
Śledcza
poświeciła w górę, znalazła na suficie dwa rzędy zraszaczy
oraz klosz zasłaniający żarówkę. Sięgnęła do włącznika na
ścianie. Nic, wciąż ciemność. Skierowała snop światła pod
nogi, weszła za próg i podniosła kłódkę. Ruchomy pałąk,
który otwierał i zamykał obręcz został wyłamany.
– Ile
osób przebywało na terenie garnizonu ubiegłej nocy?
– Musiałabym
dokładnie sprawdzić w ewidencji… ale przypuszczam, że nie
więcej niż jedna trzecia. Zazwyczaj w piątek po siedemnastej
większość żołnierek jest zwalniana na przepustki. Zostają tylko
te, które mają dyżur.
– Jak
pani i sierżant Sorensen?
– Tak
jest – czekająca w progu Fornier wzruszyła ramionami –
i jeszcze jakieś siedemset innych.
Marsh
przystanęła na środku pralni i obracając się, wodziła
wzrokiem za snopem latarki. Nie wiedziała, czy to, czego szukała,
wciąż jeszcze tu jest, ale chciała się upewnić.
– A jakie
obowiązki miała pełnić porucznik Rosenheim?
– O ile
się orientuję… była zawieszona.
– Mhm…
dlaczego?
Oddelegowana
do dyspozycji śledczej i mająca służyć wszelką pomocą
porucznik Fornier zwlekała z odpowiedzią. Zastanawiała się,
co mogła, a co musiała powiedzieć.
– Na
polecenie jej bezpośredniej przełożonej, major Kaas… wszystko
jest w aktach.
Marsh
świeciła po ścianach pralni, zaglądając w otwarte gardziele
perforowanych bębnów. Chciała już zrezygnować i przejść
dalej, kiedy coś zauważyła. Z jednego z worków leżących
u jej stóp wystawał metalowy łom. Wyciągnęła go i zważyła
w dłoni. Kawał solidnego żelastwa.
– Czy
to sierżant Sorensen ugasiła pożar?
– Nie,
kiedy przybyła na miejsce już się nie paliło. – Podniecona
Fornier wyciągnęła szyję, przestępując w progu z nogi
na nogę. – Pod sufitem są zainstalowane zraszacze
i wykrywacz dymu. Przepisy przeciwpożarowe.
Marsh
ruszyła w głąb pralni, oddychając przez usta. Z każdym
krokiem słodkawy odór stawał się coraz mocniejszy.
– Znała
pani porucznik Rosenheim?
– Tylko
ze słyszenia! – zawołała Fornier.
Marsh
zatrzymała się, wędrując latarką od okna do czarnego kąta
w pralni. Gipsowa ściana była pokryta sadzą od podłogi do
sufitu, a szyba tak osmolona, że nie można było odróżnić
dnia od nocy. Ogień był jak żywa istota: rodził się, oddychał
i zjadał to, co mu podano. A kiedy zaspokoił pierwszy
głód wspiął się na drewniany parapet, ale nie dlatego, że
drewno jest łatwopalne, tylko że sam tego chciał. Chciał rosnąć,
reprodukować się i polować. Szyba w oknie i woda
w zraszaczach go powstrzymały.
Śledcza
podeszła bliżej, z wózka na pranie zostały tylko kółka
i stelaż ze stali nierdzewnej. Na podstawie leżały spalone
zwłoki z groteskowo powykręcanymi kończynami, przybierając
pod wpływem wysokiej temperatury pozycję embrionalną. Marsh
włożyła latarkę do ust i wyciągnęła z wewnętrznej
kieszeni płaszcza zdjęcie. Porucznik Rebeka Rosenheim miała
dwadzieścia dwa lata, trójkątną twarz z wyraźnie
zaznaczonym podbródkiem i kośćmi policzkowymi, duże jasne
oczy i wąskie usta z wydatnym łukiem kupidyna. Zjawiskowa
androgyniczna uroda zapewne sprawiała, że wszędzie, gdzie tylko
się pojawiła, musiała wzbudzać zainteresowanie. Patrząc na nią,
nie można było mieć do końca pewności, czy jest to piękna
dziewczyna, czy może przystojny chłopak.
Marsh
przeniosła wzrok z fotografii na zwęglone szczątki, jej
wyobraźnia naniosła oczy z powrotem do pustych oczodołów,
a ponad dwoma dziurkami pośrodku uformował się zgrabny nos.
Krótsze u dołu i dłuższe na górze czarne włosy
porucznik Rosenheim czesała na bok. Marsh zauważyła na okrągłej
czaszce niewielką szczelinę. Postrzępiona pajęczyna pęknięć
rozchodziła się na boki jak przyklejona rozgwiazda. Łom zaczął
jej ciążyć w dłoni.
– Ani
razu ze sobą nie rozmawiałyście?
– W Fort
Salem jest nas na co dzień dwa tysiące – odparła Fornier.
– I ani
jednego mężczyzny?
Marsh
obróciła się, snop latarki padł na umieszczony na ścianie
włącznik główny prądu – dźwignia była opuszczona –
a potem na stojącą w wejściu młodą porucznik. Fornier
uniosła dłoń, żeby osłonić oczy, ale nie zdążyła zgasić
uśmiechu.
– Ani
jednego.
Niebawem i ja napiszę o tej książce.
OdpowiedzUsuńPost-apo? Mówisz post-apo? Więcej informacji mi nie trzeba, zapisuje.
OdpowiedzUsuń(mam akurat nastrój na takie klimaty, właśnie się wzięłam za rereading serii Metro Głuchowskiego)
heh no to trzeba zajrzeć ;)
UsuńMam w planach przeczytać tę książkę. 😊
OdpowiedzUsuńTemat ciekawy, zaintrygował Mnie :)
OdpowiedzUsuńBuziaki :*
Może być ciekawa, chociaż aktualnie ma ochotę na inne klimaty :)
OdpowiedzUsuńOho, już sobie zapisuję tę książkę. :D
OdpowiedzUsuńA co to jest to post- Apo?
OdpowiedzUsuńPo apokalipsie
UsuńTen temat chyba ciągle jest "na czasie" :)
UsuńObowiązkowo musi znaleźć się w mojej biblioteczce!
OdpowiedzUsuńKobieta w masce? Jaki intrygujący tytuł...
OdpowiedzUsuńThriller i post apo, więc trzeba kiedyś przeczytać.
OdpowiedzUsuńOj bardzo ciekawy fragment. Ostatnio czytałam powieść Mroza utrzymaną w klimacie wizji świata po katastrofie i chętnie sięgnę po coś podobnego.
OdpowiedzUsuńMusi być ciekawa, bo fragment intrygujący... Pozdrawiam cieplutko! ;)
OdpowiedzUsuńIt is an interesting book! I can see from the title.
OdpowiedzUsuńMyślę, że to będzie książka w moim guście.
OdpowiedzUsuńzapowiada się szalenie ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo dobrze. Ja nawet nie wiedziałam, że ta książka dzieje się po jakiejś katastrofie klimatycznej :)
OdpowiedzUsuńholla.. visit here and have a good day
OdpowiedzUsuńCiekawa!
OdpowiedzUsuńPierwszy rozdział jest ciekawy. Może uda mi się ją w niedługim czasie przeczytać.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Niedługo będą książki po naszej katastrofie
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam. Okazuje się, że to jak najbardziej moje klimaty. Pozdrawiam!^^
OdpowiedzUsuńzaczyna się nieźle!
OdpowiedzUsuńIntrygująco :)
OdpowiedzUsuń