Bądźmy dobrej myśli - Carolina Setterwall
Każdy z nas, prędzej czy później,
będzie musiał zmierzyć się ze śmiercią. Kiedy spotyka ludzi u
schyłku życia, jest to przyjmowane ze smutkiem, ale też z niemym
zrozumieniem. Gdy dopada osobę w młodym wieku pojawia się
przerażenie i masa pytań Dlaczego? Książka
Bądźmy dobrej myśli
opowiada właśnie taką historię. Jest to historia o śmierci, ale
też o nowym życiu.
Fabuła
Pewnego ranka
Carolina znajduje w łóżku ciało swojego partnera. Lekarze
zapewniają ją, że śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych,
jednak dziewczynie ciężko pozbyć się wyrzutów sumienia. W jej
głowie migocze neon GDYBY – gdybym była dla niego milsza, gdybym
nie nakłoniła go do przeprowadzki, gdybym pocałowała go na
dobranoc itp. Dzień po dniu Carolina zastanawia się, czy mogłaby
zrobić coś, aby nie doszło do tragedii. Zmaganie się z żałobą
jest dla niej bardzo trudne, bo ma dziewięciomiesięczne dziecko.
Nie może poddać się smutkowi. Musi myśleć o małym Ivanie i o
tym, jak poradzi sobie jako samotna matka.
Bądźmy dobrej myśli to
książka oparta na faktach. Carolina Setterwall spisała swoje
wspomnienia, poddając swój związek i wydarzenia po śmierci
partnera głębokiej analizie. Poza
żałobą autorka porusza takie tematy jak budowanie związku i
macierzyństwo.
Aby lepiej przybliżyć wam tę powieść, podzielę ją na trzy części.
Na
początku książki wspomnienia
z pierwszych dni po śmierci Aksela
(partnera Caroliny) przeplatają
się opisami jak para się poznała i budowała swój związek.
Ten fragment jest bardzo naładowany emocjami. Nie potrafię sobie
wyobrazić, jakim szokiem musiało być znalezienie martwego chłopaka
i nie potrafię sobie wyobrazić, jak trudne musiało być dla
autorki wracanie do tych chwil. Na mnie jednak największe wrażenie
zrobił sposób, w jaki Carolina wspomina Aksela, kiedy jeszcze żył.
Jak pisze o drobnych rzeczach np. drapiącym zaroście, jeansach w
których dobrze wyglądał, czy jakiej słuchał muzyki kiedy
pracował. Ich związek nie wyróżnia się niczym specjalnym, ale
słowa jakich autorka użyła do jego opisania, tworzą aurę
głębokiej miłości rodem z Love story.
Rozsypanie
prochów Aksela kończy pewien etap. Do rodziny dociera, że już
go nie ma i czas zorganizować sobie życie na nowo. Carolina nie ma
czasu na długą żałobę. Musi mieć dużo siły, bo ma pod opieka
malutkiego synka. Kobieta zastępuje chłopcu i matkę i ojcem.
Książka jest pełna, bardzo trafnych przemyśleń, na temat
macierzyństwa. Są w niej te cudowne momenty, kiedy rodzic pęka
z dumy bo dziecko zrobiło pierwszy kroczek, ale są też gorzkie,
kiedy czujemy się uwiązane, a wyspane i wymalowane koleżanki rodzą
w nas mordercze instynkty.
W tej części
autorka mierzy się też z kwestią, jak sobie poradzić kiedy
rodzina i przyjaciele wracają do swoich spraw. Po śmierci
partnera otrzymała ogromne wsparcie od osób trzecich. Cały czas
ktoś z nią był, pocieszał i pomagał w opiece nad dzieckiem.
Niestety to nie może trwać wiecznie. Coraz więcej czasu Carolina
spędza tylko z synkiem i musi nauczyć się go efektywnie
zagospodarować.
W pewnym momencie
przychodzi czas na nowy związek. Nowa miłość przynosi
dawkę pozytywnej energii. Nie zabraknie jednak trudnych momentów.
Jak budować nowy związek z małym dzieckiem u boku? Czy nowy
partner spełni oczekiwania ? Czy Carolina zapomni o Akselu, a może
będzie potrafiła pokochać dwóch mężczyzn?
Narracja
Bardzo ciekawa jest
forma w jakiej została napisana książka. Autorka zwraca się
bezpośrednio do zmarłego partnera. Opowiada mu o ich miłości, o
tym jak znalazła jego ciało, jak wyglądają dni bez niego, jak
rozwija się ich synek, zwierza mu się z codziennych rozterek.
Wygląda to mniej więcej tak: TWOJA mama bawiła się z NASZYM
synkiem, kiedy ja sortowałam TWOJE rzeczy, lub: Ivan staje się
coraz bardziej podobny DO CIEBIE. Monolog Caroliny, pomimo że
napisany z zamiarem udostępnienia czytelnikom, jest bardzo intymny.
Czuć, że autorka włożyła dużo serca w spisanie swojej historii.
Moja opinia
Jestem bardzo
sceptycznie nastawiona do poradników. Spisanie suchych porad,
wypunktowanie kroków do osiągnięcia jakieś celu jest czymś co
mnie nie przekonuje. Zamiast tego wolę przeczytać relację
człowieka, który zmaga się z podobnym problemem. Nie musi to być
koniecznie obszerna powieść. Widzę ogromny potencjał choćby w
mediach społecznościowych. Jeszcze będąc w ciąży, miałam wizję
macierzyństwa, jak to spacerują z wózkiem i psem po parku. Co się
okazało, to że mojego dziecka nie da się włożyć do wózka. M.
akceptowała tylko i wyłącznie noszenie na rękach. Każde wyjście
z domu było ogromnym wyzwaniem. Do tego musiałam zmierzyć się z
otoczeniem, w którym 99 % dzieci kochało wózek i spało w nim jak
aniołki, nie wspominając o tradycyjnym nie noś bo
przyzwyczaisz. Pewnego dnia trafiłam na Facebooku na bardzo
merytoryczną grupę o rodzicielstwie. Spadł mi kamień z serca,
kiedy przeczytałam tuziny podobnych historii. Nawet kiedy jedyną
radą było kiedyś jej przejdzie, to pocieszająca była
myśl, że nie tylko moje dziecko jest nienormalne, że
niekoniecznie zrobiłam coś nie tak.
Do czego zmierzam?
A no, że widzę w tej powieści ogromny potencjał terapeutyczny.
Carolina Setterwall nie daje czytelnikom gotowych rozwiązań, ona
cały czas szuka i waha się czy słusznie postępuje, ale daje coś
ważniejszego – nadzieję, że może być lepiej. Udowadnia,
że nawet kiedy życie rzuca nam kłody pod nogi warto być dobrej
myśli.
Podsumowanie
Bądźmy dobrej myśli to
książka o utracie bliskiej osoby, o wielkiej miłości i
macierzyństwie. Jej autorka musiała zmierzyć się z trudnymi
doświadczeniami. Radziła sobie różnie, ale zawsze znajdowała
się, żeby się podnieść i iść do przodu. Carolina Setterwall
dzieli z czytelnikami bardzo trafnymi przemyśleniami. Nie boi się
pisać o rzeczach, które zazwyczaj nie wychodzą poza obręb myśli
krążących w głowie. Sprawia, że nawet te złe, czy zawstydzające
myśli zostają oswojone jako po prostu ludzkie.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Zysk i s-ka. KLIK
Sama formuła napisania tej książki mnie mocno zainteresowała.
OdpowiedzUsuńJeszcze się zastanawię nad lekturą tej publikacji. 😊
OdpowiedzUsuńZazwyczaj nie sięgam po poradniki, ale ten wypada niezwykle ciekawie.
OdpowiedzUsuńPedze z wyjaśnieniem, bo chyba cos niejasno napisalam. To nie jest poradnik. To spisana prawdziwa historia, ktora moim zdaniem moze miec terapeutyczne właściwości
UsuńWydaje się ciekawą pozycją ☺
OdpowiedzUsuńIndeed, everybody can not life forever. Interesting book!
OdpowiedzUsuńHappy New Year!
Widzę, że ksiązka zrobiłą na Tobie duże wrażenie i to powstrzymuje mnie przed skwitowaniem jej zwyczajowym "nie moje klimaty". Kończe własnie inna książkę z Twojego polecenia i jestem bardzo zadowolona z lektury, więc może i tej dam jednak szansę :)
OdpowiedzUsuńCudownie to slyszec😍
Usuńpóki co książka mnie nie przekonuje, ale warto wiedzieć że i taka literatura powstaje ;)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w Nowym roku :)
OdpowiedzUsuńKsiążka idealna do przemyśleń i refleksji ;) Ja też niezbyt chętnie sięgam po poradniki :/
OdpowiedzUsuńTemat ważny :)
OdpowiedzUsuńbolesne...
OdpowiedzUsuńMyślę, że to bardzo wartościowa książka :)
OdpowiedzUsuńKsiążka z przesłaniem, lecz jednak sama na razie omijam takie tytuły ze względu na generalnie zbyt smutny - jak dla mnie - ładunek emocjonalny (pomimo faktu, iż jednocześnie autorka stara się dawać odbiorcy nadzieję). Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
OdpowiedzUsuńksiążka warta przeczytania ale na pewno bardzo emocjonalna
OdpowiedzUsuńChyba muszę ją dopisać do listy :)
OdpowiedzUsuńBardzo mocna książka, to na pewno. Nie wiem czy potrafiłabym się postawić na miejscu autorki..
OdpowiedzUsuńCzasami życie pisze taki scenariusz, ze nie ma wyjscia. Stawia nas w takiej sytuacji, w ktorej, chcac, nie chcąc musimy sie odnaleźć
UsuńZwraca się do zmarłego? Z taką formą naprawdę nie miałam jeszcze do czynienia. Oryginalne. To w książkach cenię.
OdpowiedzUsuńIt seems interesting book about life and death. I would try to read.
OdpowiedzUsuńThanks for your review on my last post.
New post on My Blog | Instagram | Bloglovin
Na pewno wartościowa autobiografia.
OdpowiedzUsuń