Pretty Girls - Doris [HelpTheBook #5]
Dzisiejszą odsłonę kolejnych dwóch
opowiadań ze zbiory Pretty Girls zacznę
od ogłoszenia. Książka dostępna jest w nowej, lepszej cenie.
Szczegóły poniżej, a tu LINK dla zainteresowanych.
No ale
do rzeczy. Na wrzesień Doris wybrała bardzo łzawe opowiadania o
tytułach Słony smak jego łez i
Tysiąc łez. Mam
wrażenie, że dopadła ją deszczowa jesienna aura i stąd ten
wybór.
Słony smak jego łez dostało
właśnie odznakę mojego ulubionego opowiadania ze zbioru Pretty
Girls. W wyniku katastrofy
morskiej Cleo, która jest w 9 miesiącu ciąży, ląduje na
bezludnej wyspie. Kobieta musi sama uporać się z porodem i
wychowaniem córeczki. Musi zapewnić im przetrwanie, ale też
przygotować dziecko na ewentualny kontakt z cywilizacją.
To
właśnie z powodu wybranego tematu tak polubiłam to opowiadanie.
Czytając pomyślałam sobie, że byłby z niego dobry film. Coś
pomiędzy Cast away i
Room. Historia
wymagałaby oczywiście rozwinięcia i zastanowienia się z jakimi
dokładnie problemami musiałaby się zmierzyć kobieta na bezludnej
wyspie, ale może być źródłem inspiracji.
O
opowiadaniu Tysiąc łez ciężko
mi cokolwiek napisać, bo jest (przynajmniej dla mnie) o niczym.
Bohaterka imieniem Roksana pędzi na lotnisko, bo nagle uświadomiła
sobie, że kocha opuszczającego kraj przyjaciela. Nie udaje jej się
zdążyć na samolot, ale na lotnisku poznaje Leszka. Kobieta i
mężczyzna przypadają sobie do gustu.
Zauważyłam,
że Doris ma dobre pomysły, ale czasami problem z ich rozwinięciem.
Chce za dużo upchnąć w krótkiej formie. Lepiej byłoby z
niektórych wątków zrezygnować. Zostawić jeden, czy dwa i
opracować je do granic wytrzymałości.
Tutaj
mamy taki przesyt. Jest Roksana i jej relacje z dwoma mężczyznami.
Jest niepełnosprawność Leszka i historia, która do niej
doprowadziła. Jest jeszcze jedna katastrofa z którą bohaterzy
opowiadania muszą się zmierzyć. Skubniętych problemów jest tyle,
że tak naprawdę nie wiem co autorka chciała powiedzieć. Z tej
chmury wyłania się tylko wyraźny obraz Roksany, kobiety która
sama nie wie czego chce od życia.
Wrześniowe
rozdanie od Doris okazało się bardzo nierówne. Spotkał się
wielki zachwyt i kompletna obojętność. Chyba tak to jest ze
zbiorami opowiadań, że mają mocne i słabe strony. Na koniec
zachęcam was to zajrzenia do archiwalnych wpisów o opowiadaniach
Doris. KLIK
Reading about a hard time of pregnant woman, I am going to tearful too.
OdpowiedzUsuńInteressante sugestão.
OdpowiedzUsuńNie miałam w ogóle pojęcia, że coś takiego istnieje! ;) Szkoda, że drugie opowiadanie wyraźnie Cię zawiodło...
OdpowiedzUsuńNie przepadam za opowiadaniami i nie sięgam po nie
OdpowiedzUsuńNie chcę być niemiła, ale 170 stron wydrukowanych w kolorze za ponad 50 zł to jakiś żart. Może gdyby to był jakiś geniusz pióra w stylu Marqueza to jeszcze bym to zrozumiała ale tak - nie rozumiem.
OdpowiedzUsuńTe 2 opowiadania chyba jednak nie dla mnie, ale jak sama zauważyłaś, tak bywa z opowiadaniami - jedne historie z danego zbioru możemy polubić bardziej i dostrzec w nich więcej zalet, a inne mogą wciągnąć w mniejszym stopniu. :)
OdpowiedzUsuńJa wolę dłuższe formy niż opowiadania :)
OdpowiedzUsuńTeż nie przepadam za opowiadaniami... Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tym zbiorze opowiadań i choć chciałabym go przeczytać, to jakoś mi z nim nie po drodze. 😊
OdpowiedzUsuńSzkoda że drugie opowiadanie Cię zawiodło.
OdpowiedzUsuńUna selección estupenda ! Espero verte pronto por mi blog! Feliz día! ♡♡♡
OdpowiedzUsuńZaletą antologii jest to, ze jest duza szansa, iż znajdzie się w niej coś dla siebie :)
OdpowiedzUsuńHm okładka mi przypomniała taki film z dzieciństwa o psie. No to skoro jest o niczym, to nie będę zapisywać ;)
OdpowiedzUsuńOpowiadania to nie jest moja ulubiona forma.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za opowiadaniami, wolę czytać jedną dłuższą historię, a jeszcze lepiej serie.
OdpowiedzUsuńAsiu, naprawdę dużo czytasz. Ja nie nadążam, choć bardzo lubię tą czynność. Muszę się wziąść za siebie. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńSzkoda, że poczułaś zawód :(
OdpowiedzUsuńRobinsonia... nie wierzę w możliwość przetrwania samotnej kobiety z niemowlęciem na takiej wyspie. Już Robinson był mocno naciągany, "Cast away" z faktów ma w sobie tylko samo zdarzenie.
OdpowiedzUsuńZaś Roksana... archetyp kobiecości "zjeść ciastko i mieć ciastko".
w drugim opowiadaniu jest przynajmniej moja imienniczka, ale może faktycznie autorka mogłaby spróbować swoich sił w dłużej formie. Ja czytając opowiadania zawsze czuję jakiś niedosyt.
OdpowiedzUsuń