Czarna walizeczka - Cyrill M. Kornbluth
Opowiadanie „Czarna walizeczka” zrobiło na mnie ogromne
wrażenie. W głowie pojawił mi się natłok myśli. Kilka dni rozważałam, jak
przelać na papier moje odczucia. Jest to dla mnie szczególnie trudne, bo
opowiadanie dotyka pewnych trendów w ewolucji społeczeństwa, które nie są
pozytywne. Nie chciałabym urazić kogoś z czytelników. Ale do rzeczy. Zacznijmy
od fabuły.
Doktor Full, pijaczek, który ma zakaz wykonywania zawodu,
znajduje walizkę. Jest ona pełna narzędzi lekarskich z różnych dziedzin
medycyny oraz lekarstw. Początkowo Full chce to wszystko sprzedać.
Może teraz dosłownie pobiec do sklepu ze starzyzną, przehandlować czarną walizeczkę i kupić wina a może i wódki.
Niestety żaden z handlarzy nie chce kupić walizki. Nie znają
tych sprzętów.
- Ja jestem kupiec na nie zbieracz szanowny panie, biorę tylko rzeczy, które mogę sprzedać. A kto to weżnie ode mnie, chyba jaki Chińczyk, który nie zna się wcale na instrumentach? Wyglądają tak dziwnie! Może pan sam to robił?
Właściwie doktorowi wyszło na dobre, że nikt nie poznał się
na wartości walizki, bowiem sprzęt w niej zgromadzony praktycznie sam leczył.
Full otworzył klinikę. Z nieudacznika i pijaka stał się sławnym i szanowanym
lekarzem.
Dochodzę do wniosku, że doktor Bayard Kendrick Full – bez względu na swoją rzekomą przeszłość – jest obecnie bardzo niezwykłym, ale i znakomitym lekarzem, o wspaniałych wynikach, któremu w każdych okolicznościach zawierzyłabym moje zdrowie.
I zrobimy tu mały stop. To jest jedna część tej historii. Opowiadanie,
z jednej strony o szczęściu i sukcesie, a z drugiej o chciwości i pędzie za
posiadaniem. Jak piszę te słowa, staje
mi przed oczami reklama jednego z banków. Aktor pyta się nas, czy posiadanie
stało się sensem naszego życia i zachęca do oszczędzania.
W obu przypadkach wskazany został mocno niepokojący trend.
Ludzie wydają dużo. W tzw. „cywilizowanym świecie” zakupoholizm staje się
poważną chorobą. Chcemy mieć więcej i więcej. Żeby było nowe i modne. Nieważne,
że to stare jest jeszcze sprawne. Do kosza.
Gdzieś przeczytałam,
że zanim sobie coś kupimy powinniśmy dać sobie 24 godziny na
zastanowienie się, czy na pewno tego potrzebujemy. Trzymam się tej rady.
Pomogła mi zaoszczędzić trochę pieniędzy.
Wróćmy do naszego opowiadania. Drugim jego elementem jest,
nazwijmy to, geneza czarnej walizki.
Przybywa ona do dr Fulla z przyszłości. Właściwie przypadek
sprawia, że ląduje w machinie czasu.
Dla mnie istotne jest jak ta przyszłość wygląda. Przenieśmy
się do ok 2500 roku.
… odsetek ludzi o umysłowości niżej przeciętnej wzrasta, o umysłowości przeciętnej zaś i ponad przeciętnej maleje, przy czym proces ten odbywa się w postępie geometrycznym.
Brzydko mówiąc społeczeństwo głupieje.
Istniały całe uczelnie gdzie żaden ze studentów nie umiał przeczytać wyrazu trzy sylabowego „uniwersytety”, gdzie z tradycyjną pompą nadawano tytuły „magistrów stenografii”, „doktorów filozofii kartotek”, „kandydatów teczkowania archiwalnego”. Topniejąca garść ponad normalnych uciekała się do takich sposobów dla zachowania choćby pozorów ładu społecznego.
W poprawnym funkcjonowaniu społeczeństwa pomagają też
wynalazki. Tytułowa walizka i sprzęty w niej schowane pomagają lekarzom
sprawnie wykonywać ich zawód.
Instrumenty funkcjonowały właściwie same, nie można było wyrządzić nimi żadnej właściwie szkody, więc ktokolwiek je znalazł, mógł bez ryzyka ich używać.
Opowiadanie powstało w 1950 roku (w Polsce ukazało się po raz pierwszy w 1958 roku
w zbiorze Rakietowe szlaki). Niewiele czasu było trzeba, żeby zauważyć początek
zarysowanych zjawisk.
Przykłady:
·
W naszym kraju dużo mówi się o obniżeniu poziomu
szkolnictwa wyższego. Gdy moi rodzice byli młodzi na studia szli nieliczni, a
tytuł magistra był czymś prestiżowym. Ja właściwie nie mam się czym chwalić. Na
pracodawcach wyższe wykształcenie nie robi żadnego wrażenia. Natomiast znajomy,
który prowadzi firmę budowlaną narzeka, że nie ma wykwalifikowanych
pracowników. Ci co coś umieli wyjechali,
a zostali mu (przepraszam za wyrażenie) studenciki co łopaty nie potrafią
trzymać.
·
Urządzenia zaczynają myśleć za nas. Chociażby
znajomość ortografii. Po co skoro komputer sprawdzi pisownię, a telefon
podpowiada nam co chcemy napisać.
Nie jestem socjologiem, żeby dogłębnie analizować i oceniać
te zjawiska. Być może tylko wydają się
niepokojące. Jak to mówią, pożyjemy zobaczymy.
Jeżeli jesteście zainteresowani opowiadaniem TUTAJ informacja w jakich zbiorach je znajdziecie.
Cytaty: Czarna walizeczka, Cyrill M. Kornbluth, tłum. J. Stawiński [w:] Rakietowe szlaki: opowiadania fantastyczno-naukowe, 1958
Myślę, że może to być wartościowa dla nas książka :)
OdpowiedzUsuńTak, daje do myslenia
UsuńBrzmi bardzo interesująco. 😊
OdpowiedzUsuńI takie jest😊
UsuńLubię rozmyślać dlatego sądzę ,że mogłoby mnie zaabsorbować:)
OdpowiedzUsuńZgadzam sie😊
UsuńNa razie czuję przesyt opowiadaniami (ostatnimi czasy recenzowałam aż 4 antologie), dlatego jednak nie skuszę się na powyższą powiastkę.
OdpowiedzUsuń4 antologie to sporo👍
Usuńmoże czytnę:)
OdpowiedzUsuńSzczerze zachęcam
Usuńfajnie to sie czyta
OdpowiedzUsuńDziękuję 😊
Usuńdobrej niedzieli:)
OdpowiedzUsuńWzajemnie 😊
UsuńZainspirowałaś mnie.
OdpowiedzUsuńCo do "produkcji" magistrów w pełni się zgadzam. Na ten temat można wiele powiedzieć. Chętnie porozmawiałbym z Tobą w realu.
Pozdrawiam cieplutko.
Bardzo miło mi to słyszeć :)
UsuńZapowiada się bardzo ciekawie :D Pozdrawiam oraz dziękuję za odwiedziny!
OdpowiedzUsuńwy-stardoll.blogspot.com
Dziękuję również :)
UsuńNie czytuję książek sci-fi, ale to opowiadanie o którym piszesz, wydaje się ciekawe. Być może się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że cię przekonałam:)
Usuń