"Chaos" Katarzyna Wolwowicz

"Chaos" Katarzyna Wolwowicz

Katarzyna Wolwowicz wprowadza chaos w życie Olgi i Kornela, bohaterów cyklu kryminalnego z Olgą Balicką. We własnym domu znajdują zwłoki swojego przyjaciela. Brak śladów włamania, brak śladów walki. Do tego pewne dowody świadczą przeciwko Kornelowi. Równolegle poznajemy historię Judyty, która również jest burzliwa. Uwikłana w przemocowy związek kobieta, próbuje sprostać wymaganiom małżonka. Czy to w ogóle jest możliwe? Judyta jest pełna nadziei, a przy tym ciągle w gotowości na kolejne ataki ze strony męża. Czy tym bohaterom uda się wydostać z koszmaru w jakim żyją? Przekonacie się czytając 8 tom cyklu z Olgą Balicką pt. „Chaos”.

Mam mieszane uczucia co do tej powieści. Z jednej strony to zgrabnie wymyślony i napisany kryminał. Bohaterowie w „czarnej d....”, mnóstwo tajemnic, prywatne rozgrywki. Zastanawiamy się, czy komukolwiek można zaufać, bo kolejne postaci mają powody by kłamać. Do tego autorka zręcznie wprowadza mylne tropy i zwroty akcji, aby zaskakiwać czytelnika. Generalnie „Chaos” ma wiele cech dobrej powieści kryminalnej. W takim razie w czym problem?

Jak już wspominałam jest to 8 tom cyklu. Cyklu, który – jak mniema – nie był od razu zaplanowany na konkretną ilość tomów, bo wygląda to jakby kolejne były nadpisywane. Trochę jak kolejne odcinki serialu, który zdobył popularność. Serial taki oglądamy z przyjemnością, ale pod nosem śmiejemy się, czego ci scenarzyści nie wymyślą. I właściwie też się zastanawiałam, czego to jeszcze Katarzyna Wolwowicz nie wymyśli. Z kolejnymi częściami coraz bardziej przenosiła ciężar akcji na życie prywatne bohaterów rzucając im pod nogi przysłowiowe kłody. Co kolejna to bardziej efektowna. W powieściach kryminalnych bardzo trudno ocenić realizm, bo jednak czytamy o niecodziennych, patologicznych stacjach. Ale obarczanie kolejną tragedią tej samej grupy ludzi zawsze sprawia nie naturalne wrażenie. Wzmaga je jeszcze język. Te wszystkie domysły, dramaty rozgrywające się w głowach bohaterów, ich (nad)interpretacje wydarzeń, to wszystko trąci telenowelą.

Jest nieźle, ale ja będę czepialska. „Chaos” czytało mi się dobrze. Autorka miała dobry pomysł na fabułę, jednak chyba lepiej sprawdziłby się- nieco zmodyfikowany - w niezależnej książce. U tych bohaterów już zbyt dużo się wydarzyło. A może ja mam prostu przesyt tego cyklu?

[Egzemplarz recenzencki]

"Mama kocha cię tak mocno!" Capucine Lewalle

"Mama kocha cię tak mocno!" Capucine Lewalle

Czy trzeba zapewniać drugą osobę o swojej miłości? Nie zaszkodzi. Dlaczego? Bo zawsze miło usłyszeć, że jest się dla kogoś ważnym. To na podnosi samoocenę i samopoczucie. Dziś chciałabym pokazać wam książkę, która mówi o miłości matczynej. Z jednej strony bardzo oczywistej, wrodzonej, ale czasami bardzo trudnej. „Mama kocha cię tak mocno!” to wierszyk kierowany do dziecka i zapewniające o tej miłości.

Książka pełna ciepła, tak mogę ją podsumować. Jej autorka, Capucine Lewalle, potrafi w prostych i mądrych słowach pisać o miłości. Tu pokazuje relację dziecko-mama. Relację, w której obie osoby są dla siebie czymś w rodzaju słoneczka, które rozgania chmury. Bo autorka mówi też o tym, że mama może być smutna, zabiegana, ale to nie znaczy, że miłość schodzi na dalszy plan. Ona zawsze pamięta o swojej pociesze, bo ta zajmuje wyjątkowe miejsce w jej sercu.

Najlepszą rekomendacją tej książki byłaby mina mojego synka po jej przeczytaniu. Szkoda, że nie zrobiłam zdjęcia. Z kolejnymi stronami na jego buzię wkradał się coraz szerszy uśmiech, z każdą stroną jego oczy coraz bardziej błyszczały. Udzieliła mu się atmosfera tej rymowanki, tak milutka i radosna. Do tego świetną sprawą jest finał, gdzie autorka prowokuje przytulasy i buziaki. I to jest genialne podsumowanie wspólnego czytania i emocji, jakie ma wywoływać ta książka.

[Egzemplarz recenzencki]

"Baltazar" Sławomir Mrożek

"Baltazar" Sławomir Mrożek

Powody spisywania wspomnień mogą być różne. U Sławomira Mrożka była to choroba. Udar mózgu, którego następstwem była afazja – utrata zdolności posługiwania się językiem. Jako formę terapii logopedka Beata Mikołajko zaproponowała mu pisanie, a on pisał. Pisał o sobie. Wspomnienia pomału wracały, a on zapisywał kolejne kartki. Efektem tego jest autobiografia „Baltazar”, czyli Mrożek o Mrożku oczami Mrożka widziany.

Najłatwiej powiedzieć, że jest to zestaw wspomnień opowiedziany w sposób chronologiczny. Natomiast szybko możemy się zorientować, że Sławomir Mrożek pisze, o czym chce i w sposób w jaki to pamięta. Jeżeli coś szczególnie wryło się w jego pamięć potrafi poświęcić temu długie fragmenty, rozwodząc się nad danym wydarzeniem/osobą i oddając całą gamę uczuć, a także atmosferę z tym związaną. A jeżeli nie chce o czymś opowiadać zbywa temat kilkoma zdaniami. Zapewne dla zachowania ciągłości narracji.

I ta mrożkowa perspektywa jest fantastyczna. Bo czytelnik wcale nie czuje się oszukany wybiórczością wspomnień. Raczej ma wrażenie, że czyta o rzeczach ważnych dla słynnego pisarza. Czuje, że autor dogłębnie przemyślał, czym chce się ze światem podzielić i jakie słowa najlepiej to oddadzą.

Cudowna autobiografia. Chciałby się napisać, że bez pozoranctwa, ale ten rodzaj książek nie jest od niego wolny. Przy czym mamy do czynienia z człowiekiem, który już nie musi kreować samego siebie, bo jego życiorys jest znany. Z postacią, która zabłysnęła i talentem, i intelektem. Dlatego ten element prywaty sprawia, że projekt „Baltazar” jest czymś wyjątkowym.

"Jak skrzat Jagódka uczył ślimaka marzyć" Ewa Stadtmüller

"Jak skrzat Jagódka uczył ślimaka marzyć" Ewa Stadtmüller

Ślimak Bonifacy stracił chęci do życia. Jego marzenia o podróżach skończyły się złamaną nogą, przez co utknął w domu smutny. Przyjaciele opiekują się nim, jak potrafią. Znajdują nawet sposób na podróżowanie do odległych krajów ze złamaną nogą. Jaki? Dowiecie się tego z książki „Jak skrzat Jagódka uczył ślimaka marzyć”.

Jest to przede wszystkim bajka przesiąknięta ogromną troską o bliźniego. Wsparcie, jakie mieszkańcy lasu okazują sobie w potrzebie jest wręcz wzruszające. Apatia przyjaciela ich nie zniechęca. Wkładają wiele energii, aby ją przegonić. Sposób, w jaki udaje się tego dokonać jest po części zaskakujący, ale też całkiem oczywisty, jak się głębiej nad nim zastanowić. Jednak najważniejsze są efekty. A te... No na serduszku aż robi się cieplutko.

Bajki o skrzacie Jagódce przypadną do gustu tym, którzy lubią ciepłe opowieści w leśnej scenerii. Historie, które otulają spokojną atmosferą, troską, empatią, które uwrażliwiają na drugą osobę. Bajki dobre i łagodne. Warto sprawdzić, czy przypadnie do gustu twojemu dziecku.

"Kaori" Marta Sobiecka

"Kaori" Marta Sobiecka

Robot-niańka wybucha na oczach swojego podopiecznego. Czy to błąd fabryczny, a może ktoś celowo wydał mu takie polecenie. Śledztwo prowadzi Kaori Nakamura z wydziału cyberprzestępczości. Policjantka patrząca z nieufnością na rozwój technologiczny. Marta Sobiecka właściwie przydziela jej trzy sprawy, bo pojawia się też wątek poboczy porwanego chłopca, a także Kaori angażuje się w poszukiwania siostry swojego partnera, która nie wróciła po koncercie. A to wszystko dzieje się w Japonii już chyba trochę zmęczonej ogromem nowinek technologicznych na jej ulicach.

Kaori” można określić jako cyberpunkowy kryminał. Prym wiodą wątki kryminalne – o których wspomniałam w poprzednim akapicie – jednak Sobiecka umiejętnie wplata w tę książkę kwestie socjologiczne komentując aktualne problemy społeczne. Zawierzenie technologii, samotność, rodzicielstwo, pozycja zawodowa kobiet. Natomiast tło jest i japońskie, i cyberpunkowe, a to się bardzo dobrze łączy, a na pewno wpisuje się w nasze wyobrażenie o tym państwie. Te wszystkie neony, hologramy, gadżety, a także umiłowanie pracy to jest obraz Japonii, jaki widzę w mediach. Dlatego świat, jaki Sobiecka tworzy w tej książce wydaje nam się bardzo bliski. Cyberpunkowy pierwiastek w „Kaori” może i jest subtelny (ale niewątpliwie jest), przez co książka ta może spodobać się zarówno fanom kryminałów, jak i science-fiction.

A czy mnie się spodobała? Ja bardzo lubię oba wspomniane wcześniej typy powieści, więc wiele wskazywało na to, że „Kaori” trafi w mój gust. Sobiecka od razu kupiła mnie „lekkim piórem”, a nietypowe tło nadało kryminalnej zagadce ciekawy wydźwięk. Przyznam, że dobrze czułam się w świecie, jaki wykreowała autorka, chociaż cieszyłam się, że nie jestem jego częścią, bo zauważyłam w nim wiele niepokojących zjawisk, a granice moralnego postępowania przesunęły się na niekorzyść zwykłego obywatela. Pojawiło się coraz więcej możliwości popełnienia przestępstwa, ale czy policja ma więcej narzędzi prewencji i ścigania? A może lepiej zadać pytanie, czy są one efektywne? Wracając moich wrażeń. Mam tylko jedną niewielką uwagę. Odniosłam wrażenie, że główna bohaterka poświęca się tylko jednej sprawie naraz. Kiedy szuka siostry partnera, jakby zapominała, że prowadzi śledztwo i vice versa. Finalnie autorka fajnie wszystko spina, ale w trakcie fabuły można by zadbać o większy „multitasking”.

Podsumujmy. „Kaori” to udane połączenie kryminału i science-fiction. Cyberpunkowe elementy, jakie autorka książki zawarła w powieści, nie przytłaczają czytelnika, a nadają historii specyficzny smaczek i czynią ją wyjątkowo atrakcyjną. Dyskusja o sztucznej inteligencji i socjologicznych oraz kulturowych skutkach rozwoju technologicznego trwa, więc powieść ta została wydana w dobrym czasie.

[Egzemplarz recenzencki]

"Podręcznik dla inkwizytorów" António Lobo Antunes

"Podręcznik dla inkwizytorów" António Lobo Antunes

Zagadali mnie bohaterowie „Podręcznika dla inkwizytorów” António Lobo Antunesa. Kilka głosów i ogrom wspomnień. Wspomnień o wydarzeń, które odcisnęły na nich piętno. Wspomnień o człowieku bez skrupułów. Znający go zostają niejako wezwani przed oblicze sądu, a strumień ich zeznań rozlewa się w niekontrolowany sposób. Aż strach im przerwać, aby nie zamknęli ust na zawsze. Dlatego pozwalamy im mówić. Tak jak chcą, na ile czują się na to gotowi. A im więcej mówią, tym coraz bardziej szczerzy się stają. Kim jest „oskarżony”? Centrum powieści jest minister w rządzie Salazara. Stojący w cieniu premiera, ale czerpiący garściami z przywilejów. Okrutnik, tyran, despota. Jego „koniec” - tak karykaturalny jak finał rządów Salazara i zapewne do niego nawiązujący – pokazuje, że władza absolutna jest iluzją. Łatwo być nią oczarowanym, ale po zejściu ze sceny czar pryska.

„Podręcznik dla inkwizytorów” przybiera bardzo ciekawą formę. Przywołana rozprawa nie jest tu dosłownie przeprowadzana, ale odczucie, że czytamy czyjeś chaotyczne zeznania jest bardzo silne. Jako formę wyrazu Antunes wybrał tzw. strumień świadomości. Przy czym wspomnienia bohaterów są „poszatkowane”, jakby nie mogli się pozbierać po tym, co ich spotkało. Mają tyle do powiedzenia, że nie wiedzą, czemu poświęcić uwagę. Czyżby obawiali się, że nie starczy im czasu, aby opowiedzieć o wszystkim? Nie jestem wielką fanką powieści w takim stylu, ale Antunes pisze w niezwykły sposób. On sprawia, że my nie tylko czytamy „zeznania” kolejnych osób. My się w nie wręcz wsłuchujemy. Bardzo trudno opisać doznania, jakie towarzyszą czytaniu „Podręcznika...”. Jego narracja wibruje. To nie tylko sugestywne obrazy. To cała gama emocji, jakie im towarzyszą.

Antunes udowadnia, że literaturę można odbierać różnymi zmysłami. „Podręcznik dla inkwizytorów” jego autorstwa zalewa nas falą obrazów i dźwięków. Powieść ta wymusza skupienie, ale dzięki niemu możemy wsłuchać się we wspomnienia bohaterów, poczuć ich niepowtarzalny rytm i wibracje. Do tego książka w wyjątkowy sposób nawiązuje do dość ciekawego okresu w historii Portugalii, bo niejednoznacznie ocenianego przez historyków, a w szerszym kontekście prowokuje do refleksji nad stabilnością władzy i autorytetu, a także metodami ich utrzymywania.

[Egzemplarz recenzencki]

"Sprawa błękitnego karbunkułu" Oliver Pautsch

"Sprawa błękitnego karbunkułu" Oliver Pautsch

Dziś opowiem wam o tym, jak Sherlock Holmes rozwiązał zagadkę błękitnego karbunkułu. Czym jest ów rzecz? To wyjątkowo cenny kamień szlachetny. Skradziono go hrabinie von Morcar podczas odwiedzin w hotelu Cosmopolitan. Sherlock tylko czeka na takie wyzwania, ale chyba nawet on jest nieco zaskoczony, że w sprawę zamieszana jest.. gęś.

Ta sprawa jest po prostu zwariowana. Oczywiście samą kradzież należy potępić, ale zamieszanie jakie tworzy się wokół gęsi sprawia, że na chwilę zapominamy o randze przestępstwa. Ale nie Sherlock. Jego główka ciągle pracuje, analizuje i wymyśla, jak dojść do prawdy. Jakich metod użyć, aby zidentyfikować sprawcę. Czy gęś ułatwi, czy utrudni to zadanie?

Książki z cyklu „Sherlock Holmes. Genialny detektyw” to pozycja obowiązkowa dla młodych fanów kryminałów. „Sprawa błękitnego karbunkułu” jest jego pierwszym tomem, w którym poznajemy Boba, który z automatu stał się pomocnikiem detektywa. Właściwie spełnia rolę chłopca na posyłki, ale Holmes wie, jak wykorzystać jego potencjał i pamięta, aby zawsze go pochwalić.

Starsi czytelnicy na pewno docenią, że narratorem jest dr Watson, tak jak w oryginale. W ogóle książki z tego cyklu dobrze oddają charakter opowiadań i powieści Arthura Conana Doyle'a, a w szczególności sposobu pracy Sherlocka Holmesa i jego niesamowitego umysłu.

[Egzemplarz recenzencki]

"Jak cień" Marzena Hryniszak

"Jak cień" Marzena Hryniszak

Zostaje znalezione bardzo udręczone ciało. Oglądając obrażenia Radosława Kamarota policja oraz pracownicy zakładu pogrzebowego zastanawiają się co ten człowiek musiał przejść i dlaczego ktoś zafundował mu piekło na ziemi. Mafijne porachunki, zemsta? Pojawiają się różne hipotezy. Sprawa robi się niepokojąca, kiedy okazuje się, iż Kamarot nie był jedyną ofiarą.

Czy powieść „Jak cień” Marzeny Hryniszak to jeden z tych mrocznych kryminałów. Mogłoby się tak wydawać. Wirujemy pomiędzy komendą policji, zakładem pogrzebowym i chorym umysłem. Jako „komenda policji” rozumiem wątek kryminalny i wszelkie działania związane ze sprawą torturowanych mężczyzn. Prowadzi go Wanda Feliks. Typ babki z jajami, ale nie jest przerysowana, jak czasami zdarza się przy tego typu postaciach. Po prostu konkretna,twarda bohaterka, która dobrze radzi sobie w męskim świecie.

O co chodzi z zakładem pogrzebowym? Hryniszak wprowadza postać Ady Niszyńskiej, która zawodowo zajmuje się przygotowywaniem ciał zmarłych do ostatniej drogi. Dla Ady praca w zakładzie pogrzebowym okazała się swego rodzaju katharsis. Kobieta zmaga się ze smutkiem (a może nawet traumą) po stracie trójki bliskich. Mamy wrażenie, że śmierć jest jej nieodłączną towarzyszką. I jak strasznie by to nie brzmiało, wątek tan jest spokojny, sentymentalny. Warunkuje to właśnie Ada swoim usposobieniem i skłonnością do refleksji.

A czyj jest wspomniany chory umysł? Fragmenty z Bernadettą są moimi ulubionymi. Ależ ta kobieta jest przerażająca, a przy tym chcemy się nią zaopiekować. Wydaje jej się, że wspaniale dba o pozory i faktycznie niezła z niej aktorka, ale sąsiedzi plotkują. Bernadettą jest niewątpliwie postacią tragiczną. A autorka książki zostawia nas z pytaniem, czy taki los był jej pisany. Może inne decyzje sprawiłby, że nie doszłoby do tragedii.

Wróćmy do pytania, czy jest to mroczny kryminał. Mógłby, ale Hryniszak nie tworzy gęstej atmosfery. A to za sprawą wątku Ady, który przypomina raczej powieść obyczajową niż kryminalną. Przyznam, że jest on dla mnie trudny w ocenie. Początkowo trochę mnie nudził, ale po przeczytaniu całej książki stwierdzam, że nawet dobrze, iż została właśnie tak napisana. „Jak cień” to całość. Fabuła pięknie się splata. A że nie wszystkie niteczki są barwne, to nie znaczy, iż efekt końcowy nie jest dobry.

Z jednej strony Hryniszak napisała po prostu powieść kryminalną, ale podkreślić należy, że autorka obok makabrycznej historii stawia również nieco sentymentalny wątek obyczajowy. Do tego stara się wniknąć w psychikę bohaterów, aby czytelnik mógł ich zrozumieć. Najciekawiej wychodzi to w przypadku sprawcy, którego postawę oczywiście potępiamy, ale postać ta może budzić współczucie.

[Egzemplarz recenzencki]

"Tajemnica starszej pani" Wioleta Detyniecka,  Aneta Szczypczyk [Kroniki Wielkiej Puszczy Tom 1]

"Tajemnica starszej pani" Wioleta Detyniecka, Aneta Szczypczyk [Kroniki Wielkiej Puszczy Tom 1]

Lasy mają swoje sekrety. W ich ciemnych zakamarkach można wiele ukryć, a – trochę zmieniając popularne powiedzenie – to co się dzieje w lesie, zostaje w lesie. Rózia wraz z rodzicami przeprowadza się w okolice Wielkiej Puszczy. Jej mama, archeolożka, ma badać ślady pradawnej cywilizacji niegdyś zamieszkującej te tereny. Ależ to ekscytująco brzmi. Na miejscu Rózia przekona się do jak niezwykłego miejsca trafiła.

Tom pierwszy cyklu „Kroniki Wielkiej puszczy” zatytułowany jest „Tajemnica starszej pani”. Owa pani to sąsiadka Rózi. Niby zwyczajna staruszka, ale w nocy wychodzi na podejrzane spacery do lasu i słucha głośnej muzyki. Dziewczynka nie może spać z ciekawości, co staruszka robi sama w lesie.

Można powiedzieć, że jest to prolog do właściwych „Kronik...” i to prolog napisany (i narysowany) zgrabnie i z pomysłem. Wioleta Detyniecka i Aneta Szczypczyk zapraszają nas do tajemniczego miejsca, co czujemy od momentu wkroczenia Rózi i jej rodziny do nowego domu. Zwierzęta, które ich tam witają... Nie, nic nie powiem. Sami musicie to zobaczyć. Ja nie mogłam się pozbierać po poznaniu kozy Pyrosławy. Głowna bohaterka chętnie zwiedza okolicę, dzięki czemu i my możemy się trochę rozejrzeć i wyrobić sobie opinię o tym miejscu.

Wypada jeszcze wspomnieć o wątku tajemniczej sąsiadki. To jest kolejny element, który pozwala nam poznać charakter miejsca akcji, a przy tym jest wyjątkowo zajmujący. Jaki sekret skrywa ta kobieta? Dlaczego ma tak osobliwe zwyczaje? Ten wątek jest tak napisany, że – w połączeniu z niezwykłością Wielkiej Puszczy – powoduje, iż trudno odłożyć ten komiks, póki nie pozna się szczegółów.

Czuję w kościach, że to wyjątkowo obiecujący cykl komiksów. To czego dowiedzieliśmy się z pierwszego tomu to zaledwie ułamek sekretów tytułowego miejsca, ale wspaniale oddaje jego charakter. Bardzo dobre zagranie, które pozwala wyrobić sobie czytelnikowi zdanie, czy to są jego klimaty. Podjąć decyzję, czy chce w nią brnąć. Przy tym jest to niejako historia w historii. Co mam na myśli? Tajemnica starszej pani zostaje rozwikłana, ale jest ona zaproszeniem do dalszego eksplorowania Wielkiej Puszczy i jej tajemnic. I ja bardzo, bardzo chcę to robić.

[Egzemplarz recenzencki]

"Dobry ojciec" Diane Chamberlain

"Dobry ojciec" Diane Chamberlain

Travis został ojcem jako nastolatek. Jego niedoszły teść, postanowił odciąć córkę od dziecka, żeby – jak sam stwierdził - nie niszczyć jej życia, a chłopak postanawia sam je wychować. Cztery lata, przy wsparciu swojej matki, udaje mu się łączyć pracę i opiekę nad córką. Ale los nie jest dla nich łaskawy. Tracą wszystko. Jedyną perspektywą, aby utrzymać córkę, jest droga niezgodna z prawem. Propozycja nie do odrzucenia, czy równia pochyła?

W poprzednim akapicie bardzo pobieżnie opisałam fabułę powieści „Dobry ojciec”. Diane Chamberlain wychodzi od trudnej sytuacji Travisa i jego córki, ale nie zapomina o ich matce, Robin, która – i ironio losu – żyje w dobrobycie. Co za bezczelna osoba, mógłby ktoś wykrzyknąć. Jednak autorka rysuje obraz od zawsze mocno kontrolowanej dziewczyny, za którą decydowano w imię jej dobra.

I to właśnie Robin jest w moim odczuciu najciekawszą postacią z tej powieści.. Dziewczyna, która z powodu wady serca zawsze żyła pod kloszem, a próby jej ochrony niemal pozbawiły ją życia. Robin spod opiekuńczych skrzydeł ojca, trafia do kontrolujących ją ramion narzeczonego. Do rodziny mogącej wiele zaoferować, ale też bardzo dbającej o pozory. I to właśnie obcując z nimi Robin przejrzy na oczy. Zmieni się i rozkwitnie.

Travis natomiast jest dla mnie wielkim paradoksem. Postać, która w imię odpowiedzialności zachowuje się ekstremalnie nieracjonalnie. Chociażby to, że upiera się na szukaniu pracy w jednej branży, która swoją drogą, była dla niego przykrą koniecznością, a nie spełnieniem marzeń. Prowadząc Travisa na drogę przestępstwa, autorka nie wyczerpuje innych opcji, a jak przyznaje w finale takowe były.

„Dobry ojciec” to wyjątkowo efekciarska powieść. Właściwie mamy tu 3 dzieci, dzięki którym Chamberlain sprawia, że się wzruszamy. Numer jeden to córka Robin i Travisa, ale jeszcze dwójka makuchów odgrywa wyjątkowo emocjonalne role i to niewątpliwie porusza czytelnika i jest przyczyną sukcesu tej powieści. Nie zaprzeczę też, że jest to książka przesycona miłością, co również urzeka. Do tego wątek sensacyjny, który dodaje wszystkiemu dramaturgii. Co tu dużo mówić Chamberlain niewątpliwie ma opanowane wszystkie sztuczki potrzebne do wyczarowania poruszającej powieści obyczajowej. A czy życiowej? Pozostawiam to do waszej oceny.

"Niedźwiedzia przysługa" Nika Jaworowska-Duchlińska

"Niedźwiedzia przysługa" Nika Jaworowska-Duchlińska

Znacie takie określenie „niedźwiedzia przysługa”? A jak wyjaśnilibyście komuś, co ono znaczy? Nika Jaworowska-Duchlińska posłużyła się opowieścią. Opowieścią o niedźwiedziu, który chała dobrze, a wyszło... No sami sprawdźcie, jak wyszło.

Niedźwiedź z bajki kumpluje się, z zającami. Podsłuchuje ich rozmowę i stwierdza, że postępują lekkomyślnie. Chce ich nastraszyć i przekazuje nieprawdziwą informację. Skutki przerastają jego oczekiwania. Przekazywana z ust do ust plotka ewoluuje. Każdy dodaje do niej nowe szczegóły, aż groza ogarnia las. Jak to odkręcić?

Miś obrał sobie dość dziwną metodę, aby „zaopiekować się” kolegą. Od razu pomyślałam sobie, że to nie może zadziałać. Ale udało się co innego. Po pierwsze autorka świetnie pokazała, co znaczy określenie „niedźwiedzia przysługa”. Po drugie, zaakcentowała, iż należy ważyć słowa, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć efektów naszych działań.

„Niedźwiedzia przysługa” czyli niedługa bajka o dobrych chęciach. Ze zwierzętami w roli głównej powinnam dodać. Podkreślam to, bo mam wrażenie, że ci młodsi czytelnicy lubią takich bohaterów. A właśnie do nich kierowana jest ta książka. Dla czytelników od 3 roku życia.

[Egzemplarz recenzencki]



"Kapibara Barbara" Eliza Piotrowska

"Kapibara Barbara" Eliza Piotrowska

Czy ktoś mi może wyjaśnić skąd wziął się fenomen kapibar? Pluszaki inspirowane zwierzęciem z Ameryki Południowej nagle zalały stragany dla turystów, a dzieci oszalały na ich punkcie. Co jest w nich takiego ciekawego, wyjątkowego? Eliza Piotrowska przygotowała serię opowiadań o pewnej sympatycznej kapibarze. Ma na na imię Barbara. Zobaczmy, czy książka o niej pomoże nam znaleźć przyczynę popularności tych stworzeń.

Tytułowa kapibara Barbara jest narratorką w tych tekstach. Przyznam, że oczarowała nie swoim prostolinijnym patrzeniem na świat. Kapibary cieszą się spokojnym trybem życia jaki prowadzą, nie tworzą sobie problemów, a jak takowe się pojawiają rzeczowo i logicznie przystępują od ich rozwiązywania. I tak sobie czytam i myślę, że dużo racji ma kapibara Barbara, a my ludzie chyba trochę sobie życie komplikujemy.

Eliza Piotrowska zręcznie wplotła przemyślenia głównej bohaterki w tryb przygody. Można powiedzieć, że samoistnie wynikają one z tego, co się jej przytrafiło. Przykładowo w jednym z opowiadań kuzyn Pedro chce rozkręcić biznes. Kapibary wspólnie myślą, co mogłoby się sprawdzić, co najlepiej przyjmie się w ich małym zakątku świata. Początkowo wymyślony biznes faktycznie dobrze prosperuje, jednak inne zwierzęta też zaczynają kombinować, w efekcie czego nikt nie jest zadowolony. Morał z tego taki, że natura mądrze wszystko pookładała, a ingerencji w ten porządek powinno być jak najmniej.

Podkreślić też należy, że autorka nie poszła na łatwiznę, a odrobiła lekcje z tematu „kapibary”. W kolejnych opowiadaniach również opisuje te zwierzęta: jak żyją, co lubią, jak wyglądają, co jedzą i in. To czyni tę książkę nie tylko rozrywkową, ale też edukacyjną.

Ja i moje dzieci polubiliśmy się z kapibarą Barbarą. Mnie urzekła swoim podejściem do życia. A dzieci? Chyba całokształtem. Piotrowska znalazła sposób na dotarcie do młodych czytelników. I coś czuję, że jest nim pocieszna bohaterka. Dlatego podwójnie cieszy mnie, że atuty książki nie kończą się na niej, a jest ona zachętą do przeczytania mądrych opowiadań.


[Egzemplarz recenzencki]

"Duch z wyspy" Krzysztof A. Zajas

"Duch z wyspy" Krzysztof A. Zajas

Postęp technologiczny jest widoczny w różnych obszarach. W powieści „Duch z wyspy” autorstwa Krzysztofa A. Zajasa wkroczył też w sferę metafizyczną. Można wymieć pomysły na komunikacje między światami żywych i umarłych. Tym razem duch wykorzystał YouTube'a, a może to Wiktor, główny bohater książki, wpisując odpowiednią frazę w (nie)odpowiednim czasie niechcący go wywołał. Im dłużej myśli on o tym, co zobaczył na ekranie komputera, tym bardziej jest przekonany, że musi wrócić do rodzinnej wioski, aby rozwikłać tę zagadkę. Tę wyprawę przyspiesza niepokój o siostrę, która cierpi na epizody depresyjne, a od jakiegoś czasu się nie odzywa. Wiktor nawet nie przypuszcza, w jak dziwnych wydarzeniach przyjdzie mu wziąć udział.

Fabuła tej książki jest dziwnie skonstruowana, a właściwie pozlepiana z pewnych wątków. Wszystko zaczyna się od poszukiwań wspomnianego filmu w sieci. Jego oglądaniu towarzyszą dziwne zjawiska, które intrygują głównego bohatera, który jest pisarzem, więc są też pożywką dla jego wyobraźni. Następnie pojawiają się wątki osobiste (obyczajowe) związane z nieudanym małżeństwem siostry. Nagle robi się wielkie zamieszanie, a my nie jesteśmy pewni, czy ma ono związek z tym, o czym wcześniej czytaliśmy. No i finał. Z jednej strony dwuznaczny, co całkiem fajnie sprawdza się w literaturze grozy, ale z drugiej jest w nim coś nonszalanckiego. Jakby autor poszedł na łatwiznę.

Zerknęłam na pierwsze opinie na temat „Ducha z wyspy” i czytelnicy różnie oceniają fabułę książki. Faktycznie ma się wrażenie, że Zajas mógł ja bardziej dopracować, aczkolwiek w mojej ocenie zapanował nad poszczególnymi wątkami i jako tako się one trzymają. Mnie brakuje czegoś innego. Atmosfery. Autor stosuje różne zagrywki charakterystyczne dla literatury grozy. Niektóre sceny mają straszyć makabrą. Jednak efekt jest niejaki. Trudno powiedzieć dlaczego. Czasami jest tak, że bohaterowie piją kawę, a my drżymy z niepokoju. Tu niestety nawet najmocniejszym scenom zabrakło mocy.

„Duch z wyspy” to w mojej ocenie średni horror. Pomysł był, potencjał był, ale zabrakło w nim tego co dla mnie najważniejsze... strachu. I tak naprawdę trudno mi doradzić, w jaki sposób ten strach wykrzesać. Być może lepsze opisy stworzyłby porządny klimat. Bo powieść nie jest długa i jest na nie miejsce.

Z kodem STRASZNIE dostaniecie 20% rabatu na zakup książki "Duch z wyspy" na stronie wydawcy.

[Egzemplarz recenzencki]

Copyright © Asia Czytasia , Blogger