"Ciepełko" Piotr Kulpa

"Ciepełko" Piotr Kulpa

Tytułowe „Ciepełko” z powieści dla dzieci Piotra Kulpy to schronisko dla zwierząt. Mieszkają tu porzucone ptaki, psy, kotka, żółw i fretka o imieniu Fryndzel. Każdy z nich jest po przejściach, ale w Ciepełku znaleźli swoje miejsce. Małżeństwo, które prowadzi przytulisko stara się dać zwierzętom miłość, której nie zaznały u poprzednich właścicieli. To ludzie z misją i z entuzjazmem tę misję realizują. Jednak w takiej gromadzie nie uniknie się konfliktów. Do wzburzonego Fryndzla dochodzą słuchy o nowoczesnym schronisku Lepsze Jutro. Może tam będzie mu lepiej? Fretka, zrazem z okaleczonym psem Tytanem, ucieka ku lepszej przyszłości. Jednak, czy nie mówi się, że lesze jest wrogiem dobrego?

Mamy tu książkę, w której świat ludzi i zwierząt się przenika. Ludzi bardzo zaangażowanych w opiekę nad zwierzętami w potrzebie i istotki, które zostały skrzywdzone, które ciągną za sobą pewne historie. Losy podopiecznych przytuliska są wzruszające. Kulpa genialnie podkreślił, że zwierzę to nie zabawka, że trzeba się przygotować na jego przyjęcie. Nie tylko zachwycać się jego urodą, ale wziąć na siebie ciężar opieki i mieć świadomość niegodności z jakimi wiąże się posiadanie pupila.

Wróćmy do akcji „Ciepełka”. Trafiamy do grupy, która tworzy fantastyczną wspólnotę. Niektórzy z jej członków bywają rozgoryczeni – trudno im się dziwić – ale czują, że są w miejscu, gdzie są bezpieczni. Dlaczego więcr Fryndzel ucieka? Kulpa zręcznie tworzy sytuacje, która jest zapalnikiem do ucieczki. Zresztą trzeba tu autowi przyznać, że zna się na pisaniu powieści przygodowej. Ja tu gadu, gadu o odpowiedzialności, przyjaźni i akceptacji, ale nie można zapomnieć, że „Ciepełko” to też przygody. Czasami zabawne, czasami niebezpieczne. A na pewno zwierzęta z Ciepełka zachwycą was odwagą.

Schronisko może nie jest oczywistym tłem dla powieści dla dzieci, jednak Piotr Kulpa pokazał, że tak – teoretycznie – smutne miejsce można rozświetlić. Bo to nie rzeczy tworzą wspólnotę, a żywe istoty. To jej kolejni członkowie nadają jej charakter i budują wzajemne więzi. „Ciepłeko” wzrusza, zachwyca i porywa w wir przygody. Książka raczej dla nieco starszych dzieci (9+), bo jest dość obszerna, a w moim wydaniu (wyd. Tandem, 2025) nie ma ilustracji. Wierzę, że to będzie wspaniała lektura.

[Egzemplarz recenzencki]

"Czerwona woda" Jurica Pavičić

"Czerwona woda" Jurica Pavičić

„Ostatnia jesień komunizmu. Wrzesień 1989 roku. Niedziela, dwudziestego czwartego.”1 Wtedy zniknęła Silva, córka, siostra, dziewczyna. Wyszła na festyn i już nie nie wróciła. Trzeba ją odnaleźć, ale los i zbieg okoliczności przyłożyły się do zatarcia śladów. Czy tak miało być, że zaginięcie tej dziewczyny rozdzieli i połączy ludzi, zmieni ich i ulepi na nowo? Jugosławia się rozpadła, a Silvy dalej nie odżelaziono. Jednak jej bliscy pamiętają. „Jesienią minie dwanaście lat od zaginięcia Silvy. (…) Ale przez cały ten czas Mate nie przestał szukać.”2

Czy „Czerwona woda” autorstwa Juricy Pavičića to kryminał. Nie, nie. Nie dajcie się zwieść temu niepojącemu wątkowi przewodniemu. Tu głównym bohaterem jest życie. Życie, które płynie dalej pomimo że Silvy już nie ma. Zresztą to za prosto powiedziane. Ona zaginęła, nie daje znaków życia, ale jest cały czas obecna w w domu rodzinnym i swoim mieście. Wydarzenie z września 1989 roku zostawiło wyraźni ślad. I tu znowu moja prośba, abyście nie dali się zwieść, bo to nie jest historia o ludziach spętanych rozpaczą. Pavič uchwycił strach bliskich dziewczyny, ich determinacje w poszukiwaniach, ale też to, że oni zostali i muszą zająć się też sobą i swoimi sprawami. Zrobił to bez melodramatyzmu, o jaki łatwo w takich opowieściach. Zrobił to subtelnie, realistycznie, doskonale.

Pavič również doskonale rozumie czym jest tło powieści. Na czas akcji książki przypadają burzliwe przemiany ustrojowe. Państwo upada, rodzą się nowe, a region ogarnia wojna. Można było zarzucić czytelnika faktami, ale po co? Lepiej znaleźć miejsca dla swoich bohaterów i dalej nadpisywać ich losy. Akcja „Czerwonej wody” rozpisana jest na lata 1989 – 2017. I naprawdę widać ewolucję postaci związanych Silvą i jej zaginięciem. To, że życie płynie dalej pomimo, a także to jak los różnie to życie prowadzi.

Jestem oczarowane tą powieścią. Pavič nie dał się wpuścić w żadna pułapkę, jaka czekała na niego podczas pisania tej historii. Doskonałe wyczucie proporcji i doskonałą intuicja. Jak on genialnie dobiera skrawki losów różnych postaci, aby opowiedzieć tę historie możliwie najciekawiej i najbardziej kompletnie. Aby wywołać, jak najlepszy efekt. Nie chce sztucznie grać na emocjach czytelnika. Idąc za powiedzeniem, że życie pisze najlepsze opowieści stawia na życie. Na postacie, które muszą żyć pomimo barku kogoś ważnego. Bo życie wypuści ich dopiero, kiedy przyjdzie na to odpowiedni czas.

1 Jurica Pavičić, „Czerwona woda”, przeł. Leszek Małczak, wyd. Noir sur blanc, Warszawa 2025, s. 118.

2 Tamże, s. 99.

[Egzemplarz recenzencki]

"Echo dwa" Tomasz Samojlik

"Echo dwa" Tomasz Samojlik

Park zamienia się w miejsce bezprawia. Gangi kotów, srok i szczurów śmiało sobie poczynają. PALIZADEK (Parkowa Liga Zacnych Mordek) – samozwańcza liga parkowych obrońców – próbuje chronić zwykłych mieszańców, ale – szczerze mówiąc -słabo im to wychodzi. Wszyscy tęsknią za nietoperzem Echo, kiedy on pilnował parku złoczyńcy nawet nie śmieli wejść na jego ścieżki.

„Echo dwa” czyli kontynuacja historii rozpoczętej w komiksie „Echo jeden”. Kompletnie nie wiem do czego zmierza ta opowieść, ale w czytając drugi zeszyt bawiłam się wybornie. Tomasz Samojlik stawia na szaloną przygodę. I to jest istotna informacja, bo w pierwszej części zarysowało się kilka wątków, a tę opowieść można było poprowadzić nawet melodramatycznie. Ale nie Samojlik. Autor czaruje energią i humorem. Może momentami trochę brutalnym (scena kiedy Grepsia zamyka Niko w słoiku i czeka aż zamieni się w szkielecik jest dość mocna, nieprawdaż?), ale ma to swój urok i perfekcyjnie pasuje do charakteru komiksu.

W recenzji komiksu „Echo jeden” nazwałam go prologiem do tej historii, bo autor przybliża w nim kim są główne postacie i opowiada o zniknięciu Echa, superbohatera parku. W drugim zeszycie nie daje nam za dużo poszlak, co mogło się z nim stać, chociaż każdy ze złoli ma coś do powiedzenia na temat starcia z bohaterskim nietoperzem. W „Echo dwa” prym wiodą gangi, biały nietoperz Niko i PALIZADEK. Właściwie to niekończące się odbijanie Niko z rąk kolejnych porywaczy. Poszła fama, że Niko coś wie do dobrej wyżerce i wszyscy chcą mieć go w swoich rękach... (łapach?, skrzydłach?, pazurkach?).

Lubimy być zaskakiwani, a takiego obrotu spraw, jakie zaproponował Tomasz Samojlik się nie spodziewaliśmy. To już pierwszy plus. Kolejne muszę przyznać, za dynamikę. Moje dzieci wręcz uwielbiają takie szalone i niepoprawne przygody. Ten komiks zdecydowanie wpisuje się w ich gust. Na koniec jeszcze muszę wspomnieć o walorach edukacyjnych, bo zabawa zabawą, ale autor przemyca w treści co nieco o nietoperzach. Podsumowując, fajne to.

Komiks do kupienia na stronie wydawnictwa Kultura Gniewu

[Egzemplarz recenzencki]

"Bajkowa Kraina Szczęścia" Nikola Kamińska

"Bajkowa Kraina Szczęścia" Nikola Kamińska

Wstępu do Bajkowej Krainy Szczęścia – z bajki Nikoli Kamińskiej o takim właśnie tytule – nie ma każdy. To miejsce zarezerwowane dla dzieci, bo właśnie one potrafią uruchomić wyobraźnię, która pozwala się tam dostać. Natomiast są sytuacje, kiedy dzieci nie potrafią się bawić zatracając dziecięcą beztroskę. Tak dzieje się z Maćkiem. Chcąc zaimponować starszym braciom udaje poważniejszego. Psoci się innym dzieciom, niszczy zabawki myśląc, że w ten sposób zyska ich uwagę. Na pomoc mu wyrusza Izabela. Dziewczynka ma pomysł, jak przywrócić mu dzieciństwo i pokazać, czym jest przyjaźń.

Ależ świetny temat poruszyła Nikola Kamińska w bajce pt. „Bajkowa Kraina Szczęścia”. Trochę zahacza o – jakże lubiany przeze mnie- wątek „warto pozostać sobą”, jednak tu jest on przedstawiony w kontekście dzieciństwa. Maciek chciał, aby starsi bracia zwrócili na niego uwagę, dlatego nie chciał już uchodzić za dziecinnego. Aczkolwiek jego pomysłów na pokazanie się jako dorosły trudno nazwać dojrzałymi. Napędza je brawura, ale też frustracja, iż musi coś udowadniać. Izabela otwiera oczy starszym chłopcom uświadamiając im, że niechcący robią bratu krzywdę, że on potrzebuje ich atencji i akceptacji. Wyciąga też rękę do Maćka pokazując mu czym jest przyjaźń i co oferuje mu Bajkowa Kraina Szczęścia.

Jest to ładnie napisana bajka, aczkolwiek nieco zachowawczo. Kamińska pisze ogólnikami – przykładowo, że chłopiec jest niegrzeczny, psuje zabawki itp. - zamiast przywołać konkretną scenę, jak to robi, co jest wyzwalaczem i jakie emocje towarzyszą takiemu wybuchowi. Dzieci rewelacyjnie potrafią powiązać sytuacje z bajki z tymi w życiu codziennym. I chyba taki konkretny przykład jest dla nich bardziej czytelny niż po prostu słowa. Taka scena mogłaby też wywołać jakiś punkt zwrotny w tej historii, bo właściwie do końca nie wiemy, co sprawiło, że chłopcy zmienili swoją postawę wobec brata. Rozmowa z Izabelą. Ale co im powiedziała? Dlaczego te słowa otworzyły im oczy? Ponad to, taki wyraźny punkt kulminacyjny sprawia, że książka jest bardziej ekscytująca. Przynajmniej tak mi się wydaje.

Można było również uatrakcyjnić nieco wydanie, bo na pierwszy rzut oka wygląda, jak broszura. Fenomen książek o Kici Koci pokazał, że dzieci wcale nie potrzebują wypasionych wydań, gdzie na każdej stronie coś na nie wyskakuje. Ba pokazał, że ilustracje wcale nie muszą być ładne. Natomiast takie wydanie musi mieć charakter. I tego niestety nie udało się pokazać. Czcionka, jak w książce dla dorosłych i całkiem estetyczne, ale – w moim odczuciu – statyczne grafiki sprawiły, że moje dzieci kompletnie nie doceniły warstwy wizualnej. Nie było pytań, wskazywania paluszkiem, komentarzy a to jest u nich nietypowe.

Muszę wam jeszcze zdradzić, że „Bajkowa Kraina Szczęścia” to bajka napisana z miłości. Bajka od mamy dla córki. W sumie nie wiem, ile lat ma obecnie dziecko autorki, jednak domyślam się, co Nikola Kamińska mogła mieć na myśli pisząc tę opowieść. Patrzę na moją córkę, jak wyrasta z wróżek, jednorożców itp., jak zamienia zabawę lalkami na pogawędki z koleżankami i słuchanie muzyki. Ale obserwuję też, jak spędza czas z młodszym bratem i jak ten przypomina jej, że zabawa jest przyjemna. I cieszę się, że mają siebie nawzajem, a także że ciągle potrafią być dziećmi.

[Egzemplarz recenzencki]

"Życie Violette" Valerie Perrin

"Życie Violette" Valerie Perrin

Cmentarz to takie specyficzne miejsce, gdzie stykają się życie i śmierć. Pomaga on przywołać wspomnienia o tych, którzy odeszli. Na straży tego miejsca stoi dozorczyni o imieniu Violette, narratorka w powieści autorstwa Valerie Perrin pt.: „Życie Violette”. Na tym cmentarnym, acz nie mrocznym tle, jej historia przeplata się ze wspomnieniami o tych, którzy odeszli i opowieściami tych, którzy pozostali.

Violette to dziwna postać. Żyje, a przy tym jest jakaś taka nierzeczywista. Jest to postać, która wiele przeszła, właściwie od dnia narodzin miała pod górkę, ale życie jej nie złamało. Jednak ciśnie mi się na usta pytanie: „Czy na pewno?”. Violette, która jest narratorką, a Violette, o której mówi to dwie różne osoby. Powiecie, że to oczywiste, bo dzielą je lata i doświadczenia. Owszem. Jednak ja nie czułam, że główna bohaterka opowiada o sobie. Jakby zbudowała wokół siebie, odgradzający ją od przeszłości, mur z codziennych rytuałów.

Przyznam, że zmęczyła mnie ta książka. Bardzo drażnił mnie wspomniany w poprzednim akapicie dystans Violette do swojej przeszłości. Przeszkadzał mi w poczuciu emocji tamtych wydarzeń. Do tego dochodzi specyficzny styl, w jakim ta powieści została napisana. Przyznam, że początkowo Perrin oczarowała mnie poetyckością i delikatnością, po jakie sięgnęła w snuciu tej opowieści. Jednak to wszystko dosyć szybko mnie znużyło. Nawet zwroty akcji, których w tej powieści nie brakuje, i całkiem angażujące historie poboczne utonęły w morzu przemyśleń głównej bohaterki. Początkowo chciałam napisać gadulstwie, ale Violetta próbuje być chicha i niewidoczna. To jej nachalne myśli zdominowały sytuacje opisane w książce.

Nie poczułam magii „Życia Violette”. Nie chcę tej powieści jakoś szczególnie krytykować, bo autorka dołożyła wszelkich starań, żeby to była ładnie napisana książka, żeby czytelnik miał się czym delektować. Jednak mnie ona zwyczajnie nuży. Mam wrażenie, że udzielił mi się dystans narratorki do swojego życia i odgrodził mnie od emocji, jakie „Życie Violette” mogło zaoferować.

"Kurzol. Zagadka odporności" Boguś Janiszewski, Nikola Kucharska

"Kurzol. Zagadka odporności" Boguś Janiszewski, Nikola Kucharska

Mamy jesień. Kolorowe liście spadają z drzew, zbieramy kasztany i układamy kompozycje z dekoracyjnych dyń, a za zakrętem czają się na nas katar, kaszel. Jesień bywa piękna, ale to też sezon na wszelkiej maści infekcje. Co dzieje się w naszym organizmie podczas choroby? Jak ten próbuje się bronić. Antek z Kurzolem po raz kolejny łapią za klepkę i przenoszą się do organizmu. Ponieważ chłopak nie czuje się najlepiej, są świadkiem epickiej bitwy pomiędzy komórkami, a wirusami. A to wszystko w książce „Kurzol. Zagadka odporności” autorstwa Bogusia Janiszewskiego i Nikoli Kucharskiej.

W serii o Kurzolu, autorzy w oryginalny sposób prezentują, jak działa ludzki organizm. Oryginalny, bo książka ta jest połączeniem powieści dla dzieci i komisu. Świetna formuła która pozwala i na graficzne pokazanie np. procesu, i na opis, a także na dobrą zabawę, bo wszelkie komórki mają twarze, imiona itp. Można to trochę porównać do popularnonaukowego serialu „Było sobie życie”, jednak duet Janiszewski i Kucharska podchodzą do tematu z dużo większym „jajem”. Jest tu sporo szaleństwa, co moim dzieciom bardzo się podoba.

Ten tom Kurzola mówi o odporności. Myślę, że udało się uchwycić, jak skomplikowany jest to proces i zaprezentować strategie obronne organizmu. I to jest chyba najważniejsze, co powinniśmy wyciągnąć z takiej książki. Świadomość, co się dzieje z nami podczas choroby i po co organizm prowokuje pewne stany np. katar.

Co mi się nie podoba to kurzolskie przekręcanie słów i powiedzonek. To jest zabawne chyba tylko dla dorosłego czytelnika. Moja córka w większości przypadków nawet nie zauważyła, że coś jest nie tak. Serio. Podpuszczałam ją, że Kurzol chyba się pomylił np. mówi do Antka „To jak, umowa leży?”1, a chyba mówi się inaczej, a młoda patrzyła się na mnie kompletnie nie wiedząc, o co mi chodzi.

Jak masz dzieci to odporność zawsze jest tematem na czasie. Dlaczego więc nie porozmawiać o niej z nimi. Wyjaśnić, że gorączka nie jest uciążliwą przypadłością, a sposobem obrony organizmu. Wiedza pozwala bardziej świadomie i spokojniej przetrwać chorobę. A książki tę wiedzę oferują Korzystajcie.

1 Boguś Janiszewski, Nikola Kucharska, „Kurzol. Zagadka odporności”, wyd. Agora, Warszawa 2025, s. 24.

[Egzemplarz recenzencki]

"Szept z północy" Miriam Georg

"Szept z północy" Miriam Georg

Szept z północy” to drugi tom cyklu „Saga północna” autorstwa Miriam Georg. Kontynuacja opowieści o dzielnej Alice, która - pomimo iż żyje w świcie, w którym kobieta jest niczym – postanowiła zawalczyć o swój los i wyrwać się z przemocowego związku. Iskierka nadziei pojawia się w osobie Johna Reevena, adwokata, który podjął się reprezentować ją przed sądem. Jednak i anioły stróże mają swoje problemy.

Georg prowadzi tę historie niespiesznie, acz burzliwie. Przez niespiesznie rozumiem, że daje sobie czas, aby wyjaśnić wszelkie niewiadome, szczególnie te z życia Alice. Daje sobie też czas na zarysowanie wszystkich postaci, jak i tła historycznego i okoliczności wydarzeń. A burzliwie? Akcja dzieje się na początku XX wieku. Tu cały czas mężczyzna jest panem i władcą, a kobieta może bardzo łatwo stracić swoją reputację.

Alice przeszła bardzo dużo teraz walczy nie tylko dla siebie, ale też dla swoje córeczki. Widać jej desperację. Z jednej strony wie, że musi się dostosować do reguł społecznych, z drugiej szuka wyrwy, aby chociaż odrobinę poprawić ich los. Te wyrwy są drobniutkie, ale właśnie takie osoby, które miały odwagę je drążyć sprawiły, iż temat praw kobiet posunął się do przodu.

Cieszę się, że Georg w końcu pokazała, jak wyglądał ówczesny proces rozwodowy, bo bardzo na to czekałam. Jak przyznaje sama autorka, nie ma wiele materiałów źródłowych, ale z tego co udało jej się odkryć, taki proces to bardziej przedstawienie niż rzetelne postępowanie. Było niczym w powieściach Grishama. Adwokaci zręcznie dobierali słowa, aby zapędzić świadków w „kozi róg” i wywrzeć odpowiednie wrażenie na sądzie.

Historia Alice jest oczywiście fikcyjna, ale przez nią Georg przypomina, że prawa kobiet są bardzo młode. Zazwyczaj „płacę” za czytanie takich powieści nieprzespaną nocą i tak też było w tym przypadku. Boli mnie niesprawiedliwość i brak poszanowania dla drugiego człowieka. Jak musi być zdesperowana bohaterka książki, że walczy z całym porządkiem świata? Takie postacie jeszcze bardzie uświadamiają nam piekło, jakie kobiety wtedy przeżywały.

[Egzemplarz recenzencki]

"Mopsorożęk i tęczokotka" Matilda Rose

"Mopsorożęk i tęczokotka" Matilda Rose

Pomagając Pani Łapce ze Sklepie z Magicznymi Zwierzętami księżniczka Ala i Mopsorożek znajdują tęczkotkę. Ależ to urocze stworzenie. A jak jej futerko przepięknie zmienia kolory. Zwierzę potrzebuje szczególnej opieki, bo okazuje się, że jest w ciąży. Pani Łapka zabiera ją do sklepu, aby mogła spokojnie doczekać rozwiązania. Niespodziewanie zostaje wezwana na interwencję. Ala i Mopsorożek zostają na straży w sklepie. Jednak księżniczka planowała dziś nocowankę wraz z przyjaciółmi. Ale nie może zostawić kotki samej. Dziewczynka staje przed nie lada dylematem. Jak go rozwiąże?

Uwaga będzie wielkie zachwalanie książki „Mopsorożek i tęczokotka”, bo gdybym tego nie zrobiła moja córka dałaby mi w kość. M. po prostu uwielbia cykl Matildy Rose pt. „Sklepik z Magicznymi Zwierzętami”. Szczególnie zachwyca ją pomysłowość autorki w kreowaniu różnych gatunków domowych pupili. Bo każdy z nich jest wyjątkowy i ma jakąś wyjątkową umiejętność. Wspaniale odkrywa się ten tęczowo-brokatowy świat i jego mieszkańców.

Drugim atrybutem książek ze wspomnianego cyklu jest troska. Jego bohaterowie tworzą wspaniałą, troszczącą się o siebie wspólnotę. Tu nikt nie zostanie pozostawiony w potrzebie. Właściciele i ich pupile tworzą dopełniające się duety, a jak współpracują jest doskonale widoczne, kiedy trzeba komuś pomóc.

Moja córka zwróciła uwagę na jeszcze jeden plus tej książki, a mianowicie to jak jest wydana. Jest to wielki ukłon w kierunku młodego czytelnika (6+). M. sama zauważyła, że dzięki większej czcionce dużo łatwiej czyta jej się tę książkę. I stwierdziła, że co prawda wolałaby kolorowe ilustracje, ale te które znajdują się wewnątrz i tak są ładne.

Mocna i szczera polecajka. Zarówno „Mopsorożek i tęczokotka” , jak i inne książki z magicznymi zwierzętami autorstwa Matildy Rose są świetną lekturą dla dzieci. Ciepła, otoczona magią i nie pozbawiona przygody treść po prostu się podoba. Nie mogę wypowiedzieć się za wszystkie dzieci, ale moje są wielkimi fanami tej autorki i pupili, jakie ona wymyśliła.

[Egzemplarz recenzencki]

"As dowcipu"  Thierry Coppée

"As dowcipu" Thierry Coppée

Dawno nie przywoływałam naszego nadwornego śmieszka, Toto. W szóstym zeszycie komiksu z jego przygodami Thierry Coppée nazywa go Asem dowcipu. Trudno polemizować z tym określeniem, bo Toto zawsze ma jakąś odpowiedź i to zazwyczaj taką, która „zwala rozmówce z nóg”, a czasami też opiekunów.


W „Żarcikach Toto” śmiejemy się z prostego – a czasami wręcz logicznego – rozumowanie młodego bohatera i jego bezpośredniości. Toto niektóre polecenia nauczycieli bierze zbyt dosłownie, a czasami pomysłowo próbuje się wykpić od obowiązków. A na pewno warto przy nim trzymać jeżyk za zębami, bo nie wiemy, kiedy nasze własne słowa sprawią, że będziemy się wstydzić. No dobrze nie chcę was straszyć. Czytając perypetie Toto jesteśmy bezpieczni. Możemy dobrze się bawić śmiejąc się z jego tekstów.

[Egzemplarz recenzencki]

"Jaga Czekolada i baszta czarownic" Agnieszka Mielech

"Jaga Czekolada i baszta czarownic" Agnieszka Mielech

Jagoda, jak większość dzieci, lubi słodkości. Ale na tym kończą się jej podobieństwa do ogółu. Jagoda jest raczej outsiderką, samotniczką. Nie pasjonuje się tym samym, co jej rówieśnicy, co nie znaczy, że nie chciałaby się z kimś zaprzyjaźnić. Chciałaby bardzo, ale nie potrafi. Dziewczynka lubi obserwować opuszczony dom w sąsiedztwie. Pewnego dnia wprowadzają się do niego nowe lokatorki. Mirella i jej córka Lukrecja. Jagoda jest nimi zafascynowana i próbuje się do nich zbliżyć, a one na to pozwalają. Dziewczynka ma dobrą intuicję. Jej sąsiadki są niezwykłe. To czarodziejki przybyłe z Królestwa Almendurii. Mają chronić tzw. Pierwszy Świat przed czarnoksiężnikiem Hedimem. Jaką rolę odegra Jagoda podczas ich misji?

Autorką cyklu „Jaga Czekolada” jest Agnieszka Mielech znana z książek „Emi i Tajny Klub Superdziewczyn”. Miałam okazję czytać jej powieści dla dzieci i jest to autorka pisząca bardzo szczegółowo. Fajnie sprawdza to się w formule przygodowo-obyczajowej, a w przygodowo-fantastycznej? W powieści „Jaga Czekolada i baszta czarownic” - stety, niestety – widać obyczajowe zacięcie autorki. Pięknie kreuje ona bohaterów. Bardzo dużo uwagi poświęca tytułowej postaci, jej dylematom oraz zmartwieniom. Jej pragnieniu znalezienia przyjaciółki i dziwnej relacji z rodzicami.

Momentami można zapomnieć, że czyta się książkę z elementem magicznym. Mirella i Lukrecja muszą mocno napracować się, aby być widoczne. Jednak to właśnie one dają Jagodzie alternatywę, jakiej ona potrzebuje. I tu dochodzimy do sedna tej powieści, a przynajmniej tak mi się wydaje. Dom czarodziejek pachnie domowymi wypiekami, które matka z córką samodzielnie wyrabiają. Jest jakże inny od świata, jak zna Jaga, w którym rówieśnicy chowają się za ekranami smartfonów, a dorośli są ciągle zapracowani, i jaki chce stworzyć czarnoksiężnik Hedim. One oferują ciepło, zrozumienie, kolor. Nie wstydzą się wyróżniać i to ludzi do nich przyciąga.

Uwielbiam takie treści, które pokazują, że to nie wstyd być sobą, że każdy ma jakieś mocne strony. Właśnie moce strony Jagody okazują się kluczem do pokonania czarnoksiężnika. Jest to niejako piękne podsumowanie całej książki, jednak finał mógłby być bardziej dopracowany. Jest dosyć szybki, co powoduje, że autorka nie do końca pokazała znaczenie Jagody w walce z Hedimem. Dlaczego właśnie ona? Dlaczego tak się to odbyło? Czy była jakaś inna droga do pokonania czarnoksiężnika? Wszystko ma tu sens, a jednak nie umiem wskazać, dlaczego właśnie ta umiejętność Jagi okazała się supermocą.

„Jaga Czekolada i baszta czarownic” to pierwszy tom cyklu dla młodych czytelników. Powiedziałabym, że tak około 9, i więcej, lat. Cykl magiczny, ale z dość mocnym akcentem na watki obyczajowo-społeczne. I na pewno wspierający osoby zagubione w grupie rówieśniczej. Zachęcający do bycia sobą, do bycia wyjątkowym. Bo każdy z nas ma swoją własna supermoc.

[Egzemplarz recenzencki]]

"Treny" Jan Kochanowski

"Treny" Jan Kochanowski

Śmierć, czy lubimy o niej rozmawiać? Mam wrażenie, że im człowiek starszy tym chętniej. Czy to kwestia dojrzałości i spokoju? A może skupienie na innych tematach niż w młodości. Dlaczego wywołałam tak trudny temat? Za sprawą jednego z niedocenianych utworów – a właściwie zbioru utworów – w kanonie polskich lektur, czyli „Trenów” Jana Kochanowskiego. Pamiętam, że kiedy uczyliśmy się jednego z „Trenów” na pamięć podchodziliśmy do niego bez emocji. Ot, kolejny tekst do wyrecytowania. Te emocje pojawiły się kiedy wróciłam do tych utworów po latach. Już nie dzieciaczyna, ale kobieta i matka, wiedząca co to miłość do dziecka, znająca poczucie straty.

Można dyskutować, jaki bagaż doświadczeń należy nieść, aby czytać „Treny”. A ja uważam, że należy być po prostu gotowym na refleksję, jaką one niosą. Uświadomić sobie ulotność ludzkiego życia. Na pierwszy rzut oka to utwory ku pamięci dziecka, jednak kiedy się w nie wczytamy, dociera do nas, iż to tak naprawdę głębokie studium żałoby. Czytając „Treny” po kolei, widzimy, że Kochanowski przeżywa wszystkie etapy żałoby wymieniane przez psychologów. Przeżywa na swój sposób, z ogromną wrażliwością.

Jakiś czas temu pisałam o „Weselu” Wyspiańskiego i zachęcałam do anegdotycznego czytania tego utworu. W przypadku „Trenów” mam zgoła inne przemyślenia. Chciałabym odejść od domniemań, które dziecko Kochanowski kochał najbardziej. Śmierć, jak strasznie to nie zabrzmi, jest uniwersalna. Każdy z nas miał lub będzie miał z nią styczność, a „Treny” powinno się czytać przez pryzmat własnych doświadczeń i wrażliwości, a nie tychże autora. Wtedy robią największe wrażenie.


[Egzemplarz recenzencki]

"Roboty i AI" Paul Virr

"Roboty i AI" Paul Virr

Roboty to nie tylko wymysł twórców science-fiction. One żyją obok nas i już tak się do nich przyzwyczailiśmy, że nie zwracamy uwagi, jak bardzo pomagają nam w codziennym życiu. Być może odbiegają od wizji z popkultury, bo nie maja humanidoalnego kształtu, ale to nie zmienia faktu, że nam towarzyszą. Dziś spróbujemy spojrzeć w ich kierunku, a to za sprawą książki, jaka ukazała się w popularnonaukowej serii dla dzieci „Wielka Księga Zdolniachów” pt. „Roboty i AI”.

Jest to bogato ilustrowana publikacja, w której Paul Virr za pomocą krótkich fragmentów akapitów przedstawia fakty na temat robotów i sztucznej inteligencji. Formuła, która świetnie sprawdza się już u przedszkolaków. Co prawda wydaje mi się, że wydawcy myśleli o starszym odbiorcy (w wieku wczesnoszkolnym), jednak konstrukcja tej książki sprawia, że jest uniwersalna pod względem wieku.

Świetne są też eksperymenty, które autor proponuje czytelnikowi. Chociażby budowa robotycznego ramienia. Nie powiem, że to łatwe przedświecie, ale jakież satysfakcjonujące, a zdobywanie wiedzy przez praktykę jest dużo bardziej efektywne.

Myślę, że ta książka znajdzie swoją grupę odbiorców. Na pewno są dzieci, które już od najmłodszych lat interesują się technologią, a może tworzą własne roboty z klocków i zastanawiają się, jak dodać im element ruchu, albo jakie mógłby mieć zastosowanie. Może publikacja taka będzie dobrym dopełnieniem zajęć z robotyki, na które rodzice chętnie zapisują swoje pociechy? Ja to tak tu zostawiam, a kto chce niech się inspiruje, kupuje lub wypożycza i czyta.

[Egzemplarz recenzencki]

"Siła autentyczności. Jak przestać martwić się opinią innych, być sobą i osiągnąć pełnię możliwości" Michael Gervais

"Siła autentyczności. Jak przestać martwić się opinią innych, być sobą i osiągnąć pełnię możliwości" Michael Gervais

Poradnik „Siła autentyczności. Jak przestać martwić się opinią innych, być sobą i osiągnąć pełnię możliwości” mówi o FOPO, czyli lęku przed opinią innych. Lęku paraliżującego, blokującego nas w działaniu, ale tez wpisanego w nasz system przetrwania. Bo aprobata społeczna – z punktu widzenia ewolucji – w tym przetrwaniu pomaga. W grupie jesteśmy silniejsi, możemy bronić się przed niebezpieczeństwem. Jest ona też gwarantem przetrwana gatunku. Skoro ewolucja obdarzyła nas tym mechanizmem, czy warto z nim walczyć? Czy jesteśmy skazani na dopasowanie się, pomimo swoich pragnień, celów, oczekiwań? A może jest sposób na bycie w grupie i bycie sobą? Bo dlaczego ktoś ma decydować, co dla nas najlepsze? Dlaczego mamy cierpieć przez czyjeś „dobre rady”. Michael Gervais – autor książki – chce nam wytłumaczyć, jak działa FOPO i pokazać, jak wziąć swoje życie w swoje ręce.

„Siła autentyczności” to poradnik, ale w trakcie czytania tego nie czuć. Gervais prezentuje temat wykorzystując do tego przykłady z biografii sławnych ludzi, jak i swoje doświadczenie jako psychologa sportowego. Przykładowo w jednym z rozdziałów zagłębiamy się w fascynujący życiorys Beethovena i to napisany w całkiem zajmujący sposób. Można się kompletnie zatracić w czytaniu, ale też poczuć pewną wspólnotę z gwiazdami. Zobaczyć, że nimi targają (lub targały) podobne obawy. Te, nieco anegdotyczne przykłady, pozwalają nam zrozumieć mechanizm FOPO, ale też są punktem wyjścia do pracy nad nim.

„Im szybciej fundamentalnie zmienisz swój stosunek do opinii innych, tym szybciej staniesz się wolny. Całkowicie wolny tak, żebyś będąc sobą , czuł się swobodnie.”1 Pierwszy krok do walki z FOPO to uświadomienie sobie, że my sami musimy przeżyć nasze życie. My, i tylko my, płacimy za nasze błędy i jesteśmy kowalami swoich sukcesów. Nikt nie może nam wmówić, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy. Jesteśmy.

1 Michael Gervais, „Siła autentycznosci. Jak przestać martwić się opinią innych, być sobą i osiągnąć pełnię możliwości”, przeł. Bartłomiej Kotarski, wyd. Kobiece, Białystok 2025, s. 13.

[Egzemplarz recenzencki]

Copyright © Asia Czytasia , Blogger