"Belle Morte" Bella Higgin

"Belle Morte" Bella Higgin

Wampiry – bestie czy celebryci? Obserwując ich popularność zarówno w filmie jak i w literaturze, można przypisać im miano gwiazd. Z potworów popkultura zrobiła piękne, wrażliwe istoty, których nieśmiertelność fascynuje, a pożywianie się krwią jest sexy. Tym tropem poszła Bella Higgings pisząc powieść „Belle Morte”. W tej książce wampiry to dosłownie celebryci. Do swoich domów zapraszają tzw. dawców, którzy spijają piankę z ich sławy. Proces ich wybierania, przybycia do domu to istne reality show. Ludzie, którzy się zgłaszają do tej roli są albo zafascynowani nieśmiertelnymi, albo liczą na stanie się gwiazdą i finansowe profity. Ale nie Renie. Ona chce odszukać siostrę, która kiedyś weszła do wampirzego domu i ślad po niej zaginął. Jakie tajemnice skrywają drzwi Belle Morte.

Mieliśmy trochę tych wampirów w literaturze, a swego czasu książki z nimi były w topce najczęściej czytanych. I ja uległam tej modzie i, pomimo że nie przepadam za romansami, urzekł mnie mrok, desperacja nawiązywanych w nich relacji. Właśnie takimi historiami inspiruje się Bella Higgins. „Belle Morte” to książka o więzi. Więzi siostrzanej, przyjacielskiej, miłosnej. Świat, jaki został stworzony na potrzeby tej powieści autorka rozbudowuje tyle, ile potrzeba do rozwoju akcji. To tak naprawdę jest wyłącznie tło. Tło dla wyżej wymienionych racji i emocji z nimi związanymi.

Generalnie Bella Higgin miała dobry pomysł na fabułę. Chociaż wiele elementów jest już nam znana. Młoda dziewczyna, przystojny wampir, zaginiona bliska osoba i moje ulubione: „Kiedy ją ugryzł, powiedział sobie, że robi to, aby nie mógł tego zrobić Etienne. Gdy poczuł smak jej krwi, myślał jedynie o tym, że znalazł się w niebie. Kiedy ostatnio coś smakowało tak dobrze? Na samo wspomnienie jego kły się wydłużyły i zaczęły napierać na dziąsła.”1 Bo u każdego prawdziwego faceta na myśl o fascynującej dziewczynie coś musi napierać ;) Dobra koniec śmieszkowania. Summa summarum Bella Higgin wyraźnie inspiruje się popowymi powieściami o wampirach, ale jej wampiry się nie ukrywają. One brylują w blasku fleszy, a ludzie się, ich nie bają, a traktują jak gwiazdy.

Kiedy decydowałam się przeczytać tę książkę umknął mi dopisek „a wattpad book”, który znajduje się na okładce, nad czym mocno ubolewam, bo mówi wiele o stylu w jakim jest ona napisana. Co mam na myśli? Mnóstwo opisów (szczególnie wyglądu), średnie kreacje postaci (nie ma dramatu, ale jeszcze rozwinę ten temat) i nienaturalnie szybko nawiązywane relacje.

Pochylmy się na chwilę nad tymi trzema elementami. Najpierw cytat: „Jego czarny podkoszulek z głębokim trójkątnym dekoltem pozwalał się domyślać, że ma ładnie zbudowany tors”.2 W ogóle wszyscy są tu bardzo ładni i modni. Można odnieść ważnie, że autorka bardziej skupiła się na „odpicowaniu” postaci niż uniwersum.

Teraz postacie. Te drugoplanowe są znacznie ciekawsze niż pierwszo. Najsłabszym ogniwem jest główna bohaterka Renie. Ma być harda, ciekawska, a wyszła nijaka, infantylna. Czy Bella Higgin inspirowała się Bellą ze „Zmierzchu”, która też jest „bladą” postacią. Co prawda autorka starała się nadać Renie charakterku, ale wygląda to średnio. Pozostaje wierzyć, że tak jak Bella i Renie się ogarnie i w kolejnych częściach lepiej się zaprezentuje. Natomiast drugoplanowe postacie, a szczególnie ich przeszłość i powiązania, mogą zaintrygować. To przy ich pomocy autorka nadaje historii tajemniczości i mąci. Co jest wyjątkowo atrakcyjne.

Wspominałam już, że to książka o relacjach, a te są nawiązywane w tempie znanym z powieści romantycznych. To znaczy „od pierwszego spojrzenia”. Szybko można przewidzieć, kto komu zawróci w głowie, kto z kim będzie „trzymał sztamę”. Biorąc pod uwagę, że Bella Higgin projektuje też bardzo ciekawą tajemnicę do odkrycia, elementy niepewności, więcej braku zaufania było by pożądane.

Będę z wami szczera. Nie jest to najlepsza, ale też nie najgorsza powieść o wampirach. Raczej dla miłośników książek romantycznych, którzy są w stanie wybaczyć głównej bohaterce nieco infantylności. Rekompensuje ją mroczna tajemnica, a także wartka akcja, która szczególnie napędza się w drugiej połowie powieści.

1 Bella Higgin, „Belle Morte”, tłum. Marta Faber, wyd. Zysk i s-ka, Poznań 2025, s. 75.

2 Tamże, s. 55.

[Egzemplarz recenzencki]

"Miś Puki na tropie smoka wawelskiego" Asia Olejarczyk

"Miś Puki na tropie smoka wawelskiego" Asia Olejarczyk

Jest piosenka o musze w mucholocie, która leci do Krakowa, a ja chciałabym wam przedstawić jeszcze jednego osobnika, który obrał ten kierunek, misia podróżnika o imieniu Puki. On akurat przenosi się do dawnej stolicy Polski za pomocą magicznego globusa. Planuje trochę pozwiedzać, a także sprawdzić, czy w legendzie o smoku wawelskim jest ziarno prawy. Relację z jego podróży możecie przeczyć w książce „Miś Puki na tropie smoka wawelskiego”.

Kraków jest miejscem wartym odwiedzenia. Jego walory turystyczne są bezdyskusyjne. Pamiętam, że pierwszy raz byłam tam w wieku 8 lat i miasto mnie zachwyciło, a byłam raczej dzieckiem, które standardowo podchodziło do zwiedzania (czytaj: „nuuuda!”). Jednak spacer po Krakowie zrobił na mnie wielkie wrażenie, a widoki, zabytki utrwaliły się w mojej głowie, jak zdjęcia na kliszy.

Książka o misiu Pukim może być zarówno świetnym towarzyszem podróży, jak i bajką o walorach historyczno-krajoznawczych. Dla małego misia zwiedzanie wielkiego miasta to niewątpliwie ogromne przeżycie. Podczas tej wycieczki poznaje życzliwych ludzi (i zwierzęta), które ułatwiają mu zwiedzanie, jak i opowiadają co nieco o odwiedzanych miejscach. Do tego mamy zagadkę do rozwiązania: Jak to było z tym smokiem wawelskim? Puki niczym zręczny detektyw zbiera informacje i wyciąga z nich wnioski. Dzięki tym elementom książkowy spacer po Krakowie jest również świetną przygodą.

Opowiadam o Pukim, a zapominałam wspomnieć o jego właścicielce i autorce książki Asi Olejarczyk. Nie mam pojęcia, jak wpadła ona na pomysł, aby zwiedzać świat z pluszakiem w plecaku, ale jest to na swój sposób urocze i świetnie, iż przerodziło się to w serie bajek dla dzieci. Bo Olejarczyk potrafi fajnie pisać. Z nudnego oglądania – jak mogą postrzegać zwiedzanie młodzi turyści – tworzy świetną przygodę. Pokazuje, że poznawanie nowych miejsc jest zabawne i ekscytujące.

[Egzemplarz recenzencki]

"Tycipieski. Najlepsze urodziny Zuzi" Rose Lihou

"Tycipieski. Najlepsze urodziny Zuzi" Rose Lihou

Zbliżają się urodziny Zuzi. Mama planuje przyjęcie, ale dziewczynka ma mieszane uczucia. Stresuje się, czy wszystko się uda, czy goście będą się dobrze bawić. Czy w ogóle da się zorganizować imprezę idealna? Czy nieśmiała osóbka jest w stanie brylować podczas przyjęcia? A może to nie jest nikomu potrzebne. Wystarczy być sobą i zrobić coś w swoim stylu?

W książce „najlepsze urodziny Zuzi” bohaterka zauważa, że jej rodzina jest nico inna. Dziewczynka mieszka z mamą i dziadkami w domu z ogrodem. Kochają naturą, hodują własne warzywa, babcia piecze tort z pasternaku, a dziadek rzeźbi figurki. Powiecie, że to nic takiego, jednak dziewczynka obawia się, czy szkolni koledzy nie będą postrzegali jej rodziny przez pryzmat dziwaków. Rose Lihou, autorka książki, tak kieruje akcją, że to co mogło być powodem do śmiechu, ratuje przyjęcie, a goście są zachwyceni przygotowanymi dla nich atrakcjami.

Zuzia to typ spokojnej, nieśmiałej bohaterki, a Rose Lihou pokazuje w cyklu o Tycipieskach, że takie dzieci też są wyjątkowe. Zuzia jest pełna obaw przed przyjęciem. Przeraża ją bycie w centrum uwagi, a także wyśmianie przez kolegów i koleżanki, gdyby przyjęcie okazało się „klapą”. Lihou delikatnie „ściąga” z niej wszystkie obawy. Ta bohaterka z każdą strona promienieje. A ewentualne zwroty akcji, małe dramy mające miejsce na imprezie, jeszcze dodają jej blasku.

Cykl o Tycipieskach to ciepłe, spokojne książki. Przenoszą dzieci do świata przepełnionego miłością, przyjaźnią i wsparciem. Moja córka co prawda ma inny temperament niż Zuzia, ale bardzo lubi tę bohaterkę. Towarzyszy jej i małym pieskom w kolejnych przygodach i chętnie doradza. Te bajki mają też moc wyciszania. Wspierają, uspokają przebodźcowane po całym dniu aktywności dziecko, chociaż nie zapominają o przygodzie, która ma zaciekawiać. Tu wszystko jest na swoim miejscu. Książka zaciekawia i relaksuje.

[Egzemplarz recenzencki]

"Dinorożek" Matilda Rose

"Dinorożek" Matilda Rose

Czy można okiełznać czyjś temperament? Albo zadam pytanie inaczej, po co to robić? Przecież każdy swoja wyjątkowością wnosi coś do świata. Poznajcie Dinorożka, pupila księżniczki Toli, bardzo energicznego zwierzaka. Dinorożek lubi deptać, a przecież Tola chce wyhodować tęczowe róże na Święto Królewskich Pąków. Deptanie raczej nie jest wskazane. Czy na pewno? Żeby te wyjątkowe kwiaty wyrosły potrzebna jest szczypta dinomagii. Szkoda, że Dinorożek nie chce czarować.

Matilda Rose w tej części cyklu o magicznych zwierzakach postawiła na przeciwieństwa. Zadaniem księżniczki Toli jest wyhodowanie kwiatów, do tego potrzeba cierpliwości. Ale kto lubi czekać? Może jej pomóc dinomagia, ale Dinorożek, zamiast czarować, depcze wszystko naokoło. Czyli jednak trzeba poczekać. Księżniczka i jej pupil oddają się przyjemności chodzenia, skakania i deptania. Uwolnienie charakteru pupila, pozwolenie mu na wyładowanie energii sprawia, że pojawia się magia. Róże urosły dzięki... deptaniu.

Sam pomysł stworzenia Dinorożka sprawia, że do czytania tej bajki zostają zaproszeni chłopcy. Ja jestem, co prawda zdania, że bajki nie mają płci, jednak przyznać trzeba, iż księżniczki i tęczowe rogi sprawiły, że cykl ten mógł być postrzegany, jako dziewczęcy. A tu nagle dinozaur. I to jeszcze taki niepoprawny dinozaur, którego roznosi energia.

Może Matilda Rose napisała tę bajkę nieco przekornie, ale jakże uroczo. Dinrożek nie spotyka się z krytyką, a akceptacją. I właśnie ona aktywuje dinomagię. Jest też słówko o czekaniu. Czasami jest ono nieuniknione, ale zamiast narzekać, liepiej pomyśleć, jak sobie je umilić. O tym wszystkim Rose opowiada w tęczowych barwach.

[Egzemplarz recenzencki]

Moje babcie nie ubierają się u Chanel" Beata Lewicka

Moje babcie nie ubierają się u Chanel" Beata Lewicka

  Wakacje z babciami. Dla trzynastoletniej Gabi to jak zesłanie. Ale jakoś trzeba to przetrwać szczególnie, że rodzice nie pozostawiają jej wyboru i zasłaniają się zawodowymi obowiązkami. Jednak babcie zadziwiają dziewczynę. To nie panie w „moherach”, a prężenie działające aktywistki ogarniające, czym są media społecznościowe. Już pierwszego dnia dziewczyny ruszają na manifestację. Wspiera ją popularna celebrytka, która przekazuje cenną broszkę na licytację. Natomiast ta zostaje skradziona. Gabi i jej babcie postanawiają dołożyć wszelkich starań, aby odnaleźć stracony przedmiot.

Dla nastolatki zazwyczaj ważniejsza jest więź z przyjaciółmi i i ich akceptacja, a relacje z rodzicami czy też babciami i dziadkami ulegają rozluźnieniu. Czy przepaść pokoleniowa jest tak duża, iż nie da się jej przeskoczyć? Bohaterka książki Beaty Lewickiej „Moje babcie nie ubierają się u Chanel” nie doceniła seniorek. Zaskoczyły ją swoją energią i dopasowaniem do świata. Czy babcie mogą nagrywać live'y, chodzić na manifestacje, działać i błyszczeć. Owszem. U Lewickiej stare i młode pokolenie może się świetnie dogadywać i współpracować.

Z jednej strony autorka rozprawia się ze stereotypem moherowej babci, ale robi to przy pomocy bardzo nietypowych bohaterek, zapominając o dużej grupie ludzi zasłaniających się słowami „bo w moim wieku...”. Przy babci Krysi i babci Stasi każdy wypada blado i nudno. Te kobiety porażają energią i fantastycznie wykorzystują to, co oferuje świat. I do realizacji swoich celów, jak i rozwijania pasji. To są świetne bohaterki, które zarówno „zasypują” pokoleniową przepaść, ale też mogą zmotywować starsze pokolenia, dodać odwagi do czerpania z życia. Problem w tym, że powieść Lewickiej ma młodzieżowy charakter i – językiem, młodą narratorką i jej dylematami – jest skierowana do nastolatków. Wątpię, że ta historia porwie dorosłego czytelnika. Może doceni fragment, postacie, rozwiązania fabularne, ale całościowo... Taki odbiorca raczej szuka czegoś innego. Natomiast babcie są niewątpliwe postaciami z potencjałem. Chciałabym je zobaczyć w odsłonie dla dorosłego czytelnika.

Bardzo polubiłam również Gabi. To świetna, mądra dziewczyna z pasją. Dzięki przygodzie, jaką przeżyła z babciami dotarło do niej, jaka jest i co lubi. Można powiedzieć, że przewartościowała swoje życie. Dotarło do niej, że nie musi być taka jak wszyscy, że nie musi zniknąć w tłumie, że jest świat poza social mediami i jest on wyjątkowo atrakcyjny. W tym miejscu muszę dodać, że Lewicka bardzo fajnie, „bezpiecznie” wplotła w tę historię wątek pierwszych fascynacji, zauroczeń. Czuję, że młode czytelniczki będą nim zachwycone i odnajdą się w nim.

Gabi interesuje się modą, a Lewicka sprytnie to wykorzystała, aby wpleść w treść ciekawostki z tej „branży”. Wyszło jej to bardzo zgrabnie, a ja muszę docenić taki wybór obszaru zainteresowań główniej bohaterki. Ta książka zachęca do szukania swojego stylu, a nie kopiowania koleżanek i masowego kupowania koszulek z sieciówek. Ona kieruje uwagę na najwybitniejszych. Chociażby taka Coco Chanel, która „siedzi” w tytule. Ikona stylu i elegancji, ale – przy odrobinie pomysłowości – te ikoniczne projekty można połączyć z casualowym outfitem, co doda mu charakteru.

Podsuwajcie tę książkę swoim nastolatkom. To trudny wiek, a Lewicka w lekki i zabawny sposób pokazuje, że warto być sobą, że oryginalność jest trendy, że wcale nie musicie dostosowywać się do grupy, bo gdzieś tam jest świr, który nadaje na tych samych falach. No, a co z babciami? One są wulkanami energii, którą nam imponują. Nie boją się świata. Zamiast tego czepia z niego garściami i tego uczą swoją wnuczkę i wszystkich czytelników tej książki.

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
"Obłoczka" Matilda Rose

"Obłoczka" Matilda Rose

Księżniczka Sara jest lękliwą osobą. Ma nadzieję, że w Sklepie z Magicznymi Zwierzętami znajdzie zwierzątko, które będzie ją chronić. Poznaje tam Obłoczkę. Małą smoczycę, której też przydałoby się więcej odwagi. Podczas wycieczki szlakiem Pionierów z Migotkowa księżniczka i jej pupilka stawią czoła własnym lękom.

Smoki zazwyczaj są przedstawione , jak potężne, budzące lęk istoty. Ale Obłoczka jest tak słodka, że chce się nią zaopiekować. Kiedy właścicielka Sklepu z Magicznymi Zwierzętami wybiera ją dla księżniczki Sary, ma świadomość, że nie jest ona najodważniejszym stworzeniem. Jednak czuje, że księżniczka i smoczyca są sobie potrzebne, że pomogą sobie nawzajem pokonać to, co je osłabia. W finale okazuje się, że to czego najbardziej się bały wcale takie straszne nie jest.

Uroczą bajkę napisała Matilda Rose, a przez ilustracje Tima Budgena jest ona jeszcze słodsza. Wielkim oczom Obłoczki na okładce nie sposób się oprzeć. A potem jest tylko lepiej. Magia, księżniczki i ciepła historia o wspieraniu się pomimo własnych obaw.

W ogóle pomysł ze Sklepem z Magicznymi Zwierzętami jest bardzo dobry. Już na początku książki jesteśmy zaproszeni do wyjątkowego miejsca i zastanawiamy się, co tam zastaniemy. Jego właścicielka umiejętnie dobiera pupila i właściciela. To mądra kobieta – a może wróżka – która wie, jak pomóc. Sprawia, że jej klienci nie stoją w miejscu, a rozwijają się. W przypadku Sary chodziło o odwagę i dziewczynka tę odwagę wypracowała dzięki Obłoczce i wyzwaniu w jakim zdecydowała się wziąć udział.

Jeżeli mięłabym dodać jakiś podtytuł do „Obłoczki” to napisałabym, że to „bajka o odwadze dla przedszkolaków”. Myślę, że finał tej historii świetnie pokazuje, iż czasami „strach ma wielkie oczy” i lepiej sprawdzić niż wyobrażać sobie, co może na nas czekać w nowym miejscu. Pokazuje też, że warto popróbować, bo to nas wzbogaca.

[Egzemplarz recenzencki'

"Łąka" Bolesław Leśmian

"Łąka" Bolesław Leśmian

Jakiś czas temu zauważyła, że ze wzrostem popularności literatury 18+ wypaczyło się znaczenie słowa erotyk. Zapomniano, że to utwór liryczny. Skoro cielesność, jest taka moda w literaturze to może sięgniemy po tych najlepszych, najsłynniejszych. Wywołam tu Bolesława Leśmiana i jego piękne namiętne wiersze.

„Duszno było od malin, któreś, szepcząc, rwała.

A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,

Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni

Owoce, przepojone wonią twego ciała.”1

Pięknie pisze Leśmian. Dużo w tych tekstach natury, a nawet słowiańskości, co wywołuje efekt pierwotności, nieokrzesania, oddania się pragnieniom. Ale też te wiersze są bardzo sensualne, delikatne, namiętne. Tu nikt nie pyta o pochodzenie, nie myśli o wczoraj i jutro. Ważna jest chwila i ją łapie Leśmian w poetyckich kadrach.

„Wśród gieorginij – brzęczenie os.

Twojeż to kroki? Twójże to głos?

To – koniec lata, jeden z tych dni,

Gdy słońce blednie, a ogród lśni.”2

Leśmian to też ciekawa biografia. I pewnie ciężko go polubić czytając, jak okręcał sobie wokół palca kolejne kobiety. Ale możemy utrzeć mu ten ten haczykowaty nos. Leśmian – wbrew tendencjom epoki – nie chciał, aby jego twórczość trafiła pod strzechy, a poniekąd stał się poetom mas. Czy ten trend się utrzyma? Co prawda my już nie zarumienimy się, jak maliny, ale pozwólmy sobie napawać się klimatem tych wyjątkowych wierszy. Poczuć zapach łąki i jej miękkość. na gołych stopach.

1 Bolesław Leśmian, „W malinowym chruśniaku” [w:] Bolesław Leśmian, „Łąka”, wyd. Powergraph, warszawa 2025, s. 89.

2 Bolesław Leśmian „Wśród gieorginij” [w;] tamże, s. 22.

[Egzemplarz recenzencki]

"Franek na biwaku" Kasia Keller

"Franek na biwaku" Kasia Keller

Przed jeżykiem Frankiem prawdziwa męska wyprawa. Jedzie z tatą i dziadkiem na biwak? Bardzo się cieszy, ale też trochę niepokoi, czy deszcz nie zepsuje im wycieczki. Ale nie ma co się martwić na zapas. Jak to się mówi: „Przyjdzie czas, będzie rada”. To powiedzenie idealnie pasuje do nocy pod namiotem, gdzie nie da się przewidzieć wszystkiego i trzeba reagować chociażby na zmieniającą się pogodę, a rodzina jeży z pozytywnym nastawieniem przystępuje do rozwiązywania wyzwań, jakie przed nimi staną.

W ogóle to ogromnie pozytywna bajka. Franek jest w nowej sytuacji, ma do niej wiele pytań i na te pytania z cierpliwością i uśmiechem odpowiadają opiekunowie. Kiedy już są na biwaku, nie złoszczą się, że coś poszło nie tak. Pokazują małemu jeżykowi, że nie zawsze mamy wpływ na okoliczności, ale zawsze jest jakieś rozwiązanie. Mam znajomą, która mówi, że trzeba myśleć pozytywnie, bo wtedy przyciąga się dobre rzeczy. Nagrodą dla Franka i jego towarzyszy jest wspaniale spędzony czas i przepiękna tęcza, która zdobi niebo po ulewie.

Oczywiście książka ta to też biwakowanie – wspólne rozstawianie namiotu, rozpalanie ogniska, posiłek na świeżym powietrzu. To czas współpracy i integracji. Tylko Franek, tata i dziadek. W stu procentach dla siebie. Taki wspólny czas to coś bezcennego szczególnie dla małego dziecka. To nie tylko atrakcje, ale możliwość cieszenie się sobą nawzajem.

W ładna bajkę ubrała to wszystko Kasia Keller, autorka książki. Prosta, sympatyczna, idealna dla przedszkolaków. Płynie z niej dużo cierpliwości i rozwagi, a te pozwalają uspokoić się w nieprzewidzianych sytuacja, których przecież nie sposób uniknąć. Warto nad tym prawować już od najmłodszych lat.

[Egzemplarz recenzencki]

"Tymek i Mistrz. Wyprawa na koniec świata" Rafał Skarżycki, Tomasz Lew Leśniak

"Tymek i Mistrz. Wyprawa na koniec świata" Rafał Skarżycki, Tomasz Lew Leśniak

Bystry Tymek i roztargniony Mistrz – ten duet po raz kolejny zaprasza nas w wir przygód. Czwarty tom ich perypetii zatytułowany jest „Wyprawa na koniec świata”. Ale to nie jedyne wyzwanie, jakie czeka na tych bohaterów. W tym zeszczycie między innymi wezmą udział w wyścigu latających dywanów, Tymek spróbuje wyczarować smoka, sprawdzą dlaczego licho nie śpi i in. Będzie dynamicznie, pomysłowo i śmiesznie.

Czy pamiętacie komiksy o Toto, które wam kiedyś pokazywałam? W „Tymku i Mistrzu” mamy podobną formułę. To są krótkie, szybkie historyjki z zabawna puentą – czasami zaskakującą, a czasami nawiązującą do popularnych dowcipów. Publikacja, która ma bawić, relaksować, poprawić humor. A magia, którą jest napełniona jeszcze dodaje jej nieprzewidywalności i pozytywnie zaskakuje.

To co wyróżnia cykl duetu Leśniak i Skarżycki to barwne, fantastyczne uniwersum. Ja co prawda miałam okazje przeczytać tylko ten jeden zeszyt, ale już po nim mogę wywnioskować, że autorzy stworzyli gors postaci i umieścili je w starannie wymyślonym świecie. Przykładowo mamy tu króla, któremu bez wahania pomagają tytułowi bohaterowie, albo Psuja i Popsuja trochę nieudolnych antagonistów. Pomimo tego, że każda z przygód Tymka i Mistrza jest bardzo krótko przedstawiona widać, że cała otoczka jest rewelacyjnie opracowana. Żart żartem, ale trzeba go dobrze zaprezentować i to udało się duetowi Leśniak i Skarżycki.

„Tymek i Mistrz” to pozycja obowiązkowa dla fanów krótkich komiksów i szybkich historii. Pamiętam, że jak byłam dzieckiem kupowałam broszury z dowcipami. Moim dzieciom zamiast tego mogę podsunąć wspaniale opracowane albumy, do których zalicza się prezentowana publikacja. Tu bawi i treść, i rysunek, a do tego widać, w jak kompletnym uniwersum ten żart, ta przygoda zostały umieszczone. Nie sposób nie docenić pracy duetu Leśniak i Skarżycki oraz wydawnictwa Kultura Gniewu.

[Egzemplarz recenzencki]

"Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku" Natasza Socha

"Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku" Natasza Socha

Poranki to czas rytuałów. Każdy z domowników krząta się w swoim tempie, aby przygotować się na to, co czeka go danego dnia. W tytule książki Nataszy Sochy „Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku” kubek z czarnym naparem staje się symbolem normalności. Normalności zburzonej przez chorobę. Mąż Małgorzaty staje się innym człowiekiem po przejściu udaru. Do tej pory to on oferował żonie pomocną dłoń, a teraz przerasta go zjedzenie talerza zupy. Żona Adama choruje na raka. Codziennie zmaga się z bólem i ociera o rezygnację z życia. Każdego dnia ma coraz mniej sił. Małgorzata i Adam stają przed trudną decyzją. Nie są w stanie zapewnić bliskim odpowiedniej opieki. Decydują się na oddać ich do ośrodka opiekuńczego. Tam właśnie się poznają. Podobne doświadczenia, wyzwania, emocja sprawiają, że stają się sobie bliscy, że stają się dla siebie wsparciem.

Jak widzicie jest t powieść o chorobie, ale z akcentem na tę drugą osobę. Na tę która towarzyszy, bierze odpowiedzialność za chorego. To jest opowieść o cierpieniu, ale nie fizycznym, a emocjonalnym, o decyzjach niemożliwych do podjęcia, o pustym domu, o bezsilności i złości. Historia o miłości i oddaniu, bo przecież oboje bohaterowie bardzo kochają swoich partnerów i ta miłość sprawia, że jest im szczególnie ciężko. To historia o wspomnieniach i zniszczonych marzeniach.

A jak napisała Natasza Socha tę powieść? Generalnie jest to taka książka, którą pomimo ciężkiego tematu czyta się całkiem dobrze. Autorka przedstawia historie Małgorzaty i Adama w krótkich rozdziałach, które się przeplatają. Trochę się zdziwiłam, że chciało jej się wymyślać dla nich tytuły, ale są one trafne i niejako podsumowują treść danego fragmentu. „Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku” niewątpliwie ocieka emocjami. To właśnie o nich chce opowiedzieć pisarka. O dylematach i uczuciach partnera, opiekuna osoby ciężko chorej. Nie jest to książka wolna od banału, czy też (nieco patetycznych) mądrości. Zastanówmy się czy to źle. Dla mnie – osoby, która nigdy nie była w takiej sytuacji – brzmiało to trochę sztucznie. Aczkolwiek chciałabym usłyszeć opinię tych, którzy doświadczyli podobnych problemów. Czy Natasza Socha trafnie uchwyciła ich odczucia? Czy ubrała je w odpowiednie słowa? Czy „Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku” może być czymś w rodzaju katharsis?

Przyszedł czas podsumowania mojej opinii o „Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku”, a ja czuję, że nie mam nić więcej do dodania. Pozostaje mi tylko zaprosić was do poznania historii tych dwojga ludzi, którzy znaleźli się w najgorszym momencie życia. Zmierzyć się z ich bezsilnością. Spróbować zrozumieć i otoczyć empatią.

[Egzemplarz recenzencki]

"Tropiciel Mops. Dzika przygoda w parku safari" Laura James

"Tropiciel Mops. Dzika przygoda w parku safari" Laura James

Mops jest dzielnym pieskiem, ale kiedy panna Miranda – jego właścicielka – obwieszcza, że jadą zobaczyć lwy nawet on czuje niepokój. Wszak taki lew to groźne zwierzę. Jednak Miranda uważa, że Mops powinien przełamać strach i upiera się przy wyprawie do zoo i odwiedzeniu wybiegu wielkich kotów. Na miejscu poznają gwiazdę telewizji, a Mops przeżyje serię przygód. Jakie zwierzęta zobaczy w zoo? Czy lwy okażą się miłe, a może będą chciały go zjeść jako przekąskę? Kolejna książka Laury James zatytułowana jest „Tropiciel Mops. Dzika przygoda w parku safari”.

Sympatyczne są opowiastki o Mopsie, bo ona sam to słodki zwierzak. Nieco gapowaty i przez ulega serii przypadkowych zdarzeń, które opisuje James. Tym razem zostaje wrobiony w wyprawę do zoo. Napisałam wrobiony, bo to panna Miranda zasłoniła się Mopsem, aby spełnić swoją zachciankę. Trochę nieładnie panienko. Natomiast na miejscu okazuje się, że zwierzęta wcale nie są takie straszne, a większe zamieszanie będzie efektem czynów człowieka. Dobrze, że panna Miranda i Mops są na miejscu. Dadzą nauczę pewnej osobie, która ma niezbyt dobre zamiary.

Za co lubimy przygody Mopsa? Za dobre tempo akcji, humor i troskę jaką panna Miranda otacza swojego pupila. Gdzie Mops, tam zawsze zawsze coś się dzieje. Kłopoty lubią tego zwierzaka, ale jego właścicielka nigdy nie zostawia go w potrzebie i w brawurowym stylu wyciąga go z tarapatów, w jakie wpadł. Cenię też to, jak książka została wydana i przetłumaczona. Ilustracje są utrzymane w szacie kolorystycznej, jaką widzicie na okładce. Czcionka jest większa, a imiona polskie, co sprawia, że jest to niezła publikacja do szlifowania umiejętności czytania, jak i samodzielnego odkrywania przygód Mopsa.

Każde spotkanie z Mopsem to ogrom radości. Moje dzieciaki wprost go uwielbiają. Niby taki spokojny pies, a wokół niego zawsze dzieje się coś szalonego. Mam nadzieję, że on się świetnie bawi ze swoją panią, bo my, kiedy o nich czytamy, wprost wybornie.

[Egzemplarz recenzencki]

"Japonia. Kraj możliwości" Zofia Jurczak

"Japonia. Kraj możliwości" Zofia Jurczak

Odkodować Japonię – takie zadanie postawiła przed sobą Zofia Jurczak. Zaczęło się od fascynacji japońskim kinem, a skończyło... Pewnie jeszcze nie skończyło, ale już przyniosło wspaniałe efekty w postaci reportażu „Japonia. Kraj możliwości”. Reportażu, który – z założenia – ma pokazać Japonię taką jaka jest, w oderwaniu od stereotypów i naszych wyobrażeń. Reportażu mającym wyjaśnić też dlaczego jest jaka jest, co ukształtowało ten kraj i jego obywateli.

U Jurczak historia miesza się ze współczesnością. I tak powinno być, bo bez zrozumienia kiedyś nie sposób zrozumieć teraz. Autorka zręcznie lawiruje między epokami, wydarzeniami, aby opisać Japonię. Trudno mi ocenić, co powinna zawierać książka o o niej, bo ja żyję raczej literackimi opisami niż faktami, więc w pełni zaufałam Zofii Jurczak przy wyborze tematów. Powiem wam, że niezła z niej gawędziara. Już od pierwszych stron dałam się porwać tej fascynującej opowieści. I nie ważne dla mnie było, czy Jurczak opowiada o szogunach, o pociągach, czy toaletach, bo robiła to z niesamowitą energią. Odniosłam też ważenie, że bardzo przyłożyła się do odkodowywania Japonii. Ta książka to nie tylko jej osobiste spostrzeżenia, ale przede wszystkim rewelacyjne przygotowanie do spotkania z krajem kwitnącej wiśni. I to jest największy plus tej publikacji. Ona jest „dzieckiem” pasji i zręcznego pióra.

Jeżeli miałabym nad czymś ubolewać to nad małą ilością zdjęć. Jest co prawda kilka, ale mało i czarno-białe. To nie jest tak, że książka jest byle jak wydana, bo widać, że wydawca dołożył starań. Po prostu tu postawiono na treść, która – owszem – jest fascynująca, jednak czasami coś tam sobie wyszukiwałam w Internecie, bo Jurczak tak ciekawie o czym pisała, że bardzo chciałam zobaczyć dany obiekt.

Czytanie reportażu „Japonia. Kraj możliwości” dostarczyło mi ogrom frajdy. Ta Jurczak to musi być fajna babka, skoro tak zajmująco potrafi opowiadać. Misję „odkodować Japonię” zrealizowała koncertowo, prezentując i tłumacząc jakże odmienną kulturę. Podeszła do sprawy lekko, anegdotycznie, ale też świetnie przygotowana. Po takim reportażu nie sposób nie zakochać się w Japonii.

[Egzemplarz recenzencki]

"Emi i tajny klub Superdziewczyn. Ciao, Italia!" Agnieszka Mielech

"Emi i tajny klub Superdziewczyn. Ciao, Italia!" Agnieszka Mielech

Czy lubicie podróżować? W książce, o której chcę wam opowiedzieć spotkałam grupę dzieciaków, które dosłownie to uwielbiają. Kochają poznawać nowe miejsca i ich historię. Mowa o – dość popularnym – cyklu dla dzieci autorstwa Agnieszki Mielech „Emi i tajny Klub Superdziewczyn”. Tym razem kierunek Włochy, także „Ciao, Italia!”.

Przyznam, że do tej pory „Emi...” nie zawitała do naszej biblioteczki, jednak cykl był mi znany i bez wahania skorzystałam z oferty zrecenzowania jednej z przygód tej grupki. Dzieciaki zaimponowały mi od pierwszych stron, kiedy to założycielka klubu opowiedziała o tym, jak on powstał. Płynie z tego nauka, że nie zawsze trzeba dopasowywać się do grupy. Wystarczy znaleźć podobnych sobie wariatów i można stworzyć swoją.

A klub ten naprawdę prężnie działa, bo jego członkowie mają pasje, a te pasje są skutecznie podsycane przez ich rodziców. Książka „Ciao, Italia!” rozpoczyna się od wyjścia do opery. Jakże niedzieciowa rozrywka, można sobie pomyśleć. Ale... Wybrany zostaje spektakl przeznaczony właśnie dla młodszego widza, w tym przypadku jest to młodzieżowa interpretacja „Romea i Julii”. Dzieciaki idą w grupie, w towarzystwie przyjaciół, a przygotowania (m.in. wybieranie stosownego stroju) bardzo je angażują.

Opera bardzo się im spodobała. Zaczynają dyskutować o Weronie i balkonie Julii, który gdzieś tam jest i można go zobaczyć. Tak zaczyna kiełkować pomysł wyjazdu do Włoch. Okazją będzie zaproszenie na biennale. Tzw. włoscy przyjaciele rodziny postarają się ugościć młodych turystów i ich opiekunów. To będzie bardzo intensywny, ale jakże satysfakcjonujący urlop.

Teoretycznie zwiedzenie, to nie jest ulubione zajęcie dzieci w trakcie wakacji, dlatego jestem zachwycona, jak Agnieszka Mielech pisze o tych wszystkich zabytkach. To jak bohaterowie są nimi zafiksowani udziela się, czytelnikowi. Chce się rzucić wszystko i jechać do Włoch. W książce nie brak też włoskich powiedzonek, mentalności Włochów oraz włoskiego jedzenia, zresztą o nim autorka pisze też w taki sposób, że chce się samemu robić makaron. To wszystko jest niesamowite. Energia i pasja skumulowane w tej książce zarażają.

Autorka wplata w fabułę też coś na kształt zadania, tajemnicy. Bohaterowie mają iść za tajemniczymi śladami. Ciekawy wątek, ale – w mojej ocenie – niedopracowany. Widzę luki we wnioskowaniu. Chociaż może jest to wystarczające, jak na standardy powieści dla dzieci.

Takie książki są świetne, bo obalają mit, że z dziećmi nie da się zwiedzać. Emi i jej przyjaciele udowadniają, że nowe miejsca są fascynujące, a za zabytkami kryją się interesujące historie, Ich przygody rozbudzą ciekawość świata. Zachęcają do zobaczenia, spróbowania, zrobienia czegoś nowego.

[Egzemplarz recenzencki]

Copyright © Asia Czytasia , Blogger